Pozostając przez moment w okowach mej poradni zdrowotnej, muszę o czymś napisać. Taka zabawna sytuacja z minionego czwartku... otóż tamtego dnia przyszło stawić mi się w poradni chirurgicznej do "zastępczego" doktorka, u którego zresztą tydzień wcześniej też miałem sposobność. Pan postawny, z brzuszkiem, wyglądem nieco przypominając Freda Flinstone'a, a barwą głosu aktora Jakuba Wieczorka. Popatrzył na mą zbolałą nogę, chwilę później zerknął do kartoteki, zasugerował Panu opatrunkowemu nałożenie jakiejś specjalnej maści, zabandażowanie, po czym ponownie zanurzył się w ekranie monitora, by coś tam jeszcze dopisać. Dodam tylko, że choć jegomość od razu wzbudził we mnie pewien rodzaj sympatii, to do najgadatliwszych nie należał. Jednak po chwili zawieszenia nad moim losem wreszcie z siebie wykrztusił: "cukrzyca, kurwa cukrzyca, to kurew jedna", i tu nastąpiła około dziesięciosekundowa spacja, po czym ponownie ruszył: "kurwa, ja chyba też mam, muszę się przebadać, ale kurwa dopiero po nowym roku, nie chcę się kurwa na święta dołować". Troszkę zaniepokoił mnie fakt, że pan doktor leczy i pomaga innym, a sam o siebie jakby mniej zatroskany. Jednak rozumiem faceta, zawsze łatwiej doradza się innym. Poza tym, najgorszy jest ten pierwszy raz. Porobić badania i wziąć się za siebie. Później to już luz blues. Tabletki i mnóstwo "przyjacielskich" dobrych rad, o których każdy wie, lecz dla przyzwoitości wysłuchać należy.
No dobrze, dość trucia o zdrowiu i naszej przeuroczej służbie zdrowia. Proszę powyższą anegdotkę potraktować jako suplement do wczorajszego wywodu.
Mamy piątek, a więc jesteśmy na dwa dni przed kolejną edycją Nawiedzonego Studia, będąc tym samym pięć dni po poprzedniej night session, a tu... od środka kończącego się pomału tygodnia przychodzą pochwały za zaprezentowanych Dionne Warwick i Gino Vannelliego. Ot, obudzili się. Lepiej późno, niż... Zapewne niektórzy Nawiedzeni właśnie zdążyli odsłuchać nagraną audycję. Miło, milutko. Przy okazji dziękuję za dobre słowa o mych faworytach. Co prawda, wolałbym być słuchanym na żywo, nie z taśmy, jednak rozumiem, że większość przyzwoitych obywateli do roboty wstaje właśnie w nocy. No bo zrywanie się z ciepłego wyrka o szóstej nad ranem jest zwyczajnym znęcaniem się. Szczególnie w takim grudniu, w którym zimno, chlapowato, i w ogóle ponuro. Nie każdy bowiem trwa w luksusie - niczym Masłowski - pospania do dziesiątej, a czasem nawet kwadrans dłużej. Ale ale, ostatnie dwa poniedziałkowe poranki też miałem ciężkie. Pobudka o ósmej, ledwie po czterech godzinach snu. Bo ja Szanowni Państwo po każdej audycji ląduję w chałupie przed trzecią, po czym zabieram się za dobranocki sms-owe, ponieważ moi Nawiedzeni zamiast się ze mną pożegnać o wpół do drugiej, to ruszają z sms-owym impetem pięć po-, gdy już się pakuję, a jeszcze trzeba po sobie w studio posprzątać, by poranna zmiana nie miała Masłowskiemu za złe, że w komputerze pomieszał, słuchawek do gniazdek nie podłączył, nie pogasił świateł, okiennic nie domknął, itd... Już kiedyś delikatnie zasugerowałem, by może te nasze uprzejmości tyciu wcześniej, ale nie mam daru przekonywania. No dobrze, zamiast się cieszyć, to ja tu narzekam. A przecież szalenie miło jest otrzymywać taką korespondencję.
Prowadzący nie czuje się odosobnionym punktem na radiowej nocnej mapie. Dlatego piszcie Kochani, a ja grzecznie będę odpisywać, nawet o trzeciej po północy, a czasem jeszcze później. Ach, zapomniałem dodać, iż po odpisaniu na sms-y (maile dopiero poniedziałek/wtorek) zabieram się za okładki. Zanim płyty powędrują na półkę trzeba ustrzelić ich fotki, by poniedziałkowa audycyjna rozpiska wyglądała przyzwoicie.
Na tę chwilę w odtwarzaczu Dionne Warwick. I nie na winylowo, a z 3-kompaktowego zbioru, zdecydowanie starszych i jeszcze starszych przebojów. Trzeba też przyznać: miała (ta już blisko osiemdziesięcioletnia Pani) głos!
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"