poniedziałek, 2 stycznia 2023

"NAWIEDZONE STUDIO" - program z 1 stycznia 2023 / Radio "98,6 FM Poznań"









"NAWIEDZONE STUDIO"
wydanie z 1 stycznia 2023
(
z niedzieli na poniedziałek, start godz. 22.00, zamknięcie bram 2.00)
 
98,6 FM Poznań oraz w sieci
realizacja i
prowadzenie: Andrzej Masłowski

 

Najcieplejszy Sylwester od lat. Może nawet od zawsze. Wejście w Nowy Rok bez rękawic i skrobania samochodowych szyb, w posmaku przedwiośnia. Nie można tak było od razu?
Klimat się ociepla. Nie mam nic przeciwko. Przeciwko mam wiele innego. Nareszcie pierwszy stycznia bez śniegu. Lubię. Łapka w górę. 


HARLAN CAGE "Forbidden Colors" (1999) -- nowy rok nawiedzone rozpoczęło od 'Larry Greene in memoriam'.
- Can't Tame The Raven
- Hard Yellow Line (You Lied To Me)

OST "Top Gun" (1986) -- 'Larry Greene in memoriam' kontynuacja. Teraz tak na głośno pomyślę: nie zagrałem obu kawałków Larry'ego z "Over The Top". Kapitalnego soundtracku, zasługującego na laurkę, pomimo iż film przegrał sławą z "Top Gun". Numer "Through The Fire" genialny! Kocham go o wiele bardziej od Kenny'ego Logginsa "Danger Zone" (choć ten kocham również!), czyli muzycznej wizytówki filmu, przywołanej nawet w najnowszej produkcji "Top Gun Maverick". Larry trafnie: "żyj tak, jakby każda sekunda była ostatnią".
LARRY GREENE - Through The Fire

FORTUNE "Fortune" (1985) -- dużo ostatnio u mnie o Fortune, a niestety za mało w eterze. Jechałem do radia z przekonaniem zaprezentowania minimum połowy tego absolutnie genialnego albumu, a stanęło na dwóch kawałkach. Nie da się jednak takiej muzyki bez słowa wprowadzenia, jak to słyszę w radiostacjach na fotelu u fryzjera. Słówko o grupie obowiązkowe. Tym bardziej, że w moim kraju nosi ona status anonimowej, bo i tak, bez urazy, ale większość wyznawców muzealnego rocka, AOR-u czy hard'n'heavy nic, tylko po grobową dechę nieustannie Black Sabbath, Led Zeppelin, AC/DC i Nirvana. A już na hasło 'metal', odpowiedź: 'Metallica', to czysty paw.
- Deep In The Heart
- Stormy Love

JOURNEY "Live In Concert At Lollapalooza" (2022) -- koncert z Lollapalooza w Chicago, 31 lipca 2021. Ten oto okazały, gruby digipak, to niezły suplement do niedawno wydanego z premierowym materiałem "Freedom", pomimo iż z niego nie znajdziemy tu choćby okruszka. Ale nowa trasa dopiero się zacznie. Wszystko wystartuje w lutym od USA i Kanady, a na supporcie Toto. Będzie zabawa. Tymczasem Lollapalooza to jeszcze kartka wstecz. Tylko największe przeboje i gdzieś w domyśle trwające przygotowania do kolejnych podbojów. Chicagowski występ plenerowy, tysiące rozpalonych fanów, genialna zabawa, no i oby kiedyś u nas.
- Any Way You Want It
- Don't Stop Believin'

MARIAH CAREY "Daydream" (1995) -- "Open Arms" z Lollapaloozy zagrałem przed tygodniem, a wczoraj, zamiast wiązać supeł konfrontacji z oryginalną wersją piosenki, zaśpiewaną przez Steve'a Perry'ego w 1981 roku na LP "Escape", pomyślałem o udanej interpretacji Mariah Carey. Nikt za popełniony czyn nie zwyzywał, co daje mi jako radiowcowi coraz większe poczucie wolności.
- Open Arms - {Journey cover}

SAXON "Carpe Diem" (2022) -- 14 marca na jedyny polski koncert do Warszawy wpadną Saxon. Gdy w latach 80-tych, w okresie największej sławy, wystąpili pod nosem w mojej poznańskiej Arenie, z niezapamiętanego powodu zaniemogłem, więc teraz można by się zrehabilitować. Kusi, bo i ostatni album wspaniały, a ja też młodszy nie będę. Jest więc niezły punkt wyjścia, co przede wszystkim okazja pogapić się na prężącego na scenie struny głosowe Biffa. Uwielbiam gościa, może więc ulegnę nadwornemu taksówkarzowi Nawiedzonego Studia, Maćkowi, i zbierzemy dupska na ten występ.
- Age Of Steam
- The Pilgrimage

SAXON "Wheels Of Steel" (1980) -- moja ulubiona płyta Saxon z ich najwcześniejszego etapu. Hektolitry godzin przelałem na jej słuchaniu. Grzała mnie ta muzyka w czasach liceum, a i paru moich kumpli nie skrywało co do niej kręćka. Miałem takiego super kumpla, Gruchę, który posiadał "Wheels Of Steel" na kasecie, oryginalnej, z okładką, i często razem u niego słuchaliśmy. Głównie na blałkach, gdyż oboje szkoły szczerą udręką nie znosiliśmy. Ostatnio innemu koledze, Markowi, najlepszemu uczniowi mojej licealnej klasy powiedziałem, że gdyby się cofnąć do okresu budy, nadal bym z niej nawiewał i chlubił notoryczne zagrożenia na okres. Schools Out! Wracając do Gruchy, niestety przed kilkoma laty zamordowanego przez swoją konkubinę, w 1980/81 rozkręcaliśmy u niego sprzęt na full, otwieraliśmy okna, chwytaliśmy za imitujące gitarę lub statyw mikrofonowy miotły, i niech nas oglądają. Tak się wczuwaliśmy, jak dzisiaj ku przewrotności młodziaki mają muzę gdzieś. Ale tej płyty - i także z kasety - wspólnie nasłuchałem się z niedawno zmarłym, a parokrotnie na tym blogu wspomnianym Leszkiem. Tych asów od sympatyzowania z Saxon miałem więcej, ale dzisiaj pozostańmy przy Gruszce i Leszku. Ja z kolei do chwili obecnej ściskam egzemplarz na starym winylu. Tak tak, to wciąż ten sam legendarny longplay, z którego wyduszałem wszystkie pradawne siódme poty.
- Stand Up And Be Counted

JETHRO TULL "The Zealot Gene" (2022) -- w ramach ub.rocznych wspominek, z rocznika raczej takiego sobie, pierwszy od brzegu numer ze wspaniałej płyty Dżefro Tal. A potem jeszcze koncert w Sali Ziemi. Jak miło Panie Anderson widzieć Pana w doskonałej formie. Życzyłbym milionów sprzedanych egzemplarzy wszystkich Pana aktualnych propozycji, bo i wiem, że właśnie nadchodzi nowa. Rozpędził nam się Maestro. Przez lata nic, aż po niedawnym "The Zealot Gene", już wiosną tego roku wypatrujmy nowego albumu.
- Mrs Tibbets

POETS OF THE FALL "Ghostlight" (2022) -- najnowsze dzieło alterrockowych Finów ze stołecznych Helsinek, często wręcz nieludzką ręką genialnie melodyjnego, wciąż niekomercyjnego rocka, przy tym z nutą dramaturgii, szczególnie w sferze ballad. Tutaj wali z siłą Niagary. Niepojęte, jaki z tego autentyk. Gorący sekstet rock'romantyków z zimnej Finlandii, wręcz zabłąkany dawną wrażliwością, jakiej nigdzie dziś nie wykładają. Ten rock powinien walić stropy stadionowych scen, a nie dusić się po zatęchłych klubikach. To prezent od Pana Jacka z Warszawy, który idealnie mnie wyczuł, podsyłając ów specjał we właściwej chwili. Dzięki raz jeszcze!
- Requiem For My Harlequin
- Weaver Of Dreams
- Heroes And Villains

DARE "Road To Eden" (2022) -- niezrównani w celtyckim rocku Anglicy z Dare, dowodzeni przez jednego z młodszych synów Thin Lizzy, Darrena Whartona. Kocham od zawsze, byłem nawet na ich koncercie, ale i tak nie odmówiłbym wbicia na niebawem organizowany gdzieś w UK festiwal, na którym Dare zagrają wraz z angielskimi FM oraz Tyketto. Cóż za zestaw. Ciary. -- Album "Road To Eden" wspaniały. No, ale Dare nie nagrywają kiepskich płyt. Nawet przeciętnych. Tylko bardzo dobre i jeszcze bardziej bardzo dobre. I na każdej zawsze po parę piosenek genialnych, jak obie wczorajsze.
- Fire Never Fades
- The Devil Rides Tonight

FUN BOY THREE "Waiting" (1983) -- umarł Terry Hall, wokalista nie tylko wczoraj zaprezentowanych Fun Boy Three, co równie ułamkowych w sławie The Colourfield, wszak Terry Hall głównie stał siłą potężnej sławy The Specials. Niedawno zresztą zreformowanych. Mimo wszystko płytę "Waiting" lubię najbardziej. Oczywiście jest to wynikiem wspomnień, a że sentymentalny jestem... Nie chce mi się przepisywać po wczorajszym, bo i w ogóle o muzyce najlepiej gada się na żywca do mikrofonu. Na pisaninę szkoda czasu.
- Murder She Said
- The More I See (The Less I Believe)
- We're Having All The Fun
- The Tunnel Of Love
- Things We Do

MR GIL "Love Will Never Come" (2022) -- ciężkawo coś wchodzi mi ten wydany dopiero co Gilu. Na pewno tej muzyce przyda się czas, bo i słychać, iż nie ma mowy o łatwiźnie. Na albumowej nalepce powinno widnieć: 'cierpliwości'. Jakby nudna i jednolita wydała mi się ta muzyka po pierwszym czy drugim posłuchaniu. A potem... potem coś drgnęło, niemniej nadal nie czuję pełni satysfakcji. I jeszcze najważniejsze: mizerna produkcja. Taka typowo nasza, słabopolska. Jak zawsze oszczędnie, po najtańszości, a to szkodzi takiej muzyce. Wypadałoby całość do poprawki, by tych sześć kompozycji uczynić łaskawszymi. Nie oczekujcie pradawnych Collage'owych solówek. Gilu gra inaczej, a tych wyczekiwanych pieszczotliwych po strunach szlifów ewidentnie unika, w to miejsce proponując garście akustycznych brzmień. Elektrycznych też starcza, lecz to już inny świat. Nie myślmy tutaj o "Moonshine" czy solo debiucie "Alone". -- Gilu wciąż ma u mnie kredyt zaufania, niech zatem trwa przygoda.
- Growing

MR GIL "Alone" (1998) -- zatęskniłem za tym albumem słuchając ostatniego. Co widać na foto, mam pierwsze tłoczenie, a to jeszcze czasy Ars Mundi. Dawno, dawno temu. Lepsza okładka od tej późniejszej w reedycji Metal Mindu. Do tego dochodzą handlowe wspomnienia, albowiem na Poznań najwięcej tej płyty rozprowadził pewien muzyczny sklep, w którego działalność byłem wtedy po uszy zaangażowany. Był to najlepszy z muzyką sklep w Poznaniu. Brzmi nieskromnie, acz pachnie faktami.
- Strange
- Wake Up

PETER SINFIELD "Stillusion" (1993) -- "Stillusion" to nic innego, jak album "Still" (1973), plus dwa dodatkowe utwory. I niby wszystko okay, acz... no właśnie, otóż całość wymieszano względem oryginalnego winylu, Pete'a zamieniono na poważniej brzmiącego Petera, no i tytuł "Stillusion", jak by nie można zachować "Still", a na naklejce dopisać: "+ 2 bonus tracks". Że o okładce nie wspomnę. Oto przykład, jak ją na podstawie oryginału koniecznie popsuć. Niestety nie miałem wyboru, w tamtych latach ten upragniony z rodziny karmazynowej album, jedynie tak 'zreedycjonowano', a człowiek cieszył się, że w ogóle jest na CD. Wznowiono go później w Japonii oraz na Wyspach, w przynależnej okładce, a także po remasterze, jednak nie miałem ochoty po raz wtóry uganiać się za posiadaną już muzyką.
- A House Of Hopes And Dreams
- Still - {duet with Greg Lake}

PROCOL HARUM "The Prodigal Stranger" (1991) -- im dłużej żyję, tym bardziej umacniam się w ciepłym wobec tej płyty uczuciu. Wiem wiem, słyszę to od zarania, iż do nazwy 'Procol Harum' obowiązkowo przylegają jedynie "Grand Hotel", "A Whiter Shade Of Pale" oraz koncert z Orkiestrą w Edmonton, natomiast "The Prodigal Stranger" to już materiał dziejów technologicznie ulepszonych, to i zaraz ktośki powiedzą: popłuczyny po dawnej świetności. A ja tak nie uważam. Myślę, że to absurdalne tezy słabych fanów tej konkretnie muzyki, którzy mocno przywiązują wagę do roczników, czyli: im starsze, tym podobno lepsze. W zasadzie, z takimi 'ktosiami' szybko ucinam gadkę. Pozwólmy im żyć we własnym zabetonowaniu -- "The Prodigal Stranger" cudowną płytą i basta, jakże zresztą zyskującą po czasie. Wczoraj z niej większa garść na cześć Gary'ego Brookera, jednej z największych w muzyce strat 2022 roku. Tych strat więcej, jednak analizę ostatnich dwunastu miesięcy rozpocząłem od niego.
- (You Can't) Turn Back The Page
- One More Time
- The King Of Hearts
- Learn To Fly

FORTUNE "Level Ground" (2022) -- do poduchy aż trzy numery z wydanych wiosną minionego roku Fortune. Jednocześnie ostatniego słowa Larry'ego Greene'a. Przecudowny album, dla mnie top piątka 2022. Jednym z pragnień, z którym wkraczam w nowy rok, by moje nawiedzone nie musiało prezentować lubianej muzyki pod patronatem klepsydr. Niech się w tym dwa tysiące dwudziestym trzecim tylko dobrze dzieje. Do usłyszenia ...
- I Will Hold You Up
- I Should Have Known (You'd Be Trouble)
- Lunacy Of Love




Andrzej Masłowski 
"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"