czwartek, 22 kwietnia 2021

Elton w Tower Records

Ze sporym rajcem obejrzałem wrzucony do sieci filmik z 1976 roku przedstawiający buszującego w płytach Eltona Johna w sieciówce Tower Records na Sunset Strip. 29-latek, wówczas jeszcze nie sir, był u szczytu sławy, więc dla tamtego sklepu wizyta takiej postaci musiała być niezwykle prestiżowa. Przy czym należy podkreślić, do Tower Records co rusz dobijały jakieś gwiazdy, czy to na zakupy, czy też celem promocji zagrania w jego wnętrzach mini recitalu.
Elton biega po półkach z winylami w dresiku, w asyście kogoś ważnego (pan w garniturku żuje gumę i tylko dorzuca kolejne przekazywane mu okładki), kto ciągnie za nim kartony z upolowanymi zdobyczami. Maestro tylko cmoka w ustach długopis i co wyłowi płytę, zrealizowany cel wykreśla z bogatego spisu.
Mnóstwo znajomych okładek, m.in. ówczesne nowości: Lynyrd Skynyrd "Nuthin' Fancy", King Crimson "USA", Elliott Murphy "Lost Generation", David Bowie "Young Americans" czy Manfred Mann's Earth Band "The Good Earth", ale też i nieco starsze, acz wciąż aktualne tytuły, jak Graham Nash "Wild Tales", Premiata Forneria Marconi "Photos Of Ghosts", Mott The Hoople "All The Young Dudes" czy kompilacyjne "This Is The Moody Blues". Cena jednego albumu - 4,66 $. To mniej więcej odpowiednik dzisiejszych piętnastu dolarów.
Pojawia się też specjalna wysepka z kilkoma warstwami aktualnego albumu Eltona Johna "Captain Fantastic And The Brown Dirt Cowboy". Najprawdopodobniej zamówionego w tak potężnej ilości, by połechtać samemu Eltonowi. Cena specjalna - 3,99 $.
Nie jest to mimo wszystko najlepsza wizytówka Eltona. Niezbyt korzystnie kamera go prezentuje. Tamtego dnia mistrzunio był raczej ponury, jakiś taki mało sympatyczny, a nawet wytwarzający wokół siebie atmosferę kogoś ważnego, lekko nadętego. A jednak warto zobaczyć. Polecam szczególnie wszystkim, którzy dotąd nie widzieli prawdziwego sklepu płytowego. Tym bardziej, że u nas nigdy takiego nie mieliśmy. Co tam takiego, nawet jednej dziesiątej tego namiastki, a co dopiero myśleć o tak przestrzennym buldożerze. Nawet w złotym dla polskiego show businessu okresie (lata 1991-1998) te nasze sklepiki, bądź wyodrębnione muzyczne działy, wyglądały bardzo ubogo w stosunku do prawdziwych mocarstw, jakimi HMV, WOM lub Tower Records. Z kolei, wspomnienia z okresu prosperujących u nas winyli (lata 70/80's), przywołują w mej pamięci kadry biedniutkich księgarń, oferujących nadmiary wytłoczonych orkiestr wojskowych, zespołów pieśni i tańca, dzieł sakralnych, bądź ogromu nikomu niepotrzebnych i w świecie anonimowych piosenkarzy. Co lepsi z tych socjalistycznych estradowców bywali triumfatorami kilku popularnych w Bloku Wschodnim festiwali, pozostali tylko pożerali cenny surowiec, z którego można było wytłoczyć wiele kapitalnych licencji, a przy braku chęci na ich pozyskanie, pouprawiać złodziejstwo, którego w tamtych realiach i tak nie wyegzekwowałoby żadne CBS, EMI czy Warner.
Czar przefajnych dawnych sklepów zamaszyście powierzchniowych wychodzi z polecanego przeze mnie filmiku, jakże kompletnie innych w nastroju od nawet próbujących ratować ich atmosferę dzisiejszych second handów. Zazwyczaj niestety cieniutkich i bez klimatu.


A.M.