Podczas niedawnych odwiedzin kumpla w jego domu pozazdrościłem mu kilku nabytków ze starego rocka, ale przede wszystkim pewnej jednej płyty. Reedycji Procol Harum "The Prodigal Stranger". Wznowiono ją grubo ponad pół roku temu, ale jakoś w odpowiednim momencie ten fakt przeoczyłem. Zachwyciło mnie wydanie digipakowe, ciemniejsze i wyostrzone okładkowe barwy, a także trzy dodatkowe nagrania. Jednocześnie wyobraziłem sobie lepszy dźwięk, choć przecież oryginał nie był zły. Poza tym, od pewnego czasu ponownie jestem na fali Procol Harum, co nawet delikatnie dałem do zrozumienia w kilku niedawnych audycjach. Wczoraj więc dotarło nowiutkie "The Prodigal Stranger" (załatwił mój syn Tomek), tak więc już pragnę zapowiedzieć, że za chwilę sobie tego posłuchamy.
Przyznam, iż w chwili premiery, w roku 1991, nie miałem o tej płycie najlepszego zdania, pomimo iż kilka piosenek połknąłem już przy pierwszym kontakcie. Niedawno posłuchałem jej ponownie i skończyło się prawdziwym bzikiem. Przez dobrych kilka dni musiałem jej sobie posłuchać od dechy do dechy, a bywały dni, że i po dwa razy na dobę. Takie po latach oczarowanie. To niemal, jak długi i chłodny związek, w którym miłość zapuka dopiero po latach, znienacka. Możliwe? Chyba tak, choć takich filmów nie kręcą.
29 czerwca do Doliny Charlotty przyjedzie John Fogerty. Co tu gadać, w ogóle po raz pierwszy do Polski. Buddo kochany, jak ja bym chciał na ten koncert dotrzeć. Jak ja lubię tego faceta. To najpiękniej zdarty głos z wszystkich dotąd pozdzieranych. Ktoś zapyta, zaraz zaraz, a Rod Stewart? Ha ha ha, Rod Stewart ma klarownie i pięknie postrzępione gardełko, choć przy chili Johna Fogerty'ego, Rod jest jedynie ostrym ketchupem. Najgorsze, że będzie to już okres wakacyjny, więc chyba mi z tego właśnie powodu koncert przepadnie.
Inna sprawa, że realizujący Nawiedzone Studio Szymon, nieźle mnie ostatnio wkręcił. Zupełnie, jak to niegdyś wrobiono w morderstwo królika Rogera. Nie zdarza się Szanownym Państwu urządzać pogaduszek w temacie pragnień koncertowych? Bo mnie niemal codziennie, i z reguły na pytania z gatunku: chciałbyś pojechać na Fogerty'ego?, zawsze odpowiem: no jasne. Tak też niedawno w podobną pogawędkę wciągnął mnie Szymon, któremu rzuciłem zapewnienie, jak to bym też chciał do Gliwic w lipcu na Scorpions. A Szymon długo się nie namyślał. Nie szukał więc kolejnego mego zapewnienia, wszak jedno mu wystarczyło, więc po prostu zamówił dla nas bilety, i już. I gdy tylko otrzymał potwierdzenie ich nabycia, od razu mnie o tym "szczęśliwym" fakcie poinformował. Nie było zatem odwrotu. Szymon moje luźne deklaracje potraktował bardzo serio, a więc tym sposobem pojedziemy na tych Scorpionsów, w dodatku pociągiem. Bo nie wiem, czy już pisałem, ale Szymon ma bzika na punkcie pojazdów szynowych, a ja z kolei nie miałem przyjemności podróżowania pociągiem od co najmniej kilkunastu lat. Tak więc, jedziemy i basta. Szymon już nawet opracował plan, ile pojedziemy, zmierzył odległość z dworca do koncertowej hali, a nawet do przydrożnego McDonalda. To się nazywa pełna profeska. Opowiadając całą tę historię ostatnio Tomkowi myślałem, że mój były nadworny udusi się ze śmiechu.
Na tym nie koniec, bo oto Tomek Ziółkowski też się ze mną nie cyrtolił, i znając mój zapał do Dare, także dopuścił się samowolki i zamówił dla nas dwa bilety na ich kwietniowy koncert w Berlinie.
Przyznam, że choć cieszę się za oba zaistniałe przypadki, to jednak na przyszłość muszę nieco ważyć słowa - w sensie deklaracji. Inna sprawa, może i dobrze, że chłopacy za mnie podjęli decyzje, bo pewnie po raz kolejny oblizałbym się smakiem, a tak...
I jeszcze na koniec coś o Dare. Otóż Tomek w niedzielę do radia dotarł także z czterema kompaktami z domowej półki, których zresztą okładki można podziwiać w zamieszczonej w poniedziałek rozpisce audycyjnej. Wśród tychże płyt znalazło się m.in. Dare "Beneath The Shinnig Water". I tu ciekawostka, zapytałem podczas "Nocnika" Tomka, skąd ją masz? No jak to skąd, od Ciebie dostałem przed laty na trzydzieste urodziny. I w tym momencie aż cisną się na usta słowa robotnika Mańka z jednego z wczesnych odcinków "Alternatywy 4": "... patrz pan, obcy człowiek, a ma serce".
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
==================================
Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"
Przyznam, iż w chwili premiery, w roku 1991, nie miałem o tej płycie najlepszego zdania, pomimo iż kilka piosenek połknąłem już przy pierwszym kontakcie. Niedawno posłuchałem jej ponownie i skończyło się prawdziwym bzikiem. Przez dobrych kilka dni musiałem jej sobie posłuchać od dechy do dechy, a bywały dni, że i po dwa razy na dobę. Takie po latach oczarowanie. To niemal, jak długi i chłodny związek, w którym miłość zapuka dopiero po latach, znienacka. Możliwe? Chyba tak, choć takich filmów nie kręcą.
29 czerwca do Doliny Charlotty przyjedzie John Fogerty. Co tu gadać, w ogóle po raz pierwszy do Polski. Buddo kochany, jak ja bym chciał na ten koncert dotrzeć. Jak ja lubię tego faceta. To najpiękniej zdarty głos z wszystkich dotąd pozdzieranych. Ktoś zapyta, zaraz zaraz, a Rod Stewart? Ha ha ha, Rod Stewart ma klarownie i pięknie postrzępione gardełko, choć przy chili Johna Fogerty'ego, Rod jest jedynie ostrym ketchupem. Najgorsze, że będzie to już okres wakacyjny, więc chyba mi z tego właśnie powodu koncert przepadnie.
Inna sprawa, że realizujący Nawiedzone Studio Szymon, nieźle mnie ostatnio wkręcił. Zupełnie, jak to niegdyś wrobiono w morderstwo królika Rogera. Nie zdarza się Szanownym Państwu urządzać pogaduszek w temacie pragnień koncertowych? Bo mnie niemal codziennie, i z reguły na pytania z gatunku: chciałbyś pojechać na Fogerty'ego?, zawsze odpowiem: no jasne. Tak też niedawno w podobną pogawędkę wciągnął mnie Szymon, któremu rzuciłem zapewnienie, jak to bym też chciał do Gliwic w lipcu na Scorpions. A Szymon długo się nie namyślał. Nie szukał więc kolejnego mego zapewnienia, wszak jedno mu wystarczyło, więc po prostu zamówił dla nas bilety, i już. I gdy tylko otrzymał potwierdzenie ich nabycia, od razu mnie o tym "szczęśliwym" fakcie poinformował. Nie było zatem odwrotu. Szymon moje luźne deklaracje potraktował bardzo serio, a więc tym sposobem pojedziemy na tych Scorpionsów, w dodatku pociągiem. Bo nie wiem, czy już pisałem, ale Szymon ma bzika na punkcie pojazdów szynowych, a ja z kolei nie miałem przyjemności podróżowania pociągiem od co najmniej kilkunastu lat. Tak więc, jedziemy i basta. Szymon już nawet opracował plan, ile pojedziemy, zmierzył odległość z dworca do koncertowej hali, a nawet do przydrożnego McDonalda. To się nazywa pełna profeska. Opowiadając całą tę historię ostatnio Tomkowi myślałem, że mój były nadworny udusi się ze śmiechu.
Na tym nie koniec, bo oto Tomek Ziółkowski też się ze mną nie cyrtolił, i znając mój zapał do Dare, także dopuścił się samowolki i zamówił dla nas dwa bilety na ich kwietniowy koncert w Berlinie.
Przyznam, że choć cieszę się za oba zaistniałe przypadki, to jednak na przyszłość muszę nieco ważyć słowa - w sensie deklaracji. Inna sprawa, może i dobrze, że chłopacy za mnie podjęli decyzje, bo pewnie po raz kolejny oblizałbym się smakiem, a tak...
I jeszcze na koniec coś o Dare. Otóż Tomek w niedzielę do radia dotarł także z czterema kompaktami z domowej półki, których zresztą okładki można podziwiać w zamieszczonej w poniedziałek rozpisce audycyjnej. Wśród tychże płyt znalazło się m.in. Dare "Beneath The Shinnig Water". I tu ciekawostka, zapytałem podczas "Nocnika" Tomka, skąd ją masz? No jak to skąd, od Ciebie dostałem przed laty na trzydzieste urodziny. I w tym momencie aż cisną się na usta słowa robotnika Mańka z jednego z wczesnych odcinków "Alternatywy 4": "... patrz pan, obcy człowiek, a ma serce".
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
==================================
Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"