Spa w Arłamowie, śniadania i obiady ze zdrowymi zbożowymi kiełkami, oczywiście tylko na konkretną godzinę, do tego w pakiecie wczasy kondycyjne, treningi przy aplauzie ściśle wyselekcjonowanych kibiców, ponadto codzienne konferencje o stanie zdrowia, samopoczucia, jak też gwarancje o chwilowej nietykalności swych żon, by tylko nikomu coś nie przeskoczyło. Nie ma sklepu, placówki pocztowej czy pubu, by nie poobwieszano ich szalikami, oblepiono nalepkami, a gdy kupisz bracie dwa piwska, za pierwsze zapłacisz jak za dwa, by później drugie mieć gratis. Wszytko wystrojone perfekcyjniej, niż choinki grudniowe. Nie ma galerii, by sami Lewandowscy ze swymi tatuśkami nie strzelali goli do mikro bramek przy stanowiskach operatorów sieci telefonii komórkowych.
Wszędzie tylko obietnic czar, a balonik puchnie, puchnie, puchnie, aż nadchodzi sądny moskiewski dzień, który spuszcza powietrze, i dupa blada.
Trener Nawałka zabrał samych najlepszych. Kim są zatem ci, którzy tylko minimalnie w rywalizacji z nimi przegrali?
Jak sami Szanowni Państwo dostrzegacie, wysoki poziom gwarantuje tylko Nawiedzone Studio.
Dzisiejszy mecz był najbrzydszym w całym dotychczasowym Mundialu. Bowiem, dla obiektywnego widza, emocje jak na rybach.
Nie winiłbym za ten stan rzeczy samych Polaków, jednak Senegalczycy zrobili swoje, a zwycięzców się nie sądzi.
Przebudzenie przyszło po 70 minucie, gdy już niewiele dało się zdziałać. Serce więc boli, gdy gol kontaktowy pada na pięć minut przed definitywnym opuszczeniem kurtyny, a kiedy akurat rywale zaczynają się we wszystkim ślamazarzyć. Przeciągając i przeciągając. To taki moment w obronie wyniku, iż wystarczy tylko chuchnąć, a jeden z drugim będą się zwijać z bólu. Wówczas nie da się już złapać właściwego rytmu, a zegar na ekranie monitora przewrotnie zaczyna jeszcze przyspieszać.
Napisałem niedawno, że nie wygramy żadnego meczu, ale motyla noga, miałem nadzieję dostać za to po nosie, jednak piłkarze mnie "nie rozczarowują". Nie tylko po sparingach z Chile i Litwą (wygrana w dennym stylu) wiedziałem, że jest źle. To było widać w całym zakończonym sezonie. Niemal wszystkie te nasze harpuny bez formy. O ironio, Krychowiak wyszedł z nich wszystkich obronną ręką, a przecież tak niewiele brakowało, by grzał ławę. Być może żabojady z PSG postawią na tego Krychę.
Nadal będę trzymać kciuki, bo taką mam naturę. Naturę zwycięzcy. Nawet jeśli rozsądek podpowiada: są tak słabi, że nie mają prawa wyjść z grupy.
Nie pośpiewamy więc dzisiaj: hej ho, hej ho, na Moskwę by się szło....
P.S. A co do powyższej fotki... cóż, wściekam się, gdy widzę tych wszystkich niedzielnych kibiców-cebuloków, w tych ich bamberskich cylindrach profanujących Orła Polskiego, gdy zgodnym chórem skandują: Polacy, nic się nie stało, Polacy nic się nie stało... ale dzisiaj, to i ja sobie zadrwię.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
Wszędzie tylko obietnic czar, a balonik puchnie, puchnie, puchnie, aż nadchodzi sądny moskiewski dzień, który spuszcza powietrze, i dupa blada.
Trener Nawałka zabrał samych najlepszych. Kim są zatem ci, którzy tylko minimalnie w rywalizacji z nimi przegrali?
Jak sami Szanowni Państwo dostrzegacie, wysoki poziom gwarantuje tylko Nawiedzone Studio.
Dzisiejszy mecz był najbrzydszym w całym dotychczasowym Mundialu. Bowiem, dla obiektywnego widza, emocje jak na rybach.
Nie winiłbym za ten stan rzeczy samych Polaków, jednak Senegalczycy zrobili swoje, a zwycięzców się nie sądzi.
Przebudzenie przyszło po 70 minucie, gdy już niewiele dało się zdziałać. Serce więc boli, gdy gol kontaktowy pada na pięć minut przed definitywnym opuszczeniem kurtyny, a kiedy akurat rywale zaczynają się we wszystkim ślamazarzyć. Przeciągając i przeciągając. To taki moment w obronie wyniku, iż wystarczy tylko chuchnąć, a jeden z drugim będą się zwijać z bólu. Wówczas nie da się już złapać właściwego rytmu, a zegar na ekranie monitora przewrotnie zaczyna jeszcze przyspieszać.
Napisałem niedawno, że nie wygramy żadnego meczu, ale motyla noga, miałem nadzieję dostać za to po nosie, jednak piłkarze mnie "nie rozczarowują". Nie tylko po sparingach z Chile i Litwą (wygrana w dennym stylu) wiedziałem, że jest źle. To było widać w całym zakończonym sezonie. Niemal wszystkie te nasze harpuny bez formy. O ironio, Krychowiak wyszedł z nich wszystkich obronną ręką, a przecież tak niewiele brakowało, by grzał ławę. Być może żabojady z PSG postawią na tego Krychę.
Nadal będę trzymać kciuki, bo taką mam naturę. Naturę zwycięzcy. Nawet jeśli rozsądek podpowiada: są tak słabi, że nie mają prawa wyjść z grupy.
Nie pośpiewamy więc dzisiaj: hej ho, hej ho, na Moskwę by się szło....
P.S. A co do powyższej fotki... cóż, wściekam się, gdy widzę tych wszystkich niedzielnych kibiców-cebuloków, w tych ich bamberskich cylindrach profanujących Orła Polskiego, gdy zgodnym chórem skandują: Polacy, nic się nie stało, Polacy nic się nie stało... ale dzisiaj, to i ja sobie zadrwię.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"