FOREIGNER
"Foreigner With The 21st Century Symphony Orchestra & Chorus"
(EAR MUSIC)
***
Bez wątpienia należą do najbardziej zapracowanych zespołów na scenie. Ich godna podziwu aktywność przekłada się jednocześnie na nieustanne doskonalenie, i tak już przecież perfekcyjnego warsztatu. Jednak jedyny ostały z oryginalnego składu gitarzysta Mick Jones, z racji nierzadkich historycznie roszad personalnych, nieprzerwanie bywał zmuszony doskonalić założony w 1976 roku (z wokalistą Lou Grammem oraz byłym muzykiem King Crimson, Ianem McDonaldem) sekstet Foreigner. Dzisiaj po tamtych czasach pozostały już tylko płyty i dobre wspomnienia. Inna sprawa, że coraz trudniej śpiewającego Lou Gramma, kilkanaście lat temu zastąpił marginalnie wówczas rozpoznawany Kelly Hansen.
Jako, że grupa notorycznie omija nasz kraj, rodzimym sympatykom przychodzi podziwiać ją tylko na podstawie płyt, bądź za sprawą zagranicznych występów. Poniższa płyta też się do tego dokłada. A jest na swój sposób wyjątkowa. Stanowi bowiem za kompilacyjny zapis dokonany na podstawie dwóch koncertów, jakich grupa dokonała w towarzystwie orkiestry symfonicznej oraz chóru. Wszystko wydarzyło się 20 oraz 21 maja 2017 roku, w Centrum Kultury i Kongresu w szwajcarskiej Lucernie. Mowa o obiekcie o cechach operowo-filharmonicznych, który uznawany jest za jeden z najlepszych w świecie względem odbioru muzyki klasycznej. Miejsce pomieści blisko 1900 widzów, więc z Sali KKL żaden tam liliput.
Wydawnictwo "Foreigner With The 21st Century Symphony Orchestra & Chorus" zawiera pełen program koncertowy dla nośnika DVD, jednak dla poczciwego CD, zaledwie wycinek. I co z tego, że pokaźny (z kompletu 17 nagrań, na kompakcie pojawia się 14 - o optymalnym zapisie 79 min. 59 sek.), skoro płytę pocięto w plastry. Bezustannie pomiędzy utworami pojawiają się irytujące wyciszenia, które zakłócają naturalny tok przedstawienia. W ostatnim czasie podobnych brutalnych zabiegów dokonuje się coraz częściej, na czym m.in. ucierpiał choćby niedawny koncert Jeffa Lynne'a i jego zreformowanych E.L.O ze stadionowego Wembley. Duży błąd, do takich płyt nigdy się później nie powraca. Ja sam tego typu wydawnictwa traktuję jako ciekawostki, które po kilku tygodniach od premiery wędrują na odwieczną półkę zapomnienia. Po najściu ochoty posłuchania rzetelnego "live", zawsze sięgnę po jakiś pełnowymiarowy, niczym niezakłócony występ. Zatem, na "Foreigner With The 21st Century..." sprawy nie uratują nawet liczne smaczki, jak choćby nie po raz pierwszy wykorzystany motyw z Deep Purple'owskiego "Black Night" - w "Cold As Ice", albo pełen zadumy, chóralny wstęp do "When It Comes To Love", który zanim przejdzie do fazy piosenkowej, trafnie zostanie zaintonowany przez saksofon, smyczki oraz pianino. Spodziewany finał, w postaci "I Want To Know What Love Is", także niepowtarzalnym wdziękiem w refrenie podsyci zaproszony chór, który dodatkowo wspomoże blisko dwa tysiące gardeł z publiczności. Piękne chwile, do których można falami powracać, i żadną tego przeszkodą, że chyba każdy z nas wysłuchał tej piosenki tuziny razy.
Cieszy ponadto, iż obok oczywistych "Waiting For A Girl Like You", "Urgent", "Say You Will" czy "Double Vision", Foreigner od pewnego czasu dostrzegają wartość arcypięknego "Starrider" - klejnotu koronnego rodem z debiutanckiego albumu, który choć w epoce nawet wydano na jednym z czterech singli, to jednak ten na długie lata przegrywał w konfrontacji z kilkoma innymi piosenkami grupy. Fakt, nic nie przebije jego oryginalnej wersji, a jednak w symfoniczno-rockowych objęciach, i z fajnym głosem Kelly'ego Hansena, też przecież niczego sobie.
Nie można nie wspomnieć o rozbudowanej wersji "Juke Box Hero", co w zasadzie też nie jest żadnym novum, ponieważ Cudzoziemcy od dłuższego czasu poszerzają ramy piosenki do rozmiarów mini suity. Nie zaskakuje też gitarowy wtręt Micka Jonesa z Led Zeppelin'owskiego "Whole Lotta Love" - choć tym razem jakby mniej dostrzegalny. Gwoli rzetelności pozwolę sobie zauważyć, że słyszałem już lepsze wykonania tego Foreigner'owskiego klasyka.
Nie zawsze muzyce rockowej na dobre wychodzi konfrontacja postrzępionych dżinsów i rozdartych na torsie koszul, z otoczeniem krzeseł podbitych czerwonym welurem. Takie miejsca służą pod muchę i frak, a rock woli krew, pot i łzy. Cieszy jednak, że w takich okolicznościach nasi bohaterowie nawet na krok nie zatracili oczekiwanego luzu.
Miło posłuchać zasłużonych Foreigner w ich nieprzerwanie dobrej formie. Żałuję jednocześnie, że formacja od lat proponuje niemal identyczne setlisty, jakby zupełnie nie istniały inne piosenki, że ośmielę się wskazać: "The Damage Is Done", "Face To Face", "Women", "Rev on the Red Line", "Girl On The Moon", albo "I Don't Want To Live Without You". Człowiek z niewielkim prawdopodobieństwem zaskoczenia wie, czym grupa obecnie koncert rozpocznie, zakończy, i co zaproponuje pomiędzy.
Czapki z głów za aktywność sceniczną, ja jednak cierpliwie będę wypatrywać w pełni premierowego dzieła studyjnego. Od poprzedniego "Can't Slow Down" upłynęło było nie było długich dziewięć lat.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"