Powiedziałem Żonce o koncercie Chrisa DeBurgha (8 marca 2019 r. w poznańskiej Arenie). Muszę uzbierać na bilet - dodałem. Wiesz, na takiego DeBurgha to i ja chętnie bym poszła - trafiło rykoszetem. Cholerka, no trzeba uzbierać na dwa bilety. A najtańszy "skromne" sto pięćdziesiąt. O najdroższych, tych po czterysta, nawet nie myślę.
Jeśli już o koncertach, odnotujmy jeszcze Dead Can Dance. Przyjadą na warszawski Torwar, by zagrać 21 i 22 czerwca 2019 r. Nie mamy dla takiej muzyki stosowniejszych miejsc? Podsunę, może poznańska Sala Ziemi? Na pewno nie przypomina opuszczonej bazarowej hali.
Facebook wczoraj przypomniał o urodzinach Freddiego Mercury'ego. Gdyby żył, miałby 72 lata. Wciąż nie byłby stary. Właśnie tyle liczą członkowie Abby (oprócz "młodziutkiej" Agnethy), i nagrywają nowe piosenki.
Rzeszowscy, a niegdyś art-rockowi RSC, nagrali kawałek z Peją. I są z tego dumni. Muzycy jednocześnie zapytują: jakich chcielibyśmy kolejnych kolaboracji? Myślę, że może teraz z Shaggym. Sting też ponoć niezwykle szczęśliwy.
Pewien sympatyk RSC zmartwił się, że tej okazałej piosenki brakuje na trójkowej liście. No cóż, Pan Marek Niedźwiecki na maile nie odpisuje, ale listy pilnuje.
Jasnością wczorajszego dnia zaskakująca przesyłka z Gorzowa Wlkp. - od Pana Jarka. Znowu Masłowski-lizus dostał prezenty. A dostał, dostał. Dwa zafoliowane digipaki z Australii. Pan Jarek na dołączonej widokówce (tak tak, takiej prawdziwej!) dopisał, że jeśli "... nie spodoba się Panu taka muzyka, śmiało proszę sprzedać lub rozdać. Ale może z jakiś powodów będzie inaczej...". Sprzedać, rozdać? Mowy nie ma. Podarków, upominków, prezentów nie rozdaję. Są z głębi serca, więc zostają u mnie. Płyt posłuchałem i niestety są znakomite! Tak więc, myślę o ich wspólnym posłuchaniu z Nawiedzonymi. Dziękuję Panie Jarku!
Dokonam teraz całkowitego zwrotu akcji. Chciałbym o równowadze w sporcie, wobec konkretnego przykładu. Jutro moi Kochani Polska Reprezentacja w Piłce Nożnej meczem w Włochami wystartuje w Lidze Narodów. Nie prorokuję wyniku, tym razem nie mam nosa. Poza tym, bałbym się po raz kolejny wykrakać, jak w niedawnym meczu z Kolumbią. Nawet, jeśli nagrodą pamiątkowa piłka. Jedna mundialowa wystarczy. Ale co by nie mówić, dostrzegłem przed "znawcami" wartość Krzysztofa Piątka, więc Masłowski na konsultanta kadry. Nie przewidziałem tylko, że Lewandowskiemu się poprawi, ale o tym jeszcze się przekonamy.
Taki obrazek. Zgrupowanie kadry, zdrowe posiłki, kolejne treningi, wyciskanie, siłowanie, seks na czas, po czym prysznic, świeży dresik i do autokaru. I tak jeden dzień zgrupowania, potem drugi... a my odliczamy godziny do pierwszego gwizdka. Śledzę więc te codzienne poczynania naszych mocarzy na "Łączy nas piłka", i pewne nawyki pozostają nawet po wymianie kolejnego szkoleniowca. Bo oto podjeżdża autokar, kamery się ślinią, wreszcie kierownik ekipy daje kopa w drzwi, i wychodzą gwiazdorzy w upranych dresikach (co tam upranych, toż to kolejne nówki), na uszach lśnią bycze Sennheisery (wszak techno ze smartfonów odpowiednio naparza), a w ich żuchwach miękną ostatnie soki z przeżuwanych gum. Obrazek jakich wiele przed każdym kolejnym pełnym nadziei meczem. A teraz cofnijmy wskazówki zegara o nieco ponad sto godzin. Zabieram Szanownych Państwa do Gniezna, w którym zagościłem w sobotę, z racji wydania obiadu przez moich teściów. Nieopodal ich blokowiska mieści się efektowny, zmodernizowany obiekt do hokeja na trawie. Odbywają się tam zawody na szczeblu międzynarodowym, więc wyobraźmy sobie, że zamieniamy nic nieznaczący u nas trawiasty hokej na futbol. Można by zatem po obiadku pójść na Lewandowskiego, Milika czy Zielińskiego za darmochę, jednocześnie nie przeciskając się przez tłum na trybunach.
Akurat w sobotę do pierwszego meczu nastała bodaj godzinka, zrobił się wzmożony chodnikowy ruch, bo wszyscy muszą dotrzeć na czas. W oczy rzuciła mi się ekipa Litwy, która liczną grupą i na piechotę, na boisko zasuwała w swych zielono-żółtych strojach. Równym tempem, zarówno zawodnicy, trenerzy, jak też działacze. Żadnym autokarem czy nawet wypasionym rowerem, a gdzieżby jeszcze na bezczelnego jakąś taksówką - przede wszystkim, za co? Konkretnie, z buta, i to żwawym tempem. Taka kilkudziesięciominutowa przechadzka, z Centrum Miasta do peryferyjnego zakątka, gdzie mieści się spełniające światowe standardy boisko. I to się nazywa prawdziwa rozgrzewka. Tak przyszło mi na myśl, może by więc autokary podług zasług? Koniec końców, przeczytałem później, iż polscy hokeiści wygrali pierwszy szczebel olimpijskich eliminacji. A dokonali tego niezmanierowani chłopcy, którym guma Orbit pewności dodawać nie musi, a i po raz enty wyprane i znoszone stroje w sukcesach nie przeszkadzają. W tym miejscu przypomina mi się pewna scenka z legendarnego "07 zgłoś się". Przesłuchiwana świadek opowiada porucznikowi Borewiczowi o podejrzanym w sprawie, i tam z jej ust pada przy okazji charakterystyki: "...i wiem pan, panie poruczniku, to był taki bardzo elegancki mężczyzna, codziennie zakładał nową koszulę..." Na co porucznik: "to rzeczywiście bardzo elegancki".
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
Jeśli już o koncertach, odnotujmy jeszcze Dead Can Dance. Przyjadą na warszawski Torwar, by zagrać 21 i 22 czerwca 2019 r. Nie mamy dla takiej muzyki stosowniejszych miejsc? Podsunę, może poznańska Sala Ziemi? Na pewno nie przypomina opuszczonej bazarowej hali.
Facebook wczoraj przypomniał o urodzinach Freddiego Mercury'ego. Gdyby żył, miałby 72 lata. Wciąż nie byłby stary. Właśnie tyle liczą członkowie Abby (oprócz "młodziutkiej" Agnethy), i nagrywają nowe piosenki.
Rzeszowscy, a niegdyś art-rockowi RSC, nagrali kawałek z Peją. I są z tego dumni. Muzycy jednocześnie zapytują: jakich chcielibyśmy kolejnych kolaboracji? Myślę, że może teraz z Shaggym. Sting też ponoć niezwykle szczęśliwy.
Pewien sympatyk RSC zmartwił się, że tej okazałej piosenki brakuje na trójkowej liście. No cóż, Pan Marek Niedźwiecki na maile nie odpisuje, ale listy pilnuje.
Jasnością wczorajszego dnia zaskakująca przesyłka z Gorzowa Wlkp. - od Pana Jarka. Znowu Masłowski-lizus dostał prezenty. A dostał, dostał. Dwa zafoliowane digipaki z Australii. Pan Jarek na dołączonej widokówce (tak tak, takiej prawdziwej!) dopisał, że jeśli "... nie spodoba się Panu taka muzyka, śmiało proszę sprzedać lub rozdać. Ale może z jakiś powodów będzie inaczej...". Sprzedać, rozdać? Mowy nie ma. Podarków, upominków, prezentów nie rozdaję. Są z głębi serca, więc zostają u mnie. Płyt posłuchałem i niestety są znakomite! Tak więc, myślę o ich wspólnym posłuchaniu z Nawiedzonymi. Dziękuję Panie Jarku!
Dokonam teraz całkowitego zwrotu akcji. Chciałbym o równowadze w sporcie, wobec konkretnego przykładu. Jutro moi Kochani Polska Reprezentacja w Piłce Nożnej meczem w Włochami wystartuje w Lidze Narodów. Nie prorokuję wyniku, tym razem nie mam nosa. Poza tym, bałbym się po raz kolejny wykrakać, jak w niedawnym meczu z Kolumbią. Nawet, jeśli nagrodą pamiątkowa piłka. Jedna mundialowa wystarczy. Ale co by nie mówić, dostrzegłem przed "znawcami" wartość Krzysztofa Piątka, więc Masłowski na konsultanta kadry. Nie przewidziałem tylko, że Lewandowskiemu się poprawi, ale o tym jeszcze się przekonamy.
Taki obrazek. Zgrupowanie kadry, zdrowe posiłki, kolejne treningi, wyciskanie, siłowanie, seks na czas, po czym prysznic, świeży dresik i do autokaru. I tak jeden dzień zgrupowania, potem drugi... a my odliczamy godziny do pierwszego gwizdka. Śledzę więc te codzienne poczynania naszych mocarzy na "Łączy nas piłka", i pewne nawyki pozostają nawet po wymianie kolejnego szkoleniowca. Bo oto podjeżdża autokar, kamery się ślinią, wreszcie kierownik ekipy daje kopa w drzwi, i wychodzą gwiazdorzy w upranych dresikach (co tam upranych, toż to kolejne nówki), na uszach lśnią bycze Sennheisery (wszak techno ze smartfonów odpowiednio naparza), a w ich żuchwach miękną ostatnie soki z przeżuwanych gum. Obrazek jakich wiele przed każdym kolejnym pełnym nadziei meczem. A teraz cofnijmy wskazówki zegara o nieco ponad sto godzin. Zabieram Szanownych Państwa do Gniezna, w którym zagościłem w sobotę, z racji wydania obiadu przez moich teściów. Nieopodal ich blokowiska mieści się efektowny, zmodernizowany obiekt do hokeja na trawie. Odbywają się tam zawody na szczeblu międzynarodowym, więc wyobraźmy sobie, że zamieniamy nic nieznaczący u nas trawiasty hokej na futbol. Można by zatem po obiadku pójść na Lewandowskiego, Milika czy Zielińskiego za darmochę, jednocześnie nie przeciskając się przez tłum na trybunach.
Akurat w sobotę do pierwszego meczu nastała bodaj godzinka, zrobił się wzmożony chodnikowy ruch, bo wszyscy muszą dotrzeć na czas. W oczy rzuciła mi się ekipa Litwy, która liczną grupą i na piechotę, na boisko zasuwała w swych zielono-żółtych strojach. Równym tempem, zarówno zawodnicy, trenerzy, jak też działacze. Żadnym autokarem czy nawet wypasionym rowerem, a gdzieżby jeszcze na bezczelnego jakąś taksówką - przede wszystkim, za co? Konkretnie, z buta, i to żwawym tempem. Taka kilkudziesięciominutowa przechadzka, z Centrum Miasta do peryferyjnego zakątka, gdzie mieści się spełniające światowe standardy boisko. I to się nazywa prawdziwa rozgrzewka. Tak przyszło mi na myśl, może by więc autokary podług zasług? Koniec końców, przeczytałem później, iż polscy hokeiści wygrali pierwszy szczebel olimpijskich eliminacji. A dokonali tego niezmanierowani chłopcy, którym guma Orbit pewności dodawać nie musi, a i po raz enty wyprane i znoszone stroje w sukcesach nie przeszkadzają. W tym miejscu przypomina mi się pewna scenka z legendarnego "07 zgłoś się". Przesłuchiwana świadek opowiada porucznikowi Borewiczowi o podejrzanym w sprawie, i tam z jej ust pada przy okazji charakterystyki: "...i wiem pan, panie poruczniku, to był taki bardzo elegancki mężczyzna, codziennie zakładał nową koszulę..." Na co porucznik: "to rzeczywiście bardzo elegancki".
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"