wtorek, 8 października 2024

stuknęła pięćdziesiona

Za dwa dni wybije pięć dych, ale już dzisiaj słówko na mym prasowym FM.
Podczas niedzielnego wraz z Mundi spaceru, jakoś tak naszło na wspomnienia, i nie wiem czemu, zahaczyłem o futbol. Temat dla Mundi raczej nudny (Mundasek z Gniezna, więc u nich żużel), dla mnie ostatnio również, no chyba, że Kolejorz dostaje w dupę - wtedy promienieję. I tak, od słowa do słowa, aż wspomnieniami sięgnąłem meczu Polska - Finlandia (3:0) z tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego czwartego, do którego doszło na dawnym obiekcie Warty, czyli Stadionie imienia Edwarda Szyca. Acz niegdyś wymawiano: Stadion 22 Lipca. Komplet widzów, kilkadziesiąt tysięcy gardeł, pogoda raczej pochmurna i chłodnawo.
Stało się dokładnie dziesiątego października wspomnianego siedemdziesiątego czwartego. Półwiecze, ojejku. Przeleciało, choć nie powiem, że pamiętam, jak gdyby wczoraj. Dusiliśmy tych Finów, szczególnie w pierwszej połowie, czego powodem ostatecznie byłem nieźle rozczarowany skromnymi rozmiarami zwycięstwa. Tym bardziej, iż kilka miesięcy wcześniej ograliśmy na Mundialu Brazylię, Argentynę czy Włochów. Kochani moi, jakie to szczęście w życiu spotkało mnie, bez pośrednictwa szklanego ekranu podziwiać Tomaszewskiego, Szymanowskiego, Deynę, Szarmacha, Latę, Gadochę czy Kasperczaka. Trzej ostatni wbijali gole.
Na historyczny dla mnie mecz (a zdaje się chyba nie był tylko towarzyskim) zabrał mnie Tata - zadeklarowany kibic Warty, co i w ogóle lubiący boiskową kopaninkę. Pojechaliśmy z Taty paczką serdecznych kumpli. Takich, którzy nigdy się nie wystawiali. Każdy za każdego skoczyłby w ogień. Kiedyś tacy byli kumple. Dlatego mając takie wzorce, tak ciężko się dzisiaj z kimkolwiek zaprzyjaźnić. Był pewien Jasiu (drugą jego profesją jazda na taxi białą warszawą, i to nią dotarliśmy na mecz), bodaj Bulert mu było (nie żyje, więc pozwalam sobie po nazwisku), drugim pewien doktorek, ale nie wiem, czy tytułowany, czy tylko tak oksywowany, trzecim zaś facio, którego buźkę wciąż pamiętam, acz personaliów za nic. Zgrana paka. Tata zapraszał ich nawet na pokerka. Zasiadali panowie przy koniaczku, jakiś kanapkach, bez marudzących i zawsze na zły tor zmieniających tematy małżonek. Było faceciarsko, po pokoju rozchodziła się papierosowa dymówa, na stole żadnej napuszonej wyżerki, po prostu talerz z gustownymi, acz prostymi skibkami, butelka, kieliszki, popielnica, pod wszystkim prosta serweta, a na niej karty i forsa. Panowie ze świetną okazją do pogadania, poobgadywania, pośmiania się, wreszcie porżnięcia w karciochy na srebrniki. Stawki symboliczne. Grosz do grosza, w lepszych partiach przeradzało się w złotówki, a bywało, że zwycięzca o trzeciej w nocy był w portfelu stówę do przodu. Przypatrywałem się towarzystwu, niekiedy korciło Tatę wspomóc, jednak nie znałem wówczas jeszcze zasad tej cudownie atmosferycznej na szmal gry. Przyglądałem się zatem tak długo, aż dopadał sen i szedłem w poduchę. Pierwsze po pobudce, do Taty: ile wygrałeś? Najczęściej padało: wygrał doktorek. Ten doktorek to chyba niezły gracz był. Chudzinka taka w okularach i najmniej mówny, a karta mu szła.
Wszyscy ci goście z instytutu mego Taty, Instytutu Technologii Drewna, który wciąż, choć w znacznie uszczuplonej wersji ma się przy ulicy Winiarskiej. Fajna miejscówka, choć wtedy mało płacąca, więc Tata z czasem przerobił się na belfra, i ... nadal cienko zarabiał, ale chyba był szczęśliwszy. Tak swoją drogą, zawsze zachodziłem w głowę, jak wyglądał w roli nauczyciela i czy ci uczniowie mieli do niego cierpliwość. Jak na mój gust Tata bywał zawiły, taki dookoła, nie na wprost, więc nie miałem percepcji. Ale jako Tata ze swej roli wywiązywał się okay. Zabierał chociażby Andy'ego na mecze, nie tylko Warty. Na Polska - USA w siedemdziesiątym piątym, też byłem. Dołożyliśmy wtedy amerykańcom siedem zero. Strzelali Szarmach, Deyna, Lato. Temat z czasów, kiedy bracia zza Oceanu byli niczym San Marino, więc nie cieszyłbym się przesadnie. U nich piłki prawie nikt nie kopał. To dopiero pomału rodziło się.

andy

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub
afera.com.pl 


"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 24.00
na 100,9 FM Poznań (Radiooznań) lub radiopoznan.fm