wtorek, 13 kwietnia 2021

SAXON "Inspirations" (2021)







SAXON
"Inspirations"
(SILVER LINING)

***




Nadal lubię ten zespół, pomimo iż w młodości kochałem. Ekipa Byforda nie nagrywa obecnie tak niesamowitych płyt, co należące do prehistorii "Wheels Of Steel" lub "Innocence Is No Excuse" (obie prawdziwymi livello inarrivabile), ale wciąż stać ją na wiele. A jednak tym razem, z założenia jest inaczej. Tak, jak po wielu latach Saxon'owania, Biff Byford zasłużył na niedawne zrealizowanie się solo ("School Of Hard Knocks"), tak też jego Saxon nareszcie zdecydowali się na cover album.

Płytę nagrano w dwanaście dni (same wokale zaledwie w pięć) w domu przyjaciela Biffa, który to dom zamiast stać przez dwa tygodnie pusty, z pożytkiem wykorzystano. Saksoni w nim zamieszkali, razem gotowali, jedli, spędzali wolny czas, a także nieźle bawili się nagrywając kompozycje ulubionych artystów, które w ich muzycznym życiu wiele znaczą/znaczyły. Sam Biff uważa zresztą, że każda z dostarczonych na "Inspirations" przeróbek jest uczuciowo i historycznie powiązana z nazwą Saxon, każda miała też za zadanie zabrzmieć po Saxońsku, bez jakichkolwiek udziwnień. Prosto, gitarowo, hardmetalowo. I można się o tym bardzo szybko przekonać, czy to biorąc pod weryfikacyjny topór LedZeppelin'owskie "Immigrant Song", Motörhead'owy klasyk "Bomber" bądź podany z entuzjazmem oryginału "Speed King" Deep Purple. Jedynym zaskoczeniem pośród usadowionej tu hard'n'heavy klasyki (a są jeszcze numery z katalogu The Rolling Stones "Paint It Black", AC/DC "Problem Child", Jimi Hendrix "Stone Free", Crow/Black Sabbath "Evil Woman", The Beatles "Paperback Writer", The Kinks "See My Friends" oraz Thin Lizzy "The Rocker") może być przeróbka "Hold The Line", Toto. Kawałek, który w pierwowzorze jest AOR'em, w szponach Saxon zaś bezkompromisowo najczystszej krwi hard rockiem. Ekipa Biffa nie zastosowała tu choćby kapki fortepianu, będącego przecież w oryginale główną siłą napędową, a mimo to wyszło nieźle. 
Panowie w formie oraz dobrych humorach. Cieszy przede wszystkim wokalna kondycja Biffa Byforda, który w dziedzinie metalowej wokalistyki wciąż jawi się gardłowym apostołem, acz, gdy mu się uważniej przyjrzeć, wizerunkiem przypomina raczej odizolowanego od wielkomiejskich nawyków osobnika, jedzącego surowe mięso oraz mieszkającego w jakimś zaszytym w lesie szałasie.
"Inspirations" nie jest albumem nadającym się do wartościowania na tle dotychczasowego dorobku grupy, a jedynie rozrywkowym skokiem w bok. Ot, odrobina szaleństwa, z nutką nostalgii w tle, co zapewne uraduje całe zwapniałe pokolenie moich równolatków. Wyszła z tego dobra zabawa na te głupie czasy. Aha, zapomniałbym, ponoć następnym krokiem Biffa ma być wspólny projekt z jego synem, Sebą. I co da się przewidzieć, zapewne również bez użycia fortepianu.


A.M.