W pamiętniku zapisałem: słucham mnóstwo przyjemnej muzyki. Zuleczka spędza u mego boku całe dnie, a z Mundi śpi. Chcę, by jej było tylko i jeszcze bardziej przyjemnie. Słodkie, beztroskie chrapanie, niech śni same piękności. Przynajmniej w świecie pod powiekami nic nie boli, nie niepokoi.
Druga tura zastrzyków, kroplówek, od dzisiaj dochodzi jeszcze wyszukany lek. Miał być za pięćset osiemdziesiąt, ale udało się za pięćset dwadzieścia. Nie jest to aladyn, ale wierzę, że przynajmniej nie będzie gorzej. A jeśli się polepszy, będę najszczęśliwszy pod słońcem.
Wczoraj, jak za dobrych czasów, Zuleczka zerwała się do ugotowanego kurczaka. Miała apetyt, aż miło było popatrzeć na przebłysk łakomstwa. Połowę dzisiaj zwymiotowała, ale coś w tym brzuszku jednak zostało. Codziennie tak jest. Dlatego, każdy gram przetrawionego pokarmu, jak złoto.
Patrzę w oczy i za każdym patrzeniem zapewniam, że kocham najbardziej. Że tylko ona, i jeszcze jeden, i jeszcze raz.
Unikam ludzi. Sorki, ale nie mam ochoty. Dotyczy wszystkich psiarzy i niepsiarzy. Żadnego gadania i opowiadania o zuluńkowym nieszczęściu. Ciekawskich nie brakuje. Kto zaczepia, od razu odczepiam.
Z nikim się nie spotykam i na razie inaczej nie będzie. Wystarczają Mundi i Zulunia. Najbliżsi.
Zajrzałem do Empiku, ponieważ zamówiłem płytę, a tu akurat dostali parę ciekawych rzeczy, w jak zwykle nieciekawych cenach. Jak to Empik i ich faktyczny slogan: 'interesuje nas tylko twój portfel'. Ale cóż, czasem trzeba i u nich zamówić płytę, jeśli konkurencja wymarła i nawet w internecie nikt inny nie zaoferuje. No więc, pomacałem sobie nowe edycje Genesis. Są śliczne. Miniaturki winyli na CD. Zaskakujące, że "Invisible Touch" zrobili w gatefoldzie, a ja na winylu nigdy takiej wersji nie spotkałem. Przez moje ręce przeszło tuziny edycji. W drugą stronę, długie "We Can't Dance", o rozmiarze dwóch winyli, też zrobili rozkładówkę, lecz akurat ten album wymyślono dla pojedynczej koperty. I też taką od zawsze mam. Takie drobne szczegóły. Zapewne dla wielu nieważne, a dla mnie akurat jak najbardziej. Lubię, gdy wszystko się zgadza.
Nie mieli na półce wszystkich Genesis, ale mieli dużo. Empikowa cena w salonie: 69,90 zł. Gdy ma się to ich bezczelne premium, będzie ze sześćdziesiąt, może pięćdziesiąt osiem. Najlepiej zamawiajcie na swiatksiazki.pl. W ich katalogu 53,50 zł - za tytuł. Tyle, że trzeba circa trzy dni poczekać. No i, nie zawsze dotrzymują terminów. Ten sektor handlu ciężki do utrzymania, więc jeśli nie popłacą wszystkich faktur, realizacja się oddala. Jeśli komuś niespieszno, okay, gorzej, gdy jest się radiowcem i chce się na czas. Już parę razy obiłem się od drzwi. Co do cen, trudno, jestem poznaniak, więc nie lubię być na forsę dymany, dlatego empik strasznie mnie wkurza, a najbardziej jego ślepi poplecznicy, którzy myślą, że to ich 'premium', to super zniżka, dobre serce empiku.
Zuleczka non stop chrapie. Znaczy, nic nie boli, jest słodko. Piękna muzyka rozchodzi się po ścianach. Teraz Emersoni. Głos Grega Lake'a balsamuje. Po śpiewaniu czytamy ludzkie dusze. Mówię Wam. Pamiętacie "Łabędzi śpiew" Columbo z Johnnym Cashem? Cóż za odcinek! I kiedy porucznik nakrywa mordercę (vide Casha), który w filmie jest sobą, choć pod innym nazwiskiem, tzn. w realu nie jest, nie był mordercą, zwraca się do niego w bodaj końcowej scenie, mniej więcej takimi słowami: jeśli tak się śpiewa, nie można do końca być złym.
a.m.
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
(obecność nieobowiązkowa !)
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"