poniedziałek, 29 lipca 2019

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 28- na 29 lipca 2019 / Radio "Afera" - 98,6 FM Poznań + "BLUES RANUS" (zastępstwo)





"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli 28- na poniedziałek 29 lipca 2019 - godz. 22.00 - 2.00
 
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl 


realizacja: Szymon Dopierała
prowadzenie: Andrzej Masłowski







STATUS QUO - "On The Level" - (1975) - "Down Down" jednym z filarów sobotniego koncertu w Charlottcie, a także na powitanie w Nawiedzonym Studio. Kawałek jeszcze sprzed ogólnoświatowej sławy, bo choć na Wyspach płyta akurat wbiła się w sam czub UK Top 40, o tyle w Stanach nawet nie odnotowano jej w Billboardowej dwusetce.
- Down Down

STATUS QUO - "Never Too Late" - (1981) - uwielbiam ten album, uważam go za jeden z najlepszych oraz najrówniejszych w dorobku Anglików. Znam tu każdy wers, nutę czy spację, mogę więc z batutą wbić się w szlafrok - bo fraku bym nie zdzierżył - i odśpiewać oraz odtańczyć każdą kompozycję bez najdrobniejszego fałszu.
- Something 'Bout You Baby I Like - {Tom Jones cover}

TOM JONES - "The Ultimate Hit Collection 1965-1988" - (1994) - kompilacja. Jest inaczej niż w o kilka lat późniejszej interpretacji Status Quo. I choć wolę tę piosenkę na rockowo, wersja Toma Jonesa też niczego sobie. Inna sprawa, iż osobiście uważam tego gościa za jednego z najlepszych estradowych wyjców w historii muzyki.
- Something 'Bout You Baby I Like - {singiel 1974}

STATUS QUO - "In Search Of The Fourth Chord" - (2007) - kapitalna piosenka. Najlepsza z obfitego grona tego albumu, a jednocześnie jak najbardziej zasługująca na wieczysty pobyt w każdej koncertowej zespołowej setliście. Jak dobrze, że Francis Rossi i jego towarzysze przypomnieli sobie o tym kawałku na obecnej trasie. Cztery i pół minuty, które noszą się po wodzie, jednocześnie nie ustępując na krok tuzom, pokroju "Whatever You Want" czy "Again And Again".
- Beginning Of The End

STATUS QUO - "Hello!" - (1973) - powszechnie ten album uchodzi za najlepszy przed erą "Rockin' All Over The World", a jednak w Polsce wywołuje on dreszcze tylko u najzagorzalszych sympatyków zespołu. Poza tym, jeśli wchodzimy na grunt najwcześniejszych dokonań Rossiego and Co., to większość moich rodaków zapewne wskaże na LP "Piledriver". Poniekąd nawet rozumiem, wszak mamy na nim cover Doors'ów "Roadhouse Blues", jak też inny super hit "Don't Waste My Time", a jeszcze sporo bluesa, rock'n'rolla, boogie i w ogóle niezłego szarpania.
- Roll Over Lay Down
- Claudie

BOLLAND - "You're In The Army Now" - (1983) - 12" MAXI. Niewinny jeszcze pre-światowy hit w wydaniu Holendrów, który trzy lata później w obroty wzięli Statusi, no i rozkochali w sobie niemal całą ludzką populację. Bracia Rob i Ferdi Bollandowie fakt, mieli smykałkę do tej melodii, lecz nie potrafili jej odpowiednio opakować, natomiast Rossi, Parfitt i reszta ekipy, uczynili z niej prawdziwe bóstwo. Bracia Bolland występują tutaj pod skromnym szyldem "Bolland", zamiast "Bolland And Bolland". Ta druga łatka bardziej do nich przylgnęła więc, by nie było zaskoczenia, poczułem się ową ździebko zagmatwaną kwestię przy nadarzonej okazji wyjaśnić. Szkoda, że błędnie zgrałem winyl na cd-r, przez co poszło do Szanownych Państwa w jakości mono, na domiar złego również jednokanałowo.
- You're In The Army Now
Stare tłoczenie USA. Z niego wczoraj poszło w eter.

BLACK SABBATH - "Sabotage" - (1975) - rozkosznie lubię "szóstkę" Sabbath'ów, choć w świadomości "znawców" tej grupy przede wszystkim liczy się tylko jej pierwszych pięć płyt. Eeee tam, zupełnie tego nie pojmuję, przecież już tylko taka "Megalomania" to jeden z najlepszych uczynków w świecie heavy rocka. A to, że płytę tworzono w dusznej procesowej atmosferze, z ich dotychczasowym cwaniackim menagerem, to już inna sprawa.
- Megalomania

THE CARS - "Shake It Up" - (1981) - obłędna ballada "Samochodziarzy", no i w ogóle jedna z najładniejszych piosenek lat 80-tych, by nie rzec: wszech czasów. Za moją sprawką ubiegłego lata też poszła w eter, dokładnie z tego samego zremasterowanego kompaktu.
- I'm Not The One

NEW ORDER - "∑(No,12k,Lg,17Mif) New Order + Liam Gillick: So It Goes.." - (2019) - tytuł albumu kpiną nie jest, pomimo iż od teraz jego użytkowanie na zawsze będzie dostarczać pewnego zakłopotania. New Order zrealizowali się w wymyślnym koncertowym projekcie, dokonanym przy asyście dwunastu syntezatorowców (wszyscy pod batutą Joe'ego Duddella), a całość artystycznie ciekawie zwizualizował Liam Gillick. Jak na dzisiejsze możliwości grupy, gdzie dotkliwie odczuwa się absencję Petera Hooka, całkiem nieźle wyszedł jej najnowszy projekt - muzycznie i technicznie. Uwaga, otrzymujemy nawet trzy kompozycje z repertuaru Joy Division.
- In A Lonely Place
- All Day Long
- Your Silent Face
- Decades - {Joy Division cover}

JAMES - "Living In Extraordinary Times" - (2018) - tytuł najnowszego tworu Tima Bootha i jego kompanii jest aluzją do obecnych czasów, w których najpotężniejszy ekonomicznie i militarnie na świecie kraj, rządzony jest przez bogacza, którego lider James uważa za prostackiego miliardera. Płyta w wielu wątkach traktuje o naszych czasach. O tym, jacy jesteśmy dla siebie i jak daleko nam do ogólnej przyzwoitości. Tim Booth w inteligentny sposób pobudza nasze uśpione zmysły i próbuje zwrócić uwagę na ogólnie porozsiewany rozgardiasz, zarówno bytowy jak i uczuciowy. Oprócz mocnych tekstów, przede wszystkim króluje świetna muzyka. A piszę te słowa z nieukrywaną satysfakcją, bowiem pewien czas temu troszkę zwątpiłem w najnowszą dyspozycję grupy.
- Coming Home (Pt. 2)
- Leviathan
- Heads

BIG COUNTRY - "Steeltown" - (1984) - pierwsze trzy płyty Szkotów niemal bezbłędne. Z naciskiem na debiut "The Crossing" oraz komercyjne, a trzecie w dorobku "The Seer". Jednak na drugim "Steeltown" też dzieje się wiele dobrego i wczorajsze wybrane z niego dwa nagrania niech posłużą za dowód w sprawie.
- Steeltown
- Just A Shadow

THE CALL - "Let The Day Begin" - (1989) - mało u nas kojarzeni Kalifornijczycy, choć grający nawet lekko folk, a już zdecydowanie bardziej nowofalowego rocka po europejsku. Nieżyjący wokalista Michael Been to ojciec Roberta Levona Beena - wokalisty i wieloinstrumentalisty grupy Black Rebel Motorcycle Club. Przykra historia, muzyk zmarł podczas koncertu grupy swego syna, pełniąc na nim rolę inżyniera dźwięku. Płyta "Let The Day Begin" udana, choć powszechnie najbardziej ceni się nieco wcześniejszą "Reconciled", na której gościnnie Peter Gabriel, Jim Kerr i Robbie Robertson. Niebawem posłuchamy.
- Let The Day Begin
- You Run
- For Love
- Jealousy

WIRE TRAIN - "Between Two Words" - (1985) - kolejna kalifornijska ekipa, i kolejna w swej twórczości bliższa duchem Brytanii niż krajowi, który historycznie głównie "szczyci" się Wojną Secesyjną. Wire Train w tym właśnie okresie supportowali Big Country, czyli na trasie "Steeltown", sami do kompletu grając równie stosownego rocka, którego powinni czule popieścić zwolennicy takich The Bolshoi, The Comsat Angels, The Icicle Works czy nawet walijskich The Alarm.
- Last Perfect Thing
- Skills Of Summer
- When She Was A Girl

ANDRZEJ KORZYŃSKI - "ORWO Years" - (2017) - w kąciku "Szanujmy wspomnienia, czyli cudze chwalicie swego nie znacie" kompilacyjne CD z muzyką do czterech filmów Celino Bleiweissa, a wszystkie produkcji NRD. Wczoraj zaprezentowałem komplet zawartych tu ścieżek z filmu "Absage An Viktoria", z 1976 roku.
- Viktoria
- Senne Marzenie
- Pierwsze Uczucie
- Samotność
- Paul
- List Od Viktorii
- Senne Widziadła
- Spotkanie
- Viktoria - {wokalny}

DANCE WITH A STRANGER - "Fool's Paradise" - (1989) - drugi album Norwegów i chyba najbardziej spopularyzowany w Europie. Z naciskiem na Niemcy, gdzie doskonale pamiętam niezłą jego promocję. Akurat przechadzałem się po ówczesnych berlińskich sklepach, i wciąż mam przed oczyma ogromne okna wystawowe nafaszerowane okładkami tego albumu, jak też plakatami oraz innymi kolorowymi papierowymi akcesoriami. W każdym z mega-płytowych shopów wystawiano potężne stoki tego albumu. A muzyka? Pop-soulujący rock, z bardzo dobrym wokalistą, takim o czarnym głosie, lecz w białej skórze.
- Stop Looking For Love (Through Blue Eyes)
- African Road
- Show What You Got
- Little Woman

JOAN ARMATRADING - "The Shouting Stage" - (1988) - gdyby nie Joan, nie byłoby Tracy Chapman, ale już pomijając ten fakt, "The Shooting Stage" jest jedną z najpopularniejszych płyt w dorobku omawianej Brytyjki, i na pewno do tego stanu rzeczy przyczynił się również sam Mark Knopfler, który w dwóch nagraniach pograł zmysłowo, czyli DireStraits'owo.
- Did I Make You Up - {na gitarze MARK KNOPFLER}
- The Shouting Stage - {na gitarze MARK KNOPFLER}

ELTON JOHN - "The Very Best Of" - (1990) - doskonała, już blisko 30-letnia podwójna kompilacja. Osiadły tu, nie tylko znane z albumów kawałki, ale także singlowe, filmowe oraz pozaalbumowe smaczki, jak choćby wczorajsza pełna witalnej energii song-dobranocka. Przy czymś takim aż wstyd zmrużyć oczy.
- Don't Go Breaking My Heart - {duet z KIKI DEE} -{singiel, 1976}

Label z polskiego licencjonowanego wydanie świetnej podwójnej winylowej kompilacji Status Quo.
Tu jej okładka. Dla porównania po lewej dwukompaktowy odpowiednik, nieco repertuarowo poszerzony.

=========================
=========================



"BLUES RANUS" - zastępstwo 28 lipca 2019 
godz. 21.00 - 22.00
 
realizacja: Szymon Dopierała
prowadzenie: Andrzej Masłowski






STATUS QUO - "Live Alive Quo" - (1992) - początek naszego wczorajszego spotkania rozpocząłem od kolejnego zastępstwa w audycji Krzysztofa Ranusa, a i od dwudziestu koncertowych minut z zespołem, na którego występie chwilę wcześniej miałem sposobność zagościć w Dolinie Charlotty.
- Roadhouse Blues - {The Doors cover}
- The Wanderer - {Dion cover}
- Marguerita Time
- Living On An Island
- Break The Rules
- Something 'Bout You Baby I Like - {Tom Jones cover}
- The Price Of Love - {The Everly Brothers cover}
- Roadhouse Blues - {The Doors cover}

FRANCIS ROSSI / HANNAH RICKARD - "We Talk Too Much" - (2019) - przyjemna country'ująco-tyciu-rockowa płyta, o której w stosownym czasie nawet na tym blogu się rozprawiłem, a więc...
- I Talk Too Much

MOUNTAIN - "Nantucket Sleighride" - (1971) - uwielbiam tę dyskograficzną "dwójkę" panów Westa, Pappalardiego plus reszty ferajny. To dopiero było granie. Hard-rockowy, a niekiedy wręcz metalowy blues, podany w hipisowskiej otoczce, a co najważniejsze, ze świetnymi kompozycjami. Wczoraj w eter zapodałem blisko połowę tego klawego albumu i nikt jakoś do tej pory jeszcze się nie zbulwersował.
- Don't Look Around
- Taunta (Sammy's Tune)
- Nantucked Sleighride
- Travellin' In The Dark

FOGHAT - "Energized" - (1974) - zamerykanizowani Brytyjczycy, którzy także sprawnie wycinali blues rocka. Przedstawiałem ich nie raz, nie dwa, jednak niejedne bluesowe zastępstwo motywuje mnie do sięgnięcia po jakąś kolejną kompozycję z katalogu tego niegdyś w miarę popularnego zespołu.
- Step Outside


===========================
===========================



Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"




Wielokolorowe mirabelki jakoś nie przyciągają zbieraczy owoców. Dziwne, bo przecież słodkie i soczyste.
kolory lata
nacieszmy oczy i podniebienie




niedziela, 28 lipca 2019

STATUS QUO - Dolina Charlotty, sobota 27 VII 2019 r. - "Festiwal Legend Rocka"

Właśnie wróciłem z koncertu Status Quo. Kolejny bombowy występ tego lata i kolejny w objęciach zasłużonej gwiazdy rocka. Niech ten dwa tysiące dziewiętnasty rok trwa i trwa. Tak obfitych zbiorów nie pamiętam, a stąpam po tym ziemskim łez padole od pięćdziesięciu czterech lat. Chwilo trwaj!
Jak nie byłem w Charlottcie, tak proszę, w jeden miesiąc już po raz drugi. Niedawno kapitalny John Fogerty, a teraz Francis Rossi i jego czterej kompani. W trzech piątych encyklopedycznego długostażowego składu, jeśli komuś przeszłoby przez myśl, że to może jakiś kolejny tribute band. Nie nie nie, to konkretni mocarni Status Quo. Byłyby nawet matematyczne cztery piąte, gdyby Rick Parfitt niedawno przedwcześnie nie opuścił tego świata. I jego szczególnie żałuję, bo od serca bardzo lubiłem faceta. Zresztą, tandem Rossi i Parfitt, to dopiero było po półtora gościa na łeb. Ale cieszmy się, że istnieją, grają, że koncertują, i że we wrześniu wydadzą nowy studyjny album "Backbone", z którego wczoraj dwa kawałki. Znakomite, więc szykuje się klasowa płyta. Pierwszego dnia polecę po nią do sklepu, pod warunkiem, że w tych naszych coraz koszmarniejszych dyskontach handlowcy zatrybią w czym rzecz i sprowadzą na czas. Ostatnio niczego nie da się u nas planowo kupić. Oczywiście, oprócz Eda Sheerana i Sabatonów, którymi półki w sieciach nafaszerowane niczym kołdra pierzem. W temacie nadchodzącego albumu Rossi poflirtował z publicznością udając, iż nie pamięta jego tytułu, więc niby musi się w tym temacie skonsultować z kolegami. Była to jedna z kilku zajawek tego wieczoru, która oprócz świetnej muzyki dodała jeszcze dodatkowej szczypty luzu.
Nie chce mi się pisać o supportujących Statusów rodzimych Kris Blues Band, bo wynudziłem się podczas ich występu, że aż z wrażenia machnąłem kufel Kozela. Wokalista nie z tym głosem do takiej muzyki - to raz, a dwa, no jak może śpiewak bluesrockowej ekipy, aspirującej do grania pod niby Allmanów, nosić się na łyso, w trendy okularkach, w dodatku w krępującej ruchy wyjściowej koszuli, dopiętej na wszystkie guziki, a na dobitkę z równie dopiętym kołnierzykiem oraz w fajansiarsko leżących na jego ciele bazarowych dżinsach. Z takim image facet nie ma czego szukać w bluesowej branży. Jegomość wyglądał, jak by właśnie wrócił z jakiegoś korporacyjnego szkolenia. I tyle o zespole, którego podobno na support wybrali sami Status Quo. Proszę Francisowi Rossiemu już więcej nie dolewać.
Statusi na scenę wkroczyli o 21.28. Czyli na dwie minuty przed zaplanowanym aktem, i od razu dowalili r'n'rollowym "Caroline", po czym bez zadyszki wyciągnęli z cylindra super cover Toma Jonesa (a autorstwa Richarda Supy) "Something 'Bout You Baby I Like". Cóż za porywający wstęp dla tego absolutnie boogie/r'n'rollowego misterium. Takiego bez wizualizacji czy jakichkolwiek dla oczu wspomagaczy, a jedynie z prostymi światłami i tylko najlepszą muzyką. Taką bez nadmiaru ckliwości,
dłużyzn czy balladek. No, może za wyjątkiem jedynego w całym zestawie nierozpędzonego, a powszechnie wielbionego coveru duetu Bolland And Bolland "In The Army Now". Musieli to zagrać. Chyba by ich tłum zlinczował. Inna sprawa, iż publika w tym momencie całkowicie oszalała, przez co reszta już tylko na stojąco. Zresztą, kto by usiedział przy takiej muzyce.
Wiadomo, zabrakło wielu piosenek, bo i trudno, by grupa mająca na koncie ponad trzydzieści studyjnych albumów wplotła w ramy jednego koncertu wszystkie nagromadzone latami przeboje. Mówimy o zespole, który dziarga nuty od ponad pół wieku, a jeszcze na kąsający domiar sprawy, z początku zwał się Scorpions. I było to w czasach, gdy Klaus Meine z kolegami też ostrzyli sobie na tę nazwę zęby.
Amfiteatr w Charlottcie ugościł mnóstwo klasyków, jak choćby: "Down Down", "Again And Again", "What You're Proposing", "Beginning Of The End", "Whatever You Want", "Rockin' All Over The World" i jeszcze wiele wiele innych. Przy czym nadmienię, iż "Rockin' All Over The World" miesiąc wcześniej w Charlottcie zaśpiewał prawowity właściciel piosenki - John Fogerty, a wczoraj dokonał tego zespół, który najlepiej na świecie te nuty scoverował.
Status Quo to wciąż zespół o sporej wysokooktanowej jakości i niepohamowanej kondycji. Nie ma zmiłuj, ta piątka dżentelmenów grzeje jak rockowa biblia nakazuje.
Zawsze marzyłem o ich koncercie, bo i od zawsze Status Quo uważam za kapitalny zespół. A na koniec szepnę Szanownym Państwu słówko, iż mam przyjemność wywodzić się z czasów, kiedy fani rocka jednym tchem wymieniali nazwę "Status Quo" obok Pink Floyd, Nazareth, Black Sabbath, Led Zeppelin, Uriah Heep czy Queen, albowiem wszystkie one poruszały się po tym samym terytorium wielkości oraz sławy. Tak było, wierzcie lub nie, choć lepiej staremu druhowi Masłowskiemu uwierzcie, bo ja wiele widziałem, a jeszcze więcej słyszałem. Być może niegdyś wspólnie wsiądiemy do wehikułu czasu, by odkurzyć dawny skansen prawdy i istoty rocka. Takiego w dżinsach i rozchełstanych koszulach, a nie z włoskami ulizanymi na żel.

P.S. Cieszę się, że z moim koncertowym towarzyszem w drodze powrotnej, dosłownie w ostatnich chwilach zaoszczędziliśmy życia, po kolei, najpierw borsukowi, później kotu, a na końcu lisowi. Uważajcie zwierzaczki, jesteście cudowne, więc nie brnijcie pod koła, a kierowcy nogi z gazu.

P.S. 2 Jakość fotek, jak to bywa w zwyczaju, fatalna. Zajmowany przeze mnie środkowy sektor, co prawda nieodległy, jednak dla możliwości tandetnego smartfonu nieosiągalny.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"




armia smartfonów podczas "In The Army Now"


===============================

Krys Blues Band
tu także
i jeszcze tu także
na miejscu bez deszczu, i tak już do końca, aż pojawiły się gwiazdy
w drodze do Charlotty momentami lało
oj, zbierało się...
=========================================
=========================================

Niebo nad Doliną Charlotty na godzinę przed występem Status Quo. Na szczęście nie spadła z chmur choćby kropla deszczu. Konferansjer zasięgnął wiedzy z Instytutu Meteorologii i zapewnił, że deszcz nas nie dopadnie - mówił prawdę.