sobota, 9 grudnia 2023

paranoid

Nie należę do rozsiewaczy bzdur o wyższości trzeszczących analogów nad bezbłędnymi kompaktami, jednak niech na dzisiaj będzie winyl "Paranoid". Nie mam pierwszego bicia, a jedynie reprint z 1976 roku - dla od czterech dekad nieistniejącego Nems. Wydanie Made in Ireland z okładką koprodukcji Made in England. Taka ówczesna pod względem papieru/nośnika unia. Nic zaskakującego, tego typu zabiegi praktykuje się po dziś dzień.
Myśleliście, że zapomniałem o niedawnych 75-urodzinach Ozzy'ego? W minioną niedzielę miałem szepnąć w Nawiedzonym słówko i zaprezentować jeden czy dwa stosowne kawałki, lecz program ułożył się pod inną nutę. Nadrabiam na blogu.
Życzę Księciu Ciemności wielu lat w zdrowiu, albowiem nie jest najlepszego. Niedawno gdzieś przeczytałem, że mistrzunio chce pożyć jeszcze dziesięć lat. Pozostawię bez komentarza.
To mój stary egzemplarz "Paranoid", z którym wiążę dobre młodzieńcze chwile, więc nigdy w jego miejsce nie poszukiwałem lepiej grającego czy okazalej się prezentującego. Nie rusza mnie. Jako człowiek sentymentalny przywiązuję wagę do konkretnych przedmiotów. Najczęściej tych, na których widnieją me młodzieńcze papilarne poty, co i wsiąknięte wspomnienia wszystkich ówczesnych przyjaciół, okoliczności.
Szkoda, że zarówno ten album, jak i wszystkie inne Sabbathy znam na pamięć. Do bólu, bez możliwości zaskoczeń. Chciałbym znowu poznawać tę muzykę, od początku, od spotkania z nic niemówiącą mi nazwą, aż po podnietę z gałką wzmacniacza na maximum volume. Jak pięknie byłoby znowu rozkoszować się wszystkimi emocjami wieku unitarnego.
"Paranoid" to najpopularniejszy album najstarszych Sabbs, co nie musi oznaczać najlepszy. Ja najwyżej cenię "Master Of Reality", lecz w przypadku każdej płyty, od debiutu po "Sabotage", różnice są minimalne. Inna sprawa, iż przepadam również za "Technical Ecstasy", powszechnie uznawanym za znaczny spadek formy. Co by nie mówić, starzy Sabbs to nieskalane pastwiska piękna.
Ale zostajemy przy "Paranoid". Wciąż wrażenie robi ciężki, ciągnący się niczym diabelski kondukt żałobny, gitarowy riff Iommiego w antywojennym "War Pigs". Z czasem gitara bardziej wiruje i tnie. Albo, dla przeciwwagi psychodeliczny, powolny, niemal narkotyczny "Planet Caravan". Jedyne odstępstwo od w sumie ciężkiej, niespokojnej na tym albumie muzyki.
Posłuchajmy zaklętego, do pewnego momentu nawet wiejącego hipnozą "Electric Funeral", które w pewnej chwili jakoś tak 'psychopatycznie' przyspiesza. Bądź równie odjazdowego, choć najbardziej w tym zestawie progresywnego "Fairies Wear Boots" - rzeczy o magicznej liryce, no, ale tak to bywało, gdy się nadużywało jointów: ...wyjrzałem przez okno i co widzę: wróżki w butach tańczą z krasnoludkiem...
"Hand Of Doom" też bomba. Kolejny niespokojny song na tej masywnej w brzmieniu płycie. Dużo się dzieje. Zmiany temp, niespokojny duch.
Lecz, co by nie napisać, i tak wszyscy kojarzą głównie tytułowe, rytmiczne "Paranoid". Najsilniejszy przebój grupy. Niecałe trzy minuty, a świat do góry nogami. Napisany ponoć równie szybko, co jego czas spod igły gramofonu. Kolejny w zestawie jointowy numer. Sabbsi całość skomponowali pod wpływem, tym samym tytułowa 'paranoja', na którą cierpi bohater tej piosenki, wynika z palenia, po którym to człowiek nie potrafi nawiązać kontaktu z otoczeniem.
Jak na 1970 rok, był to najczystszej krwi heavy metal. Z tym, że należy się wyjaśnienie; otóż, kiedy poznawałem tę muzykę kilka lat później, jako młodzian u schyłku podstawówki, nikt w stosunku do niej nie używał takiego określenia. Dawni giełdziarze artykułowali Black Sabbath po prostu jako mocną rzecz. Wtedy jeszcze nieetykietkowano ostrego grania na taki czy inny rodzaj heavy, nikt się na takie tematy nawet nie zająknął, jak to się czyni obecnie. Teraz bez szufladkowania ogólna niemoc i zagubienie. Pomyślcie, że naprawdę żyło się kiedyś w beztroskim świecie bez statystyk, całego tego fit/bio/eko czy wyceny naszej wydolności, tym samym do czegokolwiek przydatności.
Kochany Ozzy, mega fajna osobowości, moja Ty częstotliwości, oto przepis na długowieczność: dobre whisky, najlepsze cygara i zero sportu. Bądź kondycji ready to go! Najlepszego!

a.m.


"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
(obecność nieobowiązkowa)