JAMES CHRISTIAN
"Craving"
(FRONTIERS RECORDS)
***1/2
Powiada się, że w świecie artystów nie ma czasu na normalne związki, na prawdziwą miłość, czy na inne dobre uczucia. A jednak wystawiłbym przed szereg Jamesa Christiana i jego wybrankę Robin Beck. Niech świecą przykładem kochającej pary, wspomagając się dosłownie na każdym kroku. I choć na najnowszej płycie wokalisty House Of Lords, Robin ukryła się w tle, to jednak James dziękuje jej za bycie dobrą duszą, nie tylko w samym studio nagraniowym. Przypomnę młodszemu audytorium, iż Robin Beck na co dzień jest piosenkarką rockową, która aktywnie co kilka lat realizuje własne albumy, a światem zatrzęsła pod koniec lat osiemdziesiątych, głównie za sprawą piosenki "The First Time". Od tamtego czasu realizuje własne pomysły oraz aktywnie wspomaga męża, na dowód czego jej nazwisko w opisie każdej płyty Jamesa Christiana. Nie inaczej tym razem, choć na "Craving" James przesłał jej jedynie piękne pozdrowienia, plus ich córce.
Maestro zrealizował nowe piosenki ze sprawdzoną ekipą, tj. Jimim Bellem - gitarzystą House Of Lords, Alessandro Del Vecchio - stajennym klawiszowcem i producentem wytwórni Frontiers Records, Tommym Denanderem - zaprzyjaźnionym gitarzystą, który ponadto nosi na sumieniu muzykowanie z formacjami Radioactive, Talisman, Phenomeną i tuzinem innych. Znajdziemy tu jeszcze kilka innych niezwykle cennych nazwisk, lecz z nimi proszę się już zapoznać w cztery oczy, tak, jak i w ogóle z całym tym albumem. Pięknym, choć jakże odmiennym od zespołowej twórczości Izby Lordów.
James Christian jest ogromnie uduchowionym facetem. Jak by nie było: nazwisko zobowiązuje. Dlatego na płycie nie brak wątków o miłości, o Bogu, o wierze - z jasnym przekazem i przekonaniami. Sztuką jednak ubrać nagromadzone myśli w zgrabne melodie, w czym dopomógł Artyście niemały sztab przyjaciół (Daniel Volpe, Jeff Kent, Cliff Magness, i inni...).
Czwarte solowe dzieło Christiana nie ma AOR-owego zacięcia, co dawny doskonały debiut "Rude Awakening", a jednak rozpoczyna się w jego duchu. Pierwsze dwie piosenki: "Heaven Is A Place In Hell" oraz "Wild Boys", charakteryzują się żywiołowymi tempami, odpowiednio zarysowanymi refrenami i wpadającą w ucho melodyką. W późniejszym dzieła toku, pomacha do nas w podobnym stylu jeszcze tylko "Black Wasn't Black", a z pewną nutką większej zadziorności, "Sidewinder". Poza nimi, poczujemy jednak dominację natchnionych ballad. Ale nie pożałujemy ich nadmiaru nawet przez moment. "World Of Possibility", "Craving", "I Won't Cry", "If There's A God", finałowe "Amen" lub na pół balladowe "Jesus Wept", być może nie aspirują do radiowych playlist, a jednak po kilku posłuchaniach zostaną z nami na zawsze. Podobnie, jak jeszcze jedna, nieco żywsza ballada: "Love Is The Answer". I tylko żal, że tak świetne piosenki, obecnie mało na kim wywołują wypieki na policzkach.
Bardzo przyjemna, niegroźnie rockowa płyta. Nie tylko do codziennego naszego użytku, albowiem również powinna posłużyć jako krzewienie dobrego słowa, nie stając się jednocześnie kolejnym pustosłowiem.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"