poniedziałek, 10 września 2018

the place

Żaden ze mnie laluś. Nie przesiaduję godzinami u stylisty, nie pudruję policzków, nie podkreślam rzęs, a jednak natura obdarzyła mnie beatlesowską fryzurą. Jednocześnie jako fleja, im bardziej się zapuszczam, tym bliżej mi do okładki "Rubber Soul". Nie mam co prawda ładnej buźki Paula McCartneya, ale też wcale nie pogardziłbym najmniej urodziwą Ringo Starra, gdyby tylko matka natura obdarowała mnie jakimkolwiek talentem.
Nauki gry na gitarze nie posiadłem, choć uczyłem się z nut, a profesor Biały zapewniał, że słuch posiadam. Tenże zmysł wykorzystuję jedynie do słuchania, tworzenie zaś pozostawiam uzdolnionym. Inna kwestia, że zawsze lepiej mieć podane na stół, niż samemu w garach mieszać.
Myślę więc, że po moim upierzeniu widać, żem ja Beatles. Nie trzeba mnie tym samym namawiać do kupowania płyt związanych z marką najlepszego rock'n'rollowego bandu wszech czasów. Sądziłem, że każdy od dawna o tym wie, a jednak co rusz trafiają się nie na miejscu zapytania, w rodzaju: czy wiesz, że Paul McCartney wydał nowy album? No coś ty, serio? - aż chce się słowną ripostą zepchnąć delikwenta z jeziornego pomostu na mieliznę.
Od piątku słucham "Egypt Station". Dużo nagrań, jednak samej muzyki w sam raz. Jeden kawałek siedmiominutowy, jeden ponad sześcio-, a tak to dwu/trzy-minutowe. I właśnie te najkrótsze, chyba najlepsze. Może za wyjątkiem inicjującej (zaraz po intro) "aż" czterominutowej ballady "I Don't Know". Coś niesamowitego. Bałem się, że mi serce wyrwie, takie to piękne. I co z tego, że z początku kompletnie nie rozpoznałem głosu. Cieszę się, że nagrywa, że śpiewa, że jest, i że pomimo zaawansowanego wieku emerytalnego, wiosłuje ponadto na tylu instrumentach.
Już teraz wiem, że nie będzie z "Egypt Station" żadne arcydzieło, jednak od 76-letniego muzyka, który nagrał już wszystko!!!, nie wolno ponad siły wymagać. Daj mu Panie dużo zdrowia. Miłości chyba też, skoro z ust Mistrza pada: "... co się ze mną dzieje? - nie wiem. Próbowałem cię kochać najlepiej jak potrafię, jednak wciąż muszę się sporo nauczyć...". Z kolei, w zamykającym podstawowy set (później dwa bonusy) tryptyku "Hunt You Down / Naked / C-Link" usłyszymy: "... nieważne jak bardzo się staram, nie potrafię znaleźć mojej miłości...". A jeszcze gdzieś pod koniec kompozycji usytuowano stosowne smyczki. Trzeba posłuchać po raz kolejny.
Canal+ niedawno wyemitowało ciekawy włoski film "The Place". Tytułowe "The Place" jest nazwą baru, w którym każdego dnia przesiaduje pewien tajemniczy mężczyzna, do którego przychodzą różni obcy mu ludzie, celem uzyskania pomocy w rozwikłaniu ich problemów. Facet co trza notuje w kajecie, po czym każdemu wyznacza nietypowe do wykonania zadania, które bywają swego rodzaju zapłatą. Dla przykładu jednym z takowych, detonacja w miejscu publicznym bomby, w zamian za uzdrowienie chorego na Alzheimera męża pewnej kobiety. Tego typu nieoczywistych sytuacji bez liku.
Zadania bywają niekiedy tak okrutne, że wydają się wręcz niewykonalne, a jednak czego się nie zrobi dla osoby kochanej, bądź znienawidzonej.
Mężczyzna w barze - w zależności od sytuacji - bywa diabłem, jak też aniołem. Na jego wizerunek wpływa pewna księga, która feruje werdykty. Raczej film nie do opowiedzenia, dlatego polecam przekonać się na własną rękę. Kino dalekie od amerykańskiej happyendowej sieczki, przez co jakby lepsze. Ach, zapomniałbym, a nawet zapisałem sobie na karteluszce... świetna piosenka przy końcowych napisach. Pani ją śpiewająca zwie się Marianne Mirage. Z tym, że utwór ma sens tylko przy zwieńczeniu filmu, słuchanie wyrwane z kontekstu zepsuje nagromadzony potencjał.
Zmieniając temat... jakoś kompletnie nie załapuję klimatu piłkarskiej Ligi Narodów. Być może z uwagi na wciąż niewywietrzoną bliskość niedawno zakończonego Mundialu? A może po prostu muszę trochę odpocząć od natłoku futbolu. Bo chyba nie ma w telewizji dnia bez jakiejś boiskowej kopaninki, a ja tylko niepotrzebnie marnuję zbyt wiele czasu. Życia to nie wzbogaca, a wojskowa fala niebezpiecznie się kurczy. Tym bardziej, że sport to raczej niewymagająca myślenia rozrywka, nawet jeśli w telewizyjnym studio zawsze ogrom ekspertów i analityków.
Czekam na obiado/kolację, podobno Mundas ugotowała coś specjalnego.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"