środa, 27 czerwca 2018

RSO - "Radio Free America" - (2018) -








RSO
"Radio Free America"
(BMG)

***





Początek okropny. Pierwsze trzy nagrania do utylizacji, choć później też niewiele z nich wykrzesamy. I kiedy wydaje się, że płyta po tym fragmencie na straty, od czwartego "Take Me" następuje nieoczekiwany zwrot akcji. Ale po kolei...
Niemłody Richie Sambora wszedł w uczuciowy związek, z umówmy się: atrakcyjną gitarzystką Orianthi Panagaris (niegdyś współpracowniczkę Michaela Jacksona, ostatnio u boku Alice'a Coopera), z którą od mniej więcej dwóch lat, nie tylko wspólnie jadają, ale m.in. także rozstawiają nuty po pięciolinii. Owocem komitywy wydany całkiem niedawno album "Radio Free America". Okazuje się, że Orianthi nie tylko sprawnie gra, lecz także daje radę pośpiewać. A gdy takiemu tandemowi sprzyja jeszcze tak legendarny producent, co Bob Rock (Metallica, Bon Jovi, Kingdom Come czy Mötley Crüe), do sukcesu droga niekręta.
Były gitarzysta Bon Jovi nadał nowemu projektowi szyld "RSO", proponując piętnaście różnorodnych kompozycji, w tym dwie przeróbki:"I Got You Babe" - z rep. duetu Sonny & Cher, oraz "Hellbound Train" - blues-rockowych Brytyjczyków z Savoy Brown. Obie wersje oryginałów nie przebijają, jednak brawo za przywołanie tej drugiej. Klasyk ponad klasyki, który dziś wydaje się mocno zapomniany, a przecież jest to jedna z najlepszych kompozycji rocka dla pierwszej połowy lat siedemdziesiątych.
Na "Radio Free America" znajdziemy kilka niewymuszenie fajnych piosenek, jak m.in. zaśpiewane przez samego Samborę na pół balladowe, a zarazem pół namiętne "Take Me", bądź nieco bardziej drapieżną, a zaśpiewaną tym razem na linii Sambora/Orianthi balladę "Masterpiece", jak i z rozpierającą dech gitarową solówką oraz dziecięcym chórem kolejną balladę "One Night Of Peace". W tej materii całkiem wytrawnie prezentuje się także piosenka "Truth" - skomponowana przez czarnoskórego Michaela Beardena, szefa niejednego górnolotnego przedsięwzięcia. Jednak absolutnym albumowym #1, i to nie tylko w dziedzinie ballad, wydaje się podszyty bluesem heartbreaker "Blues Won't Leave Me Alone". Orianthi podeszła do tego songu z dużym uczuciem, jednak nie tylko brawa należą się tej w miarę świeżo upieczonej trzydziestolatce, ale i Samborze, który zagrał przepięknie. Jednocześnie przypominając najokazalsze momenty debiutanckiego "Stranger In This Town", jak: "River Of Love", Mr. Bluesman" czy "Father Time".
Dla porządku, nie jest to płyta balladowa, jednak nic nie poradzę, że tym razem tylko one w pełni się bronią. Początek dzieła hałaśliwy, wyskandowany, niemal ryczący. Totalny ból głowy, membrany puchną, skóra cierpnie, a i szałwia nie pomaga. Tak więc, początkowe "Making History" oraz "Rise" do kosza. Wciśnięte pomiędzy nimi "We Are Magic" dla odmiany zaś okropnie miałkie. Tyle w nim tytułowej magii, ile we mnie rycerza na białym koniu. Przy czym, równie trudno o peany dla "Together On The Outside" - z moim pupilkiem Alice Cooperem - albowiem piosenka ma w sobie tyle drapieżności, co pazury wszystkich razem wziętych country'owców z pikniku w Mrągowie. Nie wspominając już o "radosnym" koszmarku, jakim "Good Times" - z udziałem kanadyjskiego rapera, o tradycyjnie jakiejś "wyszukanej" ksywie - w tym przypadku: k-os.
Na pewno sympatyków talentu Sambory uradują jego charakterystyczne i stylowe gitarowe zagrywki, a przede wszystkim smakowite solówki. Myślę, że nawet dla nich warto przebrnąć przez tych kilka ewidentnych słabizn.
Sambora wokalnym mistrzem nie jest, nigdy nie był, lecz wolę te jego niedostatki, zamiast wokalne popisy jego australijskiej blondyneczki. Tak po prawdzie, gdyby wspomniane "Blues Won't Leave Me Alone" zaśpiewał właśnie on, mógłby sobie Pan Ryszard ów song przypiąć do klapy chwały na długie długie lata, a tak... no cóż, w miłości racjonalizm bez szans.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"