17 czerwca - to jest ten dzień. Dokładnie tegoż w roku 1985 przyszedł na świat album "Misplaced Childhood". Trzeci w dyskografii Marillion, a i zarazem chyba najbardziej lubiany po dziś dzień.
W tamtych latach od samego początku zbierał entuzjastyczne recenzje. Mało tego, już w pierwszym tygodniu sprzedaży dotarł do pierwszej pozycji na brytyjskiej UK Top 40, choć też trzeba zarazem uczciwie przyznać, że w Stanach Zjednoczonych nie było już tak różowo - tam najwyżej zanotowano go na miejscu 47.
Płytę pilotował singiel "Kayleigh", który to w Zjednoczonym Królestwie ukazał się już w maju (2 miejsce w zestawieniu najlepiej rozchodzących się singli), natomiast Amerykanie mogli go dopiero posmakować na małej płytce równo miesiąc później. I to już po wydaniu całego albumu. W Anglii na stronie drugiej pojawiło się nagranie "Lady Nina", którego ostatecznie zabrakło na prawowitym albumie, z kolei w USA na drugiej stronie siedmiocalówki widniała skrócona wersja kompozycji "Heart Of Lothian". W dodatku amerykańska "Kayleigh" z ledwością dotarła do setki Billboardu - ostatecznie najwyżej piosenkę zanotowano na 74 miejscu.
Kolejnymi singlami na Wyspach zostały odpowiednio: "Lavender" oraz "Heart Of Lothian". Pierwszy z nich, dotarł aż do 5 pozycji, a ostatni zakotwiczył ostatecznie na miejscu 29.
Tyle suchych faktów, których na próżno szukać w nędznej literaturze internetowej, a i w oficjalnych biografiach niełatwo natknąć się na nie.
Fish i jego koledzy od samego początku wykazywali pełną dojrzałość w muzyce oraz słowie, a jednak wydaje się, że na tej płycie wszystko zostało poukładane jeszcze jakby doskonalej. Maestro Ryba wyraźnie uwypuklił wątki autobiograficzne, które przeniósł na estradę wręcz z aktorskim zacięciem. Już sama okładka przedstawiająca chłopca ubranego w strój młodego kawalerzysty, doskonale oddawała moment przejścia z wieku dziecięcego w "małą" dorosłość.
Nie będę się zabierać za recenzowanie tego albumu, ponieważ nie to jest dzisiaj moją rolą, chodzi jedynie o uczczenie tego niezwykłego dzieła. Zwartego, przemyślanego, bogatego, naszpikowanego pięknymi wątkami i jeszcze ładniejszymi melodiami. Dzieła, które nie tylko wypada, co wręcz należy postawić w równym rzędzie obok tych największych jakie wydała matka natura. Nie wstydźmy się mówić o nim z tą samą dumą, co o najwybitniejszych nutodziełach Pink Floyd, Wolfganga Amadeusza Mozarta, Boba Dylana, Queen, Ludwika Van Beethovena czy z innego gruntu dla przykładu motoryzacyjnych doskonałościach Rolls Royce'a. To przecież ta sama półka osiągnięcia perfekcji.
Nawet przeciętny odbiorca na co dzień nie interesujący się muzyką od razu rozpozna "Kayleigh", a może i nawet "Lavender". Będą też i bardziej wnikliwi, którzy skojarzą "Heart Of Lothian", a kto wie, czy nawet nie uśmiechną jeszcze inni błogo przy "Childhood's End" - nawet jeśli zdadzą sobie sprawę, że nie ma tutaj nic do śmiechu.
Dzięki tej płycie Marillion weszli na muzyczne salony, pokazując zarazem, iż tworząc wielką sztukę, niekoniecznie trzeba wystawiać ją w podziemiach, a wręcz przeciwnie, da się nią zapełniać wielotysięczne hale, a czasem i sporych rozmiarów plenery.
Można tej płyty nie polubić, choć trudno to sobie wyobrazić, ale nie wolno jej nie zaznać. Dlatego, jeśli jeszcze jej do dzisiaj ktoś nie posiadł, niech czym prędzej pobiegnie do sklepu. W czasach obecnych wielkie rockowe dzieła kosztują grosze i stać na nie chyba każdego. Nie dalej jak kilka dni temu widziałem w Saturnie 2-płytową edycję "Misplaced Childhood" za 26,99 zł. To tyle, co bilet do kina. Jak więc sami Państwo widzicie; wielka muzyka, wielka sztuka, są dzisiaj dla każdego. Świętujmy zatem razem !
Andrzej Masłowski
Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą co w muzyce najpiękniejsze"