wtorek, 20 lutego 2018

TOTO - "40 Trips Around The Sun" - (2018) -







TOTO
"40 Trips Around The Sun"
(COLUMBIA)

***





17 nagrań na 40-lecie płytowego debiutu Toto (album "Toto" wydany jesienią 1978 r.). Dlaczego nie nagrań 40? Zebrałoby się. Z 40-letniego dorobku wyszedłby podwójny składak, z gatunku: "definitive". Tymczasem otrzymujemy 3 premierowe kompozycje, plus sprawdzonych 14 przebojów. No, może z jednym wyjątkiem, w postaci pierwszorzędnego, choć niesinglowego instrumentala "Jake To The Bone" - niegdyś finału fajnej, choć nieco szorstkiej płyty "Kingdom Of Desire". Dużo tych liczb, prawda?
Przyznam, że dziwna ta nowa kompilacja. Jakaś taka oszczędna, niekompletna, jakby mocno poskąpiona, no i te nowe kawałki... wrócimy jeszcze do nich. Rozumiem, chodziło o same naj naj naj-piosenki, plus coś premierowego, by mieć przyczynek do nowej trasy koncertowej, która właśnie w toku. Ale czy naprawdę nie da się raz, a porządnie i konkretnie, spleść takiej ekstra kompilacji,
then ...
która rozwiałaby wszelkie wątpliwości, iż Toto, oprócz "Africa", "Stop Loving You", "I'll Be Over You", "Hold The Line", "99", "Rosanna", "Georgy Porgy" i jeszcze kilku innych pewniaków, ma w swych szpargałach wiele innych fantastycznych piosenek? Piosenek, które nie zawsze okazywały się przebojami pierwszego sortu, choć nie ustępowały w niczym tym z czubków notowań. I wcale nie porywam się na żadne pozasinglowe, a na pełnoprawne, te z 7-calowych płytek. Tkwię w przekonaniu, że sympatycy grupy równą czcią obdarzają takie: "Without Your Love", "Holyanna", "Angel Don't Cry", "Make Believe", "2 Hearts", "Straight For The Heart" czy "How Does It Feel", a o których na "40 Trips Around The Sun" ni słowa. Mógłbym tak jeszcze powymieniać, bez trudu uzbierałoby się czterdzieści. Rzecz jasna, tylko koncentrując uwagę na dorobku z lat 1978-1993, jaki muzycy (a raczej wytwórnia Columbia) postawili sobie za cel. Już tylko z samych albumów "Fahrenheit" oraz "The Seventh One" - pod wokalnym przewodnictwem Josepha Williamsa, a też i dzisiejszego pierwszego głosu Toto - dałoby się wykroić jedną, naprawdę mocną płytę. A tak, cóż... powstała kolejna bliźniacza kompilacja do tuzina wcześniejszych. No i te trzy premierowe utwory... niestety ociekające przeciętnością. Trudno uwierzyć, że muzycy zdecydowali się je z taką dumą wyeksponować, szczególnie po tak fantastycznym niedawnym "Toto XIV". Po mistrzowskim albumie, który radował mnogością pomysłów, utrzymanych w duchu dawnych eleganckich zagrywek i wyszukanych
... and now
melodii. Bowiem, przed trzema laty, objawili nam się Toto jakich kochamy, i jakich nadal byśmy pragnęli, a tymczasem trzy średniaki, z których najlepszym otwierający całość "Alone". Mizerię pozostałych dwóch ("Spanish Sea" oraz "Struck By Lightning") może tłumaczyć fakt ich powstania jeszcze przed powrotem grupy do mocnej formy. "Spanish Sea" datuje się przyjściem na świat w 1984 roku, a więc w epoce (świetnej przecież) płyty "Isolation" - jedynej ze zmarłym niedawno Fergiem Frederiksenem, z kolei "Struck By Lightning" - tak jak "Spanish Sea", także nagrany w obecnym składzie - również powstał dawno temu, co stawia oba te twory w roli zwykłych odrzutów. Toto, zamiast pozbyć się ich bezpowrotnie, postanowili dać im drugie życie, no i wyszło, jak wyszło.
Reasumując; nowe piosenki do zakupu omawianej płyty nie zachęcają, największe przeboje wszyscy mają od zawsze, na co więc komu ta płyta?






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"