wtorek, 4 września 2018

3.2 - "The Rules Have Changed" - (2018) -







3.2 
"The Rules Have Changed"
(FRONTIERS RECORDS)

**3/4





Ostatni owoc współpracy na linii Robert Berry - Keith Emerson. Z tym, że bez trzeciego ogniwa, jakim u boku obu dżentelmenów stał niegdyś Carl Palmer. Z nim właśnie w 1988 roku cała trójka utworzyła formację, o stosownej nazwie "3". Byli to tacy troszkę złagodzeni Emerson, Lake & Palmer, choć de facto bez śpiewającego Grega Lake'a, w zamian z mało wówczas rozpoznawalnym Robertem Berrym. A więc, powstało takie Emerson, Berry & Palmer. Na jedynej płycie "... To The Power Of Three" umiejętnie wymieszali symfoniczno-progrockowe ambicje z typowym popem. Powstała przyjemna, choć jednocześnie banalna płyta, za którą podarowano grupie cięgi. Jedyne słowa zachwytu wyrażałem chyba tylko ja. Album przyniósł przerzucone na grunt art-rocka The Byrds'owskie "Eight Miles High", do tego jedyny ambitny twór, w postaci mini suity "Desde La Vida" oraz całą galerię ładnych melodyjnych i przebojowo niosących się piosenek. Płyta nie odniosła sukcesu na jaki liczono, więc o sprawie szybko zapomniano. Jak się okazuje, nie na zawsze. Bo oto po trzydziestu latach do muzycznych księgarń trafiła płyta z dobrze znaną okładką. Z tym samym logo "3", które w identyczny sposób rozciąga się na całej długości wierzchniej obwoluty, po bokach zwalniając miejsce (tym razem) kolorom żółtemu i zielonemu, zastępując dawne barwy czerwieni i bieli. 
Album "The Rules Have Changed" należy potraktować jako drugą płytę "3" - przynajmniej tak sprawę upatrywali obaj tego twórcy, którzy tym razem zaproponowali nazwę "3.2". Symboliczną na dwa sposoby. Po kropce pojawiająca się "dwójka" symbolizuje drugą płytę, a jednocześnie podkreśla dwuosobowy skład.
Przymiarki do albumu nastąpiły już w 2015 roku. Keith Emerson entuzjastycznie przyjął propozycję Roberta Berry'ego w temacie reaktywowania dawnej grupy. Niestety w marcu 2016 roku Keith Emerson popełnił samobójstwo, przekreślając tym samym możliwość kontynuowania świeżo podjętej współpracy. Berry postanowił jednak dokończyć dzieło w pojedynkę, na podstawie tego, co już zdążyło powstać. Jednocześnie dogrywając wszelkie elementy brakujące. Muzyk oddał się sprawie bez reszty twierdząc, iż przez cały czas miał poczucie, jakby Keith Emerson stał obok niego i go wspomagał. W tym miejscu należy podkreślić, że obaj panowie od samego początku nie spotykali się w studio, co wynikało z braku czasu Keitha Emersona. Zatem tok pracy nad płytą przebiegał korespondencyjnie, na podstawie telefonicznych rozmów oraz wzajemnym przesyłaniu plików.
Od razu powiedzmy sobie szczerze, "The Rules Have Changed" nie ma tej siły nośnej, co umówmy się trzydziestoletni debiut, pomimo iż album sporządzono według sprawdzonej receptury. Nie zapamiętamy go z powodu jakiejkolwiek kompozycji. Zabrakło tu choćby jednej jedynej wyróżniającej, która zasługiwałaby na ceremonialną wyjątkowość. A jednak ku przewrotności, płyty słucha się nawet całkiem przyjemnie. Ze szczególnym naciskiem na pierwszą jej albumową część, którą rozpoczyna początkowo naznaczony Chopinowskim, a po chwili już zdecydowanie Emersonowskim klimatem "One By One". Ten podniosły 7-minutowy song, niesie nieszablonową, niemal trudną do uchwycenia melodię oraz pełną zmiennych funkcji instrumentalną oprawę. Niekiedy wręcz na pół/improwizacyjną. Być może brzmienie nie to, ale sympatycy ELP powinni poczuć satysfakcję.
Kolejny na płycie "Powerful Man", to już przebojowa piosenka, choć z racji 5-minutowej rozpiętości, nie dla współczesnego radia. Wydaje się być zdecydowanie najbliższą klimatu longplaya "... To The Power Of Three", choć niemająca szans w starciu z klasycznymi "Lover To Lover", "Chains" czy "Runaway". I w zasadzie żadna piosenka z nowej płyty nie wytrzymuje konfrontacji ze swymi starszymi braćmi.
Pomimo tego, można wyróżnić choćby blisko 7-minutowy, podniosły, majestatyczny i jednocześnie tytułowy "The Rules Have Changed". Tutaj także Keith Emerson dał w końcówce niezły popis klawiszowego szaleństwa. W "Our Bond" Berry chwilami próbuje swych sił w śpiewaniu po hiszpańsku - choć sam utwór raczej bez historii. Podobnie jak następny w albumowej kolejności "What You're Dreamin' Now", a i także dwa następne: albumowy pilot "Somebody's Watching" oraz "This Letter". Niestety od połowy płyty robi się zdecydowanie nudnawo, niekiedy wręcz drętwo. Na szczęście honor ratuje udana końcówka. A konkretnie, pięcio- i półminutowe "You Mark On The World". I choć z atrakcyjności samej melodii nie wynika żadne cudo, to przynajmniej Keith Emerson znowu zagrał wspaniale. Pobawił się różnymi wariacjami i brzmieniami, czasem na pianinie, innymi razy na organach, a i na keyboardach również. Niekiedy tworząc podniosłe orkiestracje, bądź różnorodne płaszczyzny stylistyczne. Słowa uznania należą się również Robertowi Berry'emu, który także perfekcyjnie się w tym wszystkim odnalazł.
Płytę sporządzono na podstawie umiejętności jej twórców, tym samym nie stosując żadnych przesadnych nadprodukcji. Oprawa więc skromna, natomiast muzyka się zgadza. Rzetelne podejście jednak nie predysponuje tej płyty do jakichkolwiek laur. Jest bardzo przeciętnie. Słuchacz nie zapamięta nawet jednej piosenki, tym samym nie będzie bodźca do sięgania po nią w przyszłości.
Rzecz na półkę, raczej dla wzbogacenia kolekcji, zdecydowanie rzadziej do słuchania.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"