Studio telewizyjne jedno, drugie, trzecie... Eksperci, analizy przed- i pomeczowe... Że należy to, że tamto... tylko ja od razu wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Lecz, gdy przed mundialem o tym głosiłem, na twarzach rysowały się uszczypliwe liczne uśmieszki, ucinano mi w pół zdania, bo przecież wszyscy inni wiedzą lepiej. A ja dzielnie prześledziłem cały ostatni sezon, a że oglądam futbol od 44 lat, to co nieco jednak widziałem, a i na tym i owym trochę się znam. Histerycznej pikanterii dokładały uliczne billboardy, narodowy hurra optymizm i tasiemcowe telewizyjne spoty. Od początku wiedziałem, że ta cała nagonka tylko pogarsza sprawę, więc ostrzegałem, chłodziłem zapały, ale rozentuzjazmowany tłum napierał. Z kolei, wszyscy futboliści w reklamach, tylko jawili się na zasadzie: dawać dawać, bierzemy co się da. Oni od razu wiedzieli, że tak szybko jak się wzbiją, i poszybują wyżej i wyżej, tak z jeszcze większym hukiem wryją w piach.
Kolumbia wcale nas nie upokorzyła, to my mieliśmy zbyt podniesione oczekiwania. A te rosły ponad miarę posiadanych umiejętności. I o ile z Senegalem, była to tylko nawałka, o tyle wczoraj przeszła prawdziwa nawałnica. Dobrze byłoby już nie kończyć tryptyku w spotkaniu z Japonią, ale trzeba wyjść i przyjąć biedę na klatę.
Na miejscu Adama Nawałki zaszyłbym się w Bieszczadach, przez pewien czas nie prosząc o dodatkowy prowiant. Teraz już tylko spokój i piękne granie w Nawiedzonym Studio.
Panie trenerze, popełnił Pan ten sam błąd, co wielu Pańskich poprzedników. Zrobił się Pan schematyczny, przewidywalny, a przecież nie tylko Masłowski widzi i wytknie, przede wszystkim wróg zawsze czuwa. Nie zabrał Pan piłkarzy, których polecałem. Piłkarzy, którym chciałoby się może nieco bardziej. Takich nieskażonych sławą i oczekiwanym komfortem. Jestem przekonany, że taki Krzysztof Piątek czy Sebastian Szymański ryliby po tym boisku, niczym wredne lochy w Chrząstawie.
Taka sobie Kolumbia dała nam prawdziwą lekcję futbolu, po której żywię nadzieję, że nareszcie powrócimy na słuszne miejsce w tym rozhisteryzowanym rankingu FIFA.
Po tej imprezie nikt za nami nie uroni choćby jednej łzy. Nikt nie zapamięta, jak dzielnych Maroko czy ambitnej i wcale nie najsłabszej Panamy, która przecież strzeliła Anglii fajnego gola, remisując drugą połowę meczu, pomimo pogromu w całym starciu. Nikt nas nie pożałuje, ani nie wspomni, jak ambitnej Albanii po niedawnym Euro.
Wyglądaliśmy na tym mundialu jak mina gościa bez biletu, którego właśnie spisuje tramwajowy kanar. Smakując jednocześnie jak wino, które przeszło korkiem. Osiągnęliśmy prędkość zdezelowanego gruchota z przydrożnego komisu, który tylko w opowieściach waszych kumpli gna niczym Jaguar po południowych bezdrożach Stanów.
Poznikały z aut uliczne chorągiewki, ale ale... barwy białe i czerwone będą nam jeszcze potrzebne w najbliższy czwartek, gdy we flagowym płótnie czerwone koło wskoczy w serce bieli.
Niedawno z drzwi znajomego mi pubu zniknęła tabliczka: "u nas ceny piwa tak niskie, jak poziom polskiej reprezentacji w piłce nożnej". Niebawem powinna powrócić na swoje miejsce. Cóż, właściciel owej knajpy, także przez moment dał się ponieść narodowej euforii.
Na dzisiejszej konferencji Adam Nawałka zaryzykował: "wydobyliśmy Polskę na zupełnie inny poziom, jakiego dawno nie było". Brawo, cóż za spostrzeżenie. Gdzieś pod koniec, Pan Nawałka wyskoczył z kolejnym kwiatkiem: "byliśmy optymalnie przygotowani". Miło słyszeć. Zastanawiam się, co by było, gdybyśmy tylko nie byli.
Przepraszam, że okazałem się prorokiem. Za to medali nie dają, a i w szkołach uczyć nie będą, niemniej polecam czasem zdać się na dobre oko starszego druha Masłowskiego.
Żałuję, że wiele lat temu zerwałem z hazardowym nałogiem, bo bym się nieźle obłowił. Zarobiłbym na niejeden koncert, a i na nowe płyty do mojego Nawiedzonego Studia. Przecież przewidziałem oba wyniki. Na Polska - Senegal obstawiałem dwie wersje: 0:2 lub 1:2, a na Polska - Kolumbia 0:2 lub 0:3. Wystarczyło tylko podskoczyć do bukmachera i nadać kupony. Za pierwszy mecz kolega mojego syna Tomka zgarnął za postawione 2 zł, aż 232 zł. On też miał nosa, tyle, że postanowił zrobić z tego użytek. Przewidziałem więc ten algorytm, lecz niestety dawno dawno temu obiecałem sobie i najbliższym, ponowne niewchodzenie do rzeki o niebezpiecznej nazwie: hazard.
Chciałbym, abyśmy w końcu posiedli reprezentację godną mojej miłości do piłki nożnej.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
Kolumbia wcale nas nie upokorzyła, to my mieliśmy zbyt podniesione oczekiwania. A te rosły ponad miarę posiadanych umiejętności. I o ile z Senegalem, była to tylko nawałka, o tyle wczoraj przeszła prawdziwa nawałnica. Dobrze byłoby już nie kończyć tryptyku w spotkaniu z Japonią, ale trzeba wyjść i przyjąć biedę na klatę.
Na miejscu Adama Nawałki zaszyłbym się w Bieszczadach, przez pewien czas nie prosząc o dodatkowy prowiant. Teraz już tylko spokój i piękne granie w Nawiedzonym Studio.
Panie trenerze, popełnił Pan ten sam błąd, co wielu Pańskich poprzedników. Zrobił się Pan schematyczny, przewidywalny, a przecież nie tylko Masłowski widzi i wytknie, przede wszystkim wróg zawsze czuwa. Nie zabrał Pan piłkarzy, których polecałem. Piłkarzy, którym chciałoby się może nieco bardziej. Takich nieskażonych sławą i oczekiwanym komfortem. Jestem przekonany, że taki Krzysztof Piątek czy Sebastian Szymański ryliby po tym boisku, niczym wredne lochy w Chrząstawie.
Taka sobie Kolumbia dała nam prawdziwą lekcję futbolu, po której żywię nadzieję, że nareszcie powrócimy na słuszne miejsce w tym rozhisteryzowanym rankingu FIFA.
Po tej imprezie nikt za nami nie uroni choćby jednej łzy. Nikt nie zapamięta, jak dzielnych Maroko czy ambitnej i wcale nie najsłabszej Panamy, która przecież strzeliła Anglii fajnego gola, remisując drugą połowę meczu, pomimo pogromu w całym starciu. Nikt nas nie pożałuje, ani nie wspomni, jak ambitnej Albanii po niedawnym Euro.
Wyglądaliśmy na tym mundialu jak mina gościa bez biletu, którego właśnie spisuje tramwajowy kanar. Smakując jednocześnie jak wino, które przeszło korkiem. Osiągnęliśmy prędkość zdezelowanego gruchota z przydrożnego komisu, który tylko w opowieściach waszych kumpli gna niczym Jaguar po południowych bezdrożach Stanów.
Poznikały z aut uliczne chorągiewki, ale ale... barwy białe i czerwone będą nam jeszcze potrzebne w najbliższy czwartek, gdy we flagowym płótnie czerwone koło wskoczy w serce bieli.
Niedawno z drzwi znajomego mi pubu zniknęła tabliczka: "u nas ceny piwa tak niskie, jak poziom polskiej reprezentacji w piłce nożnej". Niebawem powinna powrócić na swoje miejsce. Cóż, właściciel owej knajpy, także przez moment dał się ponieść narodowej euforii.
Na dzisiejszej konferencji Adam Nawałka zaryzykował: "wydobyliśmy Polskę na zupełnie inny poziom, jakiego dawno nie było". Brawo, cóż za spostrzeżenie. Gdzieś pod koniec, Pan Nawałka wyskoczył z kolejnym kwiatkiem: "byliśmy optymalnie przygotowani". Miło słyszeć. Zastanawiam się, co by było, gdybyśmy tylko nie byli.
Przepraszam, że okazałem się prorokiem. Za to medali nie dają, a i w szkołach uczyć nie będą, niemniej polecam czasem zdać się na dobre oko starszego druha Masłowskiego.
Żałuję, że wiele lat temu zerwałem z hazardowym nałogiem, bo bym się nieźle obłowił. Zarobiłbym na niejeden koncert, a i na nowe płyty do mojego Nawiedzonego Studia. Przecież przewidziałem oba wyniki. Na Polska - Senegal obstawiałem dwie wersje: 0:2 lub 1:2, a na Polska - Kolumbia 0:2 lub 0:3. Wystarczyło tylko podskoczyć do bukmachera i nadać kupony. Za pierwszy mecz kolega mojego syna Tomka zgarnął za postawione 2 zł, aż 232 zł. On też miał nosa, tyle, że postanowił zrobić z tego użytek. Przewidziałem więc ten algorytm, lecz niestety dawno dawno temu obiecałem sobie i najbliższym, ponowne niewchodzenie do rzeki o niebezpiecznej nazwie: hazard.
Chciałbym, abyśmy w końcu posiedli reprezentację godną mojej miłości do piłki nożnej.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"