wtorek, 26 stycznia 2021

WOBBLER "Dwellers Of The Deep" (2020)



 

 

WOBBLER
"Dwellers Of The Deep"
(KARISMA)

****

 

 

Zarówno zainspirowana dokonaniami niemieckiego uczonego Athanasiusa Kirchera okładka (przedstawiająca podziemne połączone drogi wodne), tak również i warstwa liryczna całego "Dwellers Of The Deep" usiłuje zgłębić, a i jest metaforą względem tajemnic ludzkiej psychiki oraz emocji. A nad całością panuje najnowsza muzyka norweskiego prog-rockowego kwintetu Wobbler, który już na dobre ugrzązł w niewoli starego rocka. Brzmią niczym jeden z zespołów epoki Yes, Gentle Giant, ELP, Van Der Graaf Generator, Caravan czy nawet przyblakłych sławą Premiata Forneria Marconi. Z jedną zasadniczą różnicą, wszyscy tamci z czasem brzmieniowo ewoluowali, natomiast Wobbler postanowili przedostać się do dawnej krainy topograficznych oceanów i nie szukać powrotu do dwudziestego pierwszego wieku. Stąd w wypełnianiu misji potrzebny odpowiedni rozkład sił, a i równie stosowne archeo instrumentarium - gra na dwie gitary (niekiedy trzy), perkusję, bas, plus okazjonalne skrzypce, jakich przed potopem używali String Driven Thing czy Curved Air (ależ niesamowicie grają w "By The Banks"), do tego szlachetne Hammondy, pianino, nawet fortepian oraz melotron. Skandynawowie do swego rocka przemycają wpływy folk, jak i muzyki klasycznej, ale chyba z nutką rozkoszy wielbiciele muzealnego rockowego grania zaczepią tu przede wszystkim ucha nad znajomo - trochę pod Camel czy Caravan - zacumowaną partią organów w kapitalnym "Five Rooms". Wspaniałej, podniosłej kompozycji, wyśpiewanej w duchu Yes'owskiego Jona Andersona, choć przez faceta, którego dane personalne do dokumentu tożsamości rozciągają się niczym pas graniczny Chile - Andreas Wettergreen Strømman Prestmo. 

Ten trwający nieco ponad trzy kwadranse album może pochwalić się jeszcze delikatną akustyczną balladą "Naiad Dreams" - najkrótszym w zestawie okazem, który jednocześnie stoi wytchnieniem pomiędzy dwoma rozbudowanymi kompozycjami. A są nimi, miniaturowa suita "By The Banks" oraz o masywnych rozmiarach długas "Merry Macabre". Ten ostatni fragment najprawdopodobniej pochłania całą stronę winylowej płyty, ale też niczego lepszego takowa nie potrzebuje. Obie te pełne zwrotów akcji anatomie, dla jednych wydadzą się skostniałe, jednak wszyscy pozostali na pewno nie zechcą zeskrobać nagromadzonej nostalgią zamierzchłych czasów rdzy.
Wobbler tworzy grono zapaleńców, zupełnie niepragnących odnaleźć się w świecie nowoczesnych technologii, w chaosie industrialnym, a my jedynie nie szeleśćmy papierkami, nie zagłuszajmy rozpędzonej weny, nie odrywajmy od transu, niech tworzą dalej.   

P.S. Thanks Mr. Korfanty.


A.M.