czwartek, 31 maja 2018

sezon truskawkowy

Obruszył się na mnie mieszkający w Niemczech Słuchacz, Pan Sławek. Słusznie, no bo jak można nie wierzyć w sukces naszych futbolistów w nadchodzącym Mundialu. Ale ja naprawdę nie wierzę, choć kciuki zacisnę, że żyły splączę po ból. A wiecie Kochani, dlaczego nie wierzę? Nie tylko z uwagi na ostatnie przeciętne ich poczynania, ale też na błędy Adama Nawałki, który jak wielu poprzedników, zaczyna się przyzwyczajać do tych samych nazwisk. Coś takiego zawsze gubi. Życie jednak uczy, że wygrywać najbardziej lubi młodość, spontaniczność i jakaś nieoczekiwana zmiana warty, a nie rutyna. Niestety trener Nawałka zrezygnował z perspektywicznego Krzysztofa Piątka, a w Sebastiana Szymańskiego załóżcie się, też nie zainwestuje. A ja właśnie w takich pokładam nadzieje. Nie wierzę ponadto, ponieważ zaczyna brakować telewizyjnych reklam bez udziału Dudka, Grosickiego bądź Lewandowskiego. Zawsze jednak, gdy tak pompujemy balon, z hukiem wracamy do domu. Piłkarze wykorzystują swe szanse, i dobrze, kiedy zaś mają zarobić, jak nie teraz? Pod koniec czerwca ostaną jedynie postrzępione plakaty z ich wizerunkami, które tańczący wiatr będzie odzierać z sypiących się murów.
Uznam za sukces, jeśli w naszej grupie wygramy choć jeden mecz. Przeciętny sympatyk futbolu nie zdaje sobie sprawy z potęgi Senegalu, Kolumbii i Japonii, ponieważ nie zna tego egzotycznego futbolu. W naszej mentalności górują jedynie Niemcy, Hiszpanie lub Brazylijczycy, a ci z Azji, Ameryki Łacińskiej czy Afryki, to jakieś cieniasy. Hmmm, a kto pamięta ten słabiutki Ekwador, który dołożył naszej potędze dwa zero? - na Mundialu. Albo tych kurdupli z Korei Południowej, którzy nas zabiegali na śmierć, dając łagodny wyrok, także dwa do zera? - i także na Mundialu. Nie chcę już bramkarzowi Kuszczakowi wypominać kompromitującej bramki, jaką trzasnął mu niegdyś właśnie bramkarz Kolumbii. No dobrze, wówczas był to tylko mecz towarzyski, ale poruta poszła w świat. Przecież mieliśmy ich ograć na luzie, a dostaliśmy 1:2 - i to u siebie.
A więc, na podstawie choćby tych kilku czynników, buduje się moja niewiara. No, a tak już na serio... sporo podglądałem w ostatnich miesiącach Glika w Monaco, Lewandowskiego w Bayernie, powrotnego Milika do Napoli, czy Teodorczyka w Anderlechcie, i wszyscy grają bardzo przeciętnie. Wszyscy, bez wyjątku. Uwierzcie staremu druhowi, że Robert Lewandowski, choć błyszczy w naszych szeregach, wcale nie jest najlepszym na świecie. Te wszystkie nasze podwórkowe gloryfikacje są elementem manipulacji krajowych mediów. Natomiast w Bayernie kibice są nieźle wkurzeni na naszego asa. Bo ten w najważniejszych meczach nie daje rady, do tego podsyca konflikty w szatni, nie potrafi dogadać się na boisku z nikim, poza Thomasem Müllerem, itd... itd... Ostatnio Robercik przyznał, że na Euro 2016 był bez formy, za to teraz postara się o taką, że hej. No i oby. Wierzę, że jego Anulka da mu nieco więcej czasu na integrację z resztą kadry.
Kilka wpisów wstecz, Tomek Ziółkowski rozpisał się o Kolejorzu. Fanatyk z niego, prawda? Ma wiarę chłopina w tych słabiaków z Bułgarskiej, ale dobrze, coś trzeba w życiu kochać, w coś trzeba wierzyć. Ja wierzę w Wartę, że kiedyś powróci do Ekstraklasy i spuści manto Kolejorzowi. Ale byłaby radocha i satysfakcja. Bo taki Kolejorz może buty czyścić Warcie. Koniec końców, gdy Zieloni zdobywali dwukrotnie Mistrza Polski, to Lech bujał się szmacianką po grzęzawisku. Warta właśnie awansowała do pierwszej ligi, a to ważny krok ku ewentualnej potędze. Żartuję, wiem wiem, przecież mieszkam w mieście ślepo zauroczonym Kolejorzem, w którym kibice Warty stanowią za dotkliwą mniejszość. I pomyśleć, że dawno dawno temu było zgoła na odwrót. Pomarzyć o potędze wolno, więc marzę.
Ale ale... jednego nie pojmuję, dlaczego tak ładnie poczytnego tekstu Tomka nikt nie skomentował? Czy wśród Słuchaczy Nawiedzonego Studia nie ma kibiców z Bułgarskiej 17? Tomka tekst okazał się wpisem tygodnia, przynajmniej tak pokazuje mój ranking, a komentarza ni jednego. Zabij bracie, nie pojmę.
Przepraszam, że nie prowadzę jakiegoś hipsterskiego blogu o modzie brodzie, podróżach do Erytrei lub Korei Płn., bądź o zdrowym odżywianiu, ale futbol to też ważny element w układance naszego życia oraz głównie muzycznego ducha Blogu Nawiedzonego. Nawet, jeśli za chwilę wszyscy będziemy śpiewać: "nic się nie stało, Polacy nic się nie stało...". Powróćcie proszę Drodzy Państwo do tekstu Tomka i klepnijcie go czule w pupcię, by poczuł, że było warto.
Wczoraj w Biedronce Pani przy kasie zapytała, czy zbiera pan karty z piłkarzami? No jasne - odrzekłem. Pani nie była szczęśliwa, bo pewnie też zbiera, a musiała zapytać i wydać jeden komplet. A ja tu na dobitkę: można jeszcze jeden poprosić, bo chciałbym dla syna kolegi? Nie - chlapnęło we mnie. Ale uwaga, wychodzimy z mą Munduś, rzucam się do odstawienia koszyka, a tu znienacka młoda dama, która właśnie zachodzi mój koszyk, rzecze: "zbiera pan naklejki widzę, proszę, to dla pana, ja mam znajomą, która mi tego daje sporo". Aaaa, to przecież ta pani, co za mną przed chwilą w kolejce do kasy. Piękny gest, dziękuję. W imieniu własnym i młodocianego darobiorcy. Ja też lubię dawać, a ostatnio najszczególniej podkarmiać bezdomnych. Nawet, jeśli ktoś powie: przecież to pijak, pijak i złodziej, bo każdy pijak to złodziej - że tak się posłużę pewnym fragmentem Barejowskiej prozy. Im starszy jestem, tym mocniej dostrzegam innych. I wcale nie staram się na siłę, to przychodzi samo. Z wiekiem i rozumem. Warto wyzbywać się egoizmu. Jeśli więc masz ochotę na wafelka, pomyśl też o kumplu. Tak jest przyzwoiciej.
Mamy na osiedlu taką w porzo sąsiadkę. Nie lubimy się co prawda z jej mężem (ten nosi ksywę "palant"), ale jego babeczka klawa jak cholera. Niegdyś mieszkali klatkę obok, lecz od kilku lat dzieli już nas tyciu większa odległość. Z Żonką uważamy, że gdyby wszyscy byli jak ona, na osiedlu świeciłoby przykładem. Ale ordnung i dobre serce, trzeba mieć wpisane w DNA. Ona ma, więc do posiadanego psiaka przysposobiła sierotę po pewnej pani zza Poznania. Ostatnio zaś zakupiła i zainstalowała na młodych drzewkach poidła dla ptaków. I nie zraża jej, ze zaraz jakiś łotr ukradnie czy wandal umyślnie połamie. Posadzić grządki przed klatką, zakupić nasiona, doniczki... dlaczego nie. Przecież chyba nie tylko jej zależy, by było milej i ładniej. Wyżłopać piwsko i jebnąć pustą butlą o asfalt potrafi każdy, a w drugą stronę to już wyzwanie.
Truskawki na osiedlu drogie: 8-9 zł, ale Żonka ostatnio podskoczyła na Rynek Jeżycki i przywiozła soczyste, duże, krwiste, po 6 zł za kilogram. Trochę mniej ładne można też spotkać po 4 złote. Moje owoce, jedyne ulubione. Zajadam się bez oglądania wstecz. I trzeba się spieszyć. Najsmaczniejszy owoc świata nie zagości jednak na długo. Jest sucho, nie widać perspektyw.
Dzisiaj Boże Ciało - oznajmiła Munduś. Oj, dobrze. Niewiele brakowało, poleciałbym do roboty. Zawsze myślałem, że to czerwcowe święto. A to święto ruchome i może też zahaczyć o maj. Już oni w Kościele jakoś to liczą. Ja jednak liczę na najbliższych, samego siebie i dobry los. 






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"