Wczoraj w Bydgoszczy byliśmy świadkami pełnego magii koncertu Jana Akkermana. Niejednokrotnie nadwyręża się termin "magia", lecz nie będzie za grosz przesadą użyć tego w stosunku do bydgoskiego występu byłego gitarzysty Focus. A w zasadzie: gitarzysty Focus, plus jego Bandu.
Na blisko dwie godziny czas zatrzymał się w latach siedemdziesiątych. I pomyśleć, że niewiele brakowało, by mi ten koncert przemknął przez palce. Jakże wielkie dzięki składam Szanownemu Korfantemu, który mnie wręcz na niego wyszarpnął. Wczorajszy show był trzecim i zarazem ostatnim - po Piekarach Śląskich i Warszawie - występem Akkermana w naszym kraju.
Całość bez żadnego supportu zaplanowano na godzinę 20.00. I uwaga!: Holendrzy na scenie pojawili się już o 19.58. Niech to będzie przestrogą dla zawodowych spóźnialskich. Jak widać, bywa i w drugą stronę - vide także w swoim czasie koncert Eltona Johna na poznańskim Stadionie przy Bułgarskiej, gdzie sir Elton zagościł na scenie także tyciu przed - a konkretnie o 19.59.
Akkerman na gitarze, a jego dotąd mi nieznani muzycy uzupełnili sekcję na basie, perkusji oraz organach/pianinie. Rozpoczęli wcale nie z hukiem, a od nastrojowego "Beyond The Horizon", co pozwoliłem sobie szybko wykorzystać na ustrzelenie kilku fotek. Niestety mój temperament błyskawicznie ugasił ktoś ważny. A oni w tej Kuźni zawsze kogoś takiego mają. Podczas wizyty na Magnum, bardzo w swą rolę wczuł się pewien ochroniarz, który akurat wczoraj pełnił "ważną" misję w cieniu, natomiast w jego buty wskoczył pewien "man in white", który dopadł mnie w akcji, klepnął po ramieniu (a więc jedno zdjęcie w tym momencie do kosza) i zasugerował: nie wolno filmować. Oznajmiłem, iż tylko pragnę zrobić trzy/cztery zdjęcia. Nie wolno - usłyszałem. Od kiedy? - nie dałem za wygraną. Nie wolno, nigdy nie było wolno - otrzymałem zapewnienie. Po czym ważny pan dodał: artysta się wścieknie, przerwie koncert, no i... No dobrze, zabrałem się więc do stolika, i jak wszyscy także grzecznie usiadłem, by już od tej chwili w pełni oddać się muzyce. Jednak po moich
wytyczonych szlakach zaczęli raptem przemierzać inni, i jakoś "pan biały" zatracił konsekwencję. Nie chcąc się jednak narażać, poprosiłem w dalszej części występu Szanownego Korfantego, by ten poświęcił się dla sprawy i pstryknął kilka fotek. Korfanty Drodzy Państwo, nie tylko w Kuźni spisał się na medal, ale przede wszystkim dał przysłowiowego czadu tuż po koncercie. Sprytnie w jakimś przejściu na dworze wypatrzył Akkermana i zobowiązał się przejąć rolę nadwornego fotografa Nawiedzonego Studia, dzięki czemu mam utrwalone objęcie z samym Mistrzem. Zdjęcie-pamiątka trafia zatem do domowego archiwum, będąc tym samym zaszczytem do głoszenia o tym wydarzeniu na lata najbliższe.
Powróćmy jednak na salę koncertową... Po wspomnianym "Beyond The Horizon", rozkręciło się na dobre. Akkerman zagrał czarująco. Jego gitara nic się nie zestarzała. To było dokładnie takie granie i takie brzmienie, jakie znamy z dawnych płyt Focus, bądź z bardziej jazz-rockowej późniejszej twórczości. O ile wielu dawnych wokalistów chrypi dzisiaj pod zdezelowane Wartburgi i Syreny, o tyle gitara Akkermana lśni czystym głosem. Ciarki po plecach przeszły mi podczas: "Focus II", "Focus III" czy wyciągu z suity "Eruption" - fragmencie "Tommy". Nie zabrakło także "Answers? Questions! Questions? Answers!", które nie dalej, jak przed dwoma tygodniami, miałem zagrać w Nawiedzonym, ale najzwyczajniej w świecie zabrakło czasu. Otrzymaliśmy także coś, co przypominało "Sylvię", choć głowy nie dam, ponieważ pomimo podobieństw, jednak kompozycja zabrzmiała nieco inaczej. Było sporo utworów mi nieznanych i zapewne pochodzących z zaawansowanej solowej kariery Akkermana, w której osobiście nigdy nie błyszczałem. Piękne granie, muszę za sprawą płyt nadrobić zaległości. Pierwszym krokiem zdobyta wczoraj podwójna kompilacja, na której aż roi się od nieznanych mi kawałków.
Zapytacie Mili Państwo, a "Hocus Pocus" było? No jak nie, jak tak. Na bis, i to w absolutnie przefajnej wersji. Z jodłowaniem na instrumentach, ponieważ Akkerman nie potrafi śpiewać. Cały kwartet jednak przyciął ostro, ze szczególnym naciskiem na dialogi gitarowo-organowe. W tym miejscu pozwolę sobie dostrzec, iż organista Akkermana, klasowy. Mistrza nie przegonił, bo nie miał prawa, lecz w kilku momentach "bezczelnie" spróbował wspiąć się nad wyraz wysoko.
"Hocus Pocus" jednak nie było ostatnim akcentem koncertu. Owszem, kompozycja zakończyła podstawowy set, ale przesz nie cały występ. Na bis panowie zagrali jeszcze dwa numery. Pierwszego dotąd nie miałem przyjemności, za to końcówka to już coś obłędnie przecudownego !!! - przeróbka Paula Wellera, mojej ukochanej ballady "You Do Something To Me". Proszę dać wiarę, że można ten utwór zagrać jeszcze delikatniej, niż w pierwowzorze. Akkermam wdał w niego chyba całą swą najbielszą stronę duszy. Niewiarygodnie wspaniałe. Nie ma w języku polskim słów, którymi można trafnie opisać doznania.
Koniec nastąpił punkt 22.00. Co do sekundy. Z tym, że gdzieś tam pośrodku pojawił się przymusowy kwadransowy antrakt, tak więc uczciwego grania mieliśmy tak na godzinę i czterdzieści pięć minut.
Co za koncert, co za wieczór, w ogóle: co za dzień! Proszę sobie wyobrazić, że Korfanty tak atrakcyjnie zaplanował naszą podróż do Bydgoszczy, że po drodze jeszcze zaczepiliśmy o Szkocję. A że nieopodal też Szubin i Grzeczna Panna, to...
P. S. Thanks Mr. Korfanty
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
|
Jan Akkerman z zespołem w akcji |
|
c.d. |
|
c.d. |
|
c.d. |
|
polskie Scotland |
|
szkocka wiata autobusowa |
|
czy taka grzeczna, a czy grzeszna, to się jeszcze okaże |
|
Szubin by day |
|
Rynek w Szubinie |
|
tu też, z tym, że pod słońce |
|
c.d. |
|
cały czas Szubin |
|
i jeszcze jedno za dnia |
|
a tu już Rynek nocą |
|
Szubin by night |
|
neon przed klubem |
|
tu w towarzystwie zieleni jeszcze efektowniejszy |