SAXON
"Inspirations"
(SILVER LINING)
***
Nadal
lubię ten zespół, pomimo iż w młodości kochałem. Ekipa Byforda nie nagrywa obecnie
tak niesamowitych płyt, co należące do prehistorii "Wheels Of Steel" lub "Innocence Is No
Excuse" (obie prawdziwymi livello inarrivabile), ale wciąż stać ją na
wiele. A jednak tym razem, z założenia jest inaczej. Tak, jak po wielu latach
Saxon'owania, Biff Byford zasłużył na niedawne zrealizowanie się solo
("School Of Hard Knocks"), tak też jego Saxon nareszcie zdecydowali się
na cover album.
Płytę nagrano w dwanaście dni (same wokale
zaledwie w pięć) w domu przyjaciela Biffa, który to dom zamiast stać przez dwa
tygodnie pusty, z pożytkiem wykorzystano. Saksoni w nim zamieszkali,
razem gotowali, jedli, spędzali wolny czas, a także nieźle bawili się
nagrywając kompozycje ulubionych artystów, które w ich muzycznym życiu wiele
znaczą/znaczyły. Sam Biff uważa zresztą, że każda z dostarczonych na
"Inspirations" przeróbek jest uczuciowo i historycznie powiązana z nazwą
Saxon, każda miała też za zadanie zabrzmieć po Saxońsku, bez
jakichkolwiek udziwnień. Prosto, gitarowo, hardmetalowo. I można się o
tym bardzo szybko przekonać, czy to biorąc pod weryfikacyjny topór
LedZeppelin'owskie "Immigrant Song", Motörhead'owy klasyk "Bomber" bądź
podany z entuzjazmem oryginału "Speed King" Deep Purple. Jedynym
zaskoczeniem pośród usadowionej tu hard'n'heavy klasyki (a są jeszcze
numery z katalogu The Rolling Stones "Paint It Black", AC/DC "Problem
Child", Jimi Hendrix "Stone Free", Crow/Black Sabbath "Evil Woman", The
Beatles "Paperback Writer", The Kinks "See My Friends" oraz Thin Lizzy
"The Rocker") może być przeróbka "Hold The Line", Toto. Kawałek, który
w pierwowzorze jest AOR'em, w szponach Saxon zaś bezkompromisowo najczystszej krwi
hard rockiem. Ekipa Biffa nie zastosowała tu choćby kapki fortepianu,
będącego przecież w oryginale główną siłą napędową, a mimo to wyszło nieźle.
Panowie w formie oraz dobrych humorach. Cieszy przede wszystkim wokalna kondycja Biffa Byforda,
który w dziedzinie metalowej wokalistyki wciąż jawi się gardłowym
apostołem, acz, gdy mu się uważniej przyjrzeć, wizerunkiem przypomina raczej odizolowanego od wielkomiejskich nawyków osobnika, jedzącego surowe mięso oraz mieszkającego w jakimś zaszytym w
lesie szałasie.
"Inspirations" nie jest albumem nadającym się do
wartościowania na tle dotychczasowego dorobku grupy, a jedynie rozrywkowym
skokiem w bok. Ot, odrobina szaleństwa, z nutką nostalgii w tle, co zapewne uraduje całe zwapniałe pokolenie moich równolatków. Wyszła z tego dobra zabawa na te głupie czasy. Aha, zapomniałbym, ponoć następnym krokiem Biffa ma być wspólny projekt z jego synem, Sebą. I co da się przewidzieć, zapewne również bez użycia fortepianu.
A.M.