niedziela, 26 listopada 2023

urodziny radiowego numero uno

Równo przed 65-laty urodził się Tomasz 'Nosferatu' Beksiński. Mój szlagierowy radiowiec. W zasadzie, jedyny. Innych nie słuchałem. Podziwiałem tylko jednego. Zapewne tego powodem fakt, iż jestem typowym naturszczykiem, wychowanym na dotyku płyt giełdziarzem, od zarania polegającym tylko na własnym muzycznym nosie. Być może z lekka zadartym, ale nigdy nie lubiłem niczego sobie narzucać. Nawet wielbionego Beksia. Choć przyznam, że do niego akurat poczułem jakąś nieopisywalną słabość od pierwszego posłuchania. Ktoś mnie do nastawienia radioodbiornika zachęcił i bardzo mu przy tej okazji dziękuję.
Absolutnie przepadałem za retoryką, inteligencją i polszczyzną Nosferatu, ale i za szczerością oraz wrażliwością, niejednokrotnie ulegając pokusom jego gustu. W nawijaniu o muzyce, filmie czy nawet zwykłej prozie życia, nie było piękniejszej osoby na jakimkolwiek FM. Może dlatego, z licznych prób polubienia podrzucanych mi gwiazd Polskiego Radia, nie zadurzyłem się w nikim. Aż pewnego razu me serce podbiła niepospolitość syna słynnego artysty malarza. Koniecznie zaznaczam 'artysty', bowiem malarze malują kuchnie i pokoje.
Nieskromnie poruszę, iż mam nawet mikroskopijny udział w uprawianiu Beksiowego ogródka, czym polecenie Mistrzowi mikrofonu albumu Tiamat "Wildhoney" oraz osobiste wręczenie amerykańskiej edycji płyty "Lime Twigs And Treachery", kompletnie nieznanej formacji Love Club. Tak się złożyło, że nie mam tej płyty na domowej półce, ponieważ jedyny ostały egzemplarz (z posiadanych w celach handlowych blisko dwudziestu), sprezentowałem właśnie Jemu. Warto było. Na wampirzastym paśmie, pewnego razu, z ust idola otrzymałem podziękowanie.
Bardzo mi Beksia brakuje. Mówię Wam, Drodzy Państwo. Często sobie o Nim myślę, co i równie często powracam wspomnieniami do tamtych sobotnio/niedzielnych Trójek Pod Księżycem. Nigdy im nie szczędziłem czasu, zapału, otwartości. I nic nie poradzę, że moje stosunki z gotyckim rockiem w ostatnich latach zdecydowanie się ochłodziły. Kiedyś nie wyobrażałem sobie odpuścić choćby jednej nuty Lacrimosy, a dzisiaj jedynie odnotowuję fakt właśnie wydanego live'u, podobnie jak na półce widnieje brak ich ostatniego studyjnego dzieła. Dziś nie ma takiej potrzeby. A może po prostu nikt nie potrafi odpowiednio zachęcić, ale i nie ma z kim zwyczajnie o takiej sztuce pogadać, wspólnie przy niej spędzić czas, podumać, zrelaksować się. Wszyscy ględzą głównie o polityce lub chlebie powszednim, a po godzinach żyją tylko na własny użytek. Najczęściej trzymani na smyczach swych nieufnych połówek.  Dobrze, że choć przyjemnie grzeszną schedę dzierżą jeszcze mury Zamczyska w Bolkowie. Muszę kiedyś tam dotrzeć.
Dzisiaj gram od 22-giej, ale na zabarwienia Beksiowe raczej nie liczmy. Obecność nieobowiązkowa. Nie mogę wszak stać kością niezgody z niewysypianiem.
Do usłyszenia ...

a.m.

"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"