DOKKEN
"Return To Te East Live (2016)"
(FRONTIERS)
***1/2
W 1982 roku podczas pobytu w Niemczech Don Dokken zaprzyjaźnił się z muzykami Scorpions. Nawet pośpiewał z nimi kawałki z nadchodzącego "Blackout". Tak się złożyło, iż Klaus Meine wówczas zerwał struny głosowe, w konsekwencji czego zaistniała obawa o jego dalszy los. Donowi Dokkenowi przyszło mistrza zastąpić, jednak na jego "nieszczęście" Meine wyzdrowiał na czas. Ostatecznie Dokkenowi w podzięce przypadły wspomagające Meinego partie wokalne, co utrwalono w tytułowym "Blackout". I to właśnie m.in. dzięki temu faktowi "kilku" ludzi dowiedziało się o nowowstępującej do metalowej gwardii nadziei. Co prawda, Don Dokken miał już swoją grupę, a nawet za sobą udany płytowy debiut, jednak najlepsze wciąż było przed nim. Następne trzy albumy podpisane nazwą "Dokken", biły rekordy powodzenia - szczególnie w Stanach, gdzie każdy z nich przekroczył milionowy nakład. Ten owocny czas został podsumowany na dwupłytowym albumie koncertowym "Beast From The East", który uświadomił, iż Kalifornijczycy mają się z popularnością równie wspaniale w kraju kwitnącej wiśni. Do dzisiaj zarejestrowany tam tokijski występ - z kwietnia 1988 roku, uchodzi za jeden z najokazalszych dla świata hard'n'heavy. Dlatego nie dziwmy się, że gdy zbliżało się trzydziestolecie tamtych wydarzeń, Don Dokken postanowił zadziałać. Na moment zreformował oryginalny i jednocześnie najlepszy skład, dając serię koncertów, w tym obowiązkowo w przyjaznej Japonii - m.in: Osaka, Hiroszima, Nagoya, Tokio.
Album "Return To The East Live (2016)" zawiera zapis z japońskiego festiwalu Loud Park, z dnia 8 października 2016r. (tego dnia wystąpili również Scorpions, Queensrÿche czy Danger Danger) oraz nawiązującą do "Beast From The East" okładkę, jak też reaktywowany skład: Dokken-Lynch-Pilson-Brown. A przede wszystkim: fantastyczną muzykę. Proszę tylko prześledzić tracklistę. Same killery złotego okresu, w dodatku zagrane bez żadnych eksperymentów czy "udziwniaczy". Chyba wszystkich wielbicieli grupy zelektryzują tytuły: "Kiss Of Death", "The Hunter", "Dream Warriors", "Into The Fire", "In My Dreams", "When Heaven Comes Down" czy "Unchain The Night". Że o podniosłej pieśni "Alone Again" także zapomnieć nie sposób. Pod tym względem, koncert marzenie. Aby więc nie przedłużać, w grę wchodzą tylko cztery pierwsze, bezsprzecznie najlepsze albumy. Na tym jednak nie koniec, bo oto całość otwiera utrzymany w duchu tamtej epoki, premierowy studyjny "It's Another Day", kończą zaś dwa przeboje: "Heaven Sent" oraz "Will The Sun Rise" - podane w formie akustycznej i bez udziału publiczności. I choć nie przepadam za akustycznym heavy metalem, to obu powyższym przypadkom nie da się odmówić swoistego uroku.
Jak zatem przedstawia się całość? Muzycznie bez najmniejszych zastrzeżeń, uchybień czy bolesnych wpadek, jednak gardło Donowi Dokkenowi dotkliwie opada. W nagraniach studyjnych brzmi absolutnie perfekt, jednak na scenie huraganu nie czyni. Proszę się jednak nie martwić, wciąż go rozpoznajemy, a pomimo wypływających z matki natury niedoskonałości, jego śpiewu słucha się z przyjemnością.
Dobrze było przypomnieć się światu płytą w takim kontekście, albowiem zakładam, że w przyszłym roku powinno być równie okazale, wszak grupa będzie świętować 40-lecie istnienia.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"