AXXIS
"Monster Hero"
(PHONOTRAXX)
***1/2
Wydając przed trzema dekady "Kingdom Of The Night" zrobili na mnie nie lada wrażenie. Był to debiut artystycznego miana magnackiej fortuny. Eksplodował chwytliwymi i soczystymi melodiami, nie popadając przy tym w banał, do tego akcentował w ciągłym dialogu unisono gitar, które kąsały pod rodzimych Scorpions, bas dudnił niczym tętent koni, zaś perkusja co chwilę detonowała ładunki, a wokalista legitymizował się charakterystycznym, jakby na pół falsetowym głosem. Absolutnie klasowa machina, która niespodziewanie wyjrzała spod gleby, zdziwiona wyczynem niczym samosiejka. Ich bite pod hymn "Living In A World" nie chciało zejść mi z drogi tygodniami. Przy czym zauważę, iż pozostały albumowy obszar serwował podobnie miły widok. Chyba wszyscy melodic-powermetalowcy przyznają, iż w tamtym czasie nawet najlepsi krawce metalu nie wyszywali tak udanych dzieł. I następne, równie kapitalne "Axxis II", było tylko tego potwierdzeniem. W zasadzie mieliśmy do czynienia ze stosunkowo zróżnicowaną płytą, w dodatku tak bezczelnie udaną, że konkurencja mogła jedynie obgryzać paznokcie. Niestety później coś się zacięło. Co prawda trzecie dziełko "The Big Thrill" jeszcze w dwóch trzecich trzymało poziom, lecz o dwóch następnych płytach należy zapomnieć. Przy czym "Voodoo Vibes", to prawdziwy upiór. Widać, tamtej chwili nuty miały wolne. Na szczęście po przymusowej przerwie Axxis zaczęli chwytać równowagę i ponownie realizowali dzieła przyzwoite, a niekiedy wręcz zaskakująco udane, co "Back To The Kingdom", "Doom Of Destiny" czy sympatyczne coverowe "ReDiscover(ed)". Choć nie obyło się też bez wpadek. Dlatego nie zbliżajcie się do "Paradise In Flames". Dajmy jednak spokój, dawne to dzieje, a przecież ostatnie płyty Dortmundczyków naprawdę nie są złe. Nie oczekujmy jednak po nich młodzieńczego entuzjazmu, wszak Axxis obecnie tworzą średniego wieku panowie, a i będący już po kilku kadrowych roszadach.
Spójrzmy na okładkę. Przedstawia ona tytułowego "monster hero", a więc swego rodzaju wilka w owczej skórze. Monstrum - człowieka maszynę. Od razu wiemy, o czym płyta traktuje. To aluzja do dzisiejszych technologii, z dronami i innymi samojezdnymi aplikacjami, które wdzierają się w nasze życie, określając jego etos. Poza tym, owe monstrum, to w zasadzie kolejny dyktator, despota, człowiek chory na władzę, często wystawiający się w roli bohatera, a tak naprawdę zwyczajny potwór występujący pod płaszczykiem demokraty. Chyba coś o tym wiemy, prawda?
Na szczęście pod ową oprawą znajdziemy niemało dobrej muzyki. Jak najbardziej metalurgiczno-rock'n'rollowej, z chwytliwymi refrenami, równie okazałymi zwrotkami, a i świetnie zaśpiewanej przez wciąż perfekcyjnego Bernharda Weissa.
Najlepsze momenty: otwierająca album tytułowa rzeź w "Monster Hero", utrzymany w średnim tempie "Love Is Gonna Get You Killed", kolejny a'la metalowy hymn "We Are Seven", podrasowany stadionowym refrenem "All I Want Is Rock", no i trzy killery, dorównujące chwilom, kiedy to Axxis na kariery starcie szczytowali, a myślę o piosenkach: "Gonna Be Tough", "Firebird" oraz "Give Me Good Times". Gdyby w ich duchu utrzymano poziom całego albumu moglibyśmy mówić o prawdziwej fazie babilońskiej. Za ich sprawą przypomniały mi się czasy "Save Me", "Little Look Back" czy "Love Is Like An Ocean". Aż wstyd się przyznać, co niegdyś wyrabiałem, gdy ich słuchałem.
Przyzwoity, nawet bardzo przyzwoity album, jednak zgodnie z moimi przewidywaniami niewykraczający poza obręb geniuszu pierwszych dwóch.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
==================================
Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"