środa, 23 września 2020

THE WATERBOYS "Good Luck, Seeker" (2020)

 


 

THE WATERBOYS
"Good Luck, Seeker"
(COOKING VINYL)

***

 

 

Mike Scott to utalentowany twórca. Niewielu potrafi dorównać lekkości z jaką porusza się po strefach tak wielu gatunków. Jego dramatyczne zacięcie potrafi uczynić z niejednego tematu coś niezwykłego, dlatego tak go cenimy. On sam zaś twierdzi, że najwięcej natchnienia nabiera, gdy sprząta lub gotuje. Szczególnie ostatnio. Cała ta sytuacja pandemiczna zmusiła go do pracy chałupniczej, i tak też powstawało "Good Luck, Seeker". Choć przy znaczącym udziale elektronicznej poczty, która stawała pośrednikiem pomiędzy nim a zainteresowanymi muzykami, sukcesywnie dokładającymi sił względem finalizacji albumowego tryptyku, do którego Mike Scott zalicza wcześniejsze dwa albumy - "Where The Action Is" oraz "Out Of All This Blue".
Nadmiar czasu, ale i pewien brak stresu, dopisywały Scottowi w powiększaniu repertuarowego dorobku. Artysta nawet niedawno wyznał: "mam wystarczająco dużo pieniędzy, by strata koncertów wyrzuciła mnie na ulicę". Porozwieszał więc po ścianach swego mieszkania zdjęcia ludzi najbardziej ostatnio go inspirujących (m.in. Andy'ego Warhola, Dennisa Hoppera czy RollingStones'owego Briana Jonesa) i poszukał kolejnego natchnienia. Jednoczesny bzik na punkcie filmów Dennisa Hoppera, jak też całkiem aktualnej płyty Hiss Golden Messenger "Hallelujah Anyhow", równie znacząco dołożyły się sprawie. I choć "Good Luck, Seeker", tradycyjnie umiejętnie rozdziela w Mike'a Scotta rocku wpływy od folku, jazzu, soulu, a nawet bitów, to chyba mało kto spodziewał się w tak dużym stopniu melorecytacyjnej płyty. Szczególnie w drugiej części, która została niemal w całości nią zagospodarowana. Mamy tu pełną gamę melodeklamowanych kompozycji, jak nawiązujące do epoki "Fisherman's Blues", nastrojowe "Postcards From The Celtic Dreamtime", kumulujące RnB i symfonię, tytułowe "Good Luck, Seeker" - z instrumentalnym podkładem folkowców z The Unthanks, gdzie Scott czyta fragment książki brytyjskiego okultysty Diona Fortune'a. Ponadto, melorecytowany przetworzonym głosem szefa WodnychChłopców tekst amerykańskiego filozofa Williama Jamesa, a wszystko pod nowoczesną klubową otoczką, ale również doprawione na rockowo "Everchanging" - gdzie maestro potrafi nawet krzyknąć. Finałem tej części, a i całego albumu, przyozdobione fletem "The Land Of Sunset" - "... odwracając głowę na południe i zachód, jak sięgnąć wzrokiem, unosiła się morska mgła, niezliczone niziny, wyżyny, zatoki i porty - kraina zachodzącego słońca". Na tę końcową fazę trzeba się jednak przygotować. Ale mamy też sporo czasu, gdyż wcześniej pojawi się kilka bardziej Waterboys'owych numerów, w których podobnie nie ominą nas niespodzianki. Jak choćby, w "My Wanderings In The Weary Land" - zawierającym kolejną melodeklamację oraz podkład z kompozycji "The Return Of Jimi Hendrix" (rzeczy z albumu "Dream Harder") plus tytuł piosenki jawnie nawiązujący do albumu "A Rock In A Weary Land". W kwestii lirycznej znowu epicko, co zresztą przylgnęło do stylu naszego bohatera, niczym sfatygowany prochowiec oraz cygaro do porucznika Columbo. Jest także bardzo udany cover Kate Bush "Why Should I Love You", ale dostąpimy też trzech kwadransów sekund wobec hołdu dla The Rolling Stones, w postaci stosownie zatytułowanego "Sticky Fingers". Na pewno nie przeoczymy otwierającego się warkotem silnika, a i będącego aluzją do filmu "Easy Rider", utworu opatrzonego w tytule jego sprawcą - "Dennis Hopper". Ponadto zmierzymy się z nowoczesnym Mike'iem Scottem - takim freak - w odpowiednio zatytułowanym "Freak Street" - gdzie dominatem staje linia basowa Davida Hooda, m.in. współpracownika Arethy Franklin, Roda Stewarta czy Paula Simona.

Pojawi się kolejny ukłon w stronę lubianego wieszcza, czym tekst pisarza/poety Charlesa Williamsa - nagranie "The Golden Work", ale przy okazji też dobrze nam znany folkowy i natchniony Scott, który w "Low Down In The Broom" (pamiętaj, zawsze szukaj swojej księżniczki - pada w domyśle) umiejętnie akustyczne akordy zestawi z mini symfonią. I pośród tego wszystkiego jest też zwyczajnie ładna, radiowo leniwie rozbujana piosenka "(You've Got To) Kiss A Frog Or Two" oraz równie nadające się dla eterowego terytorium, podrasowane funk/RnB/dęciakami oraz pewną błyskotliwością "The Soul Singer" - od tego płyta się zaczyna.
"Good Luck, Seeker" to ciekawe dzieło, niepozbawione zabawy dźwiękami, różnorodności nastrojów oraz temp, jak również sporego wachlarza instrumentów. Ale też nieunikającego trików, do których w przypadku głównego sprawcy słuchacz trochę przywykł. Lecz i faktem stoi, iż najnowszy album Waterboysów to produkt z wysokiej półki oczekiwań, który tym razem jedynie zatrzepotał na wietrze.

P.S. Można (nie trzeba) zaopatrzyć się w dwudyskową wersję limitowaną, dodatkowo zawierającą - głównie - brudnopisy (demówki bądź wersje instrumentalne) kompozycji znanych z części właściwej.


A.M.