Znowu jakiś drań zabił żonę i dwójkę dzieci - czytam właśnie. W podpoznańskim Puszczykowie, tym razem. Jakaś plaga. Co te dzieciaki winne? Wylewanie żali z nagromadzonych frustracji idzie w rodzinne tragedie. Kto tych ludzi wyuczył nienawiści. Tak kończą się podziały i szczucie wzajemne. Ileż byłoby miłości, gdybyśmy wszyscy mieli pasje, przedkładające na sens życia. Jest tyle wariantów miłości i sensu bytu, warto skusić się na którykolwiek.
Nasz świat opiewa w dużo dobrych prądów, lecz ku przewrotności, najczęściej wydala poprzez media złe newsy, tak więc dorzucę kolejny - umarł Charlie Dominici, pierwszy wokalista Dream Theater. Mamy go na debiutanckim longplayu grupy "When Dream And Day Unite" /1989/. Bardzo lubię, jest zupełnie inny od wszystkiego, co później. Nie tylko w warstwie wokalnej, by nie poszło jedynie w zasługi Jamesa LaBriego. Dotąd nie ujawniono przyczyny śmierci Dominiciego. Przeczytałem gdzieś wypowiedź Mike'a Portnoya, że jego odejście niespodziewane.
Posiadam piękną edycję albumu "When Dream And Day Unite", wydaną w USA w 2002 roku. Limitowaną, digibookową, numerowaną. To były czasy, kiedy limity szły w takie ilości, jak 10000 egzemplarzy. Dzisiaj w podobne rozmiary nierzadko podążają nakłady podstawowych edycji. Choć może nie akurat Dream Theater. To nie jest najlepszy przykład.
Paka od Sisterki absolutnie podniecająca. Dokopuję się muzyki, o jakiej często nie miałem pojęcia. Ameryka to inny świat. W polskiej mentalności często artystycznie niezrozumiały. Trzeba by tam zamieszkać, przesiąknąć atmosferą oddalonych od siebie wielomilowymi bezdrożami mieścinkami czy farmami, aż wreszcie wbijającymi w chmury budynkami, licznych przesz aglomeracji. Te wszystkie kontrasty, np. biznesowych ośrodków, z wciąż licznymi tradycjami kowbojskimi, łakną przemierzyć Amerykę i sztachnąć się tym wszystkim. Nawet, jeśli w Kalifornii bogactwo kontrastuje z chodnikową biedą, dla mnie to nadal kraina Słońca, co i ojczyzna Columbo, glam metalu oraz Hollywood. Ale ale... wszelakich rywali czy nawet zazdrośników utemperuję, nie trafiła się od Sisterki nawet jedna pozycja z muzą pod Mötley Crüe czy Poison. Nie ma tak dobrze, takich płyt jeszcze na centy nie rozdają. Za to sporo wspaniałego country/soft/country rocka. Odkryłem kilku takich faciów, że...! A i na firmamencie jeszcze ze trzy kobietki. Co pewien czas pozwolę sobie trochę o tych country'owcach poprzynudzać. Najwyżej przeskoczą Państwo na inny blog. Być może po raz kolejny przegram z kulinariami lub podróżami. Z muzyką od zawsze wygrywają też sport, ciucho-mody lub blacha na kółkach. Najprostsze instynkty plus najprymitywniejszy zmysł, jakim karmią oczy.
Liczę na Was, Drodzy Państwo, na dzisiejszym moim FM. Częstotliwości ani godziny nie podaję, bowiem od ponad dwudziestu dziewięciu lat nic się nie zmieniło.
P.S. Śnieg się rozpadał. Oh shit!
a.m.
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"