sobota, 30 grudnia 2017

spóźnione "christmas day"

Przed każdymi bożonarodzeniowymi świętami z reguły zawsze poszukiwałem jakiejś w odpowiednim tonie muzyki. Ile można słuchać tych samych płyt, nawet jeśli bywają najwspanialsze.
W tym roku nie miałem niczego na oku, no może poza EPką Thunder "Christmas Day". Zamówiłem ją nawet w odpowiednim czasie u oficjalnego dystrybutora, jak też kilka innych tytułów, lecz wszystkie dotarły, poza nią. Lekkie rozczarowanie, szczególnie iż tego typu wydawnictwa bywają limitowane, co nie dawało żadnej gwarancji, że przed kolejnymi świętami płyta znów w Polsce zagości. Na szczęście na kilka dni przed Bożym Narodzeniem upolowałem fajny christmasowy koncert Chrisa Isaaka, który także mogłem obejrzeć. Ponieważ zaraz po świętach dotarła jeszcze pewna zamówiona książka, stworzyła się okazja do kolejnych odwiedzin krytykowanego, acz lubianego muzycznego sieciowego sklepu. Przejrzałem półki i po kwadransie już miałem zmierzać ku wyjściu, aż moje zainteresowanie wzbudził płytowy kącik świąteczny. Z grubsza przetasowałem sporą ofertę niesprzedanych płyt, by w pewnej chwili... Thunder "Christmas Day". Biorę, ale fuks. I tak też uczyniłem, lecz po chwili pojawiła się leciutka gorycz, iż nie przyjdzie mi tej dwudziestominutowej płyty zagrać w Nawiedzonym. Tym bardziej, że najbliższe nasze spotkanie dopiero 7 stycznia, a to już taka poświąteczna ryba. Oczywiście, co się odwlecze...
Tytułowe "Christmas Day" jest przyjemną akustyczną balladą, ale nie oczekujmy niczego więcej. Fani zespołu ją polubią i będą co roku do niej powracać, jednak na większego kalibru hit, potencjał zbyt mały. Ale piosenka cieszy, ponieważ lubię ten zespół trochę bardziej od kilku innych. Cieszą również trzy następujące po tytułowym nagraniu dodatki - w tym nowa wersja ballady "Love Walked In". Na pierwszym albumie była to kompozycja z tzw.doładowaniem - z początku łagodna, kojąca, by w drugiej fazie eksplodować. Tymczasem w "2017 version" owe doładowanie też jest, lecz nadal całość akustyczna. Taki był cel tego krótkiego wydawnictwa, stąd też inny wiekowy przebój "Low Life In High Places" oraz znany z ostatniego albumu utwór "Heartbreak Hurricane", także na akustyczne pudła - tyle, że już w wersjach koncertowych.
EPka "Christmas Day" pozostanie w sferze Thunder'owych ciekawostek, których grupa w swojej długiej karierze opublikowała mnóstwo.
Zatem tegoroczną christmasową płytą nr 1 zostaje Chris Isaak "Christmas". Ten gość niech posłuży wzorcowym przykładem artysty, który tak samo potrafi zaśpiewać w studio, jak i na scenie przed niemałą publicznością. Profesjonalizm, to raz, a dwa, że żaden z niego sztywniak. Dla niego śpiewać, to jak bułka z masłem.
Dopiero po świętach zorientowałem się, że w ogóle w tym roku nie sięgnąłem po lubianych The Moody Blues, po Demisa Roussosa, po Jona Andersona i jeszcze kilku innych. No cóż, z roku na rok repertuaru przybywa, a czasu jakoś nie. W ogóle przeleciało tych dwanaście miesięcy bardzo szybko. Każdego roku odnoszę wrażenie, że jest tylko szybciej i szybciej. Ponoć nic w tym niezwykłego, więc nie przejmując się, z optymizmem spoglądam w przyszłość. Choćby wypatrując jutra, już teraz raduję się na spotkanie w gronie znajomych/przyjaciół, by pożegnać stary, a przywitać nowy rok. Oby ten sprzyjał zdrowiu, rozsądkowi, miłości i spełnianiu najskrytszych marzeń - czego wszystkim życzę.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"