czwartek, 10 lutego 2022

o polskim progrocku (kiedyś) w Kanadzie

W pioruńsko wysłużonym przewodniku "The Progressive Rock Files" - autorstwa Jerry'ego Lucky'ego (wydawnictwo kanadyjskie z 1998 roku) - daje się znaleźć kilka polskich akcentów. O nich za chwilę i pod spodem.
Bardzo pobieżna i pełna niedociągnięć książka, z której niegdyś chętnie korzystałem. Nie przeszkadzały mi wówczas wszystkie jej niedostatki, bo i tak czerpanie wiedzy o tej kategorii rocka nie było łatwe. Trochę z tego tytułu, trochę z tamtego i jeszcze innego, aż ostatecznie trochę się wyciągnęło. Wiele nazw/nazwisk wziętych pod myśl, a potem stawianie ich na półce. Szkoda jedynie, że kartki nędznie posklejane, no i przynajmniej jednego ogólnego szwu, który trzymałby tę wiedzę w garści. Niedziwne więc, że całość szybko się posypała. Tak szybko, że po kilku pierwszych użyciach przestałem tę knigę traktować na domową półkę, a raczej już tylko jako materiał roboczy. Nie zważałem więc na sukcesywnie samoistnie wyrywane kartki, aż pewnego dnia ruch cuch, i całość się posypała. Szybka rujnacja odciągała ewentualne myśli od ratowania u introligatora, więc szkody na bieżąco zaklejałem bezczelną taśmą klejącą. Ale książka nawet na nią się uodporniła, dlatego po upływie lat zaskoczony jestem, że nie brakuje nawet jednej strony. 

a.m.

Problemem naszych wydawnictw tamtych czasów było niepodawanie dat narodzin albumów. Wprowadza to po dziś niejeden zamęt, jednak rozumiem, dlaczego tak być musiało. Nigdy nie wiedziano, kiedy dana płyta ujrzy światło dzienne. Kłopoty z surowcami opóźniały nasze "release date" niekiedy o rok lub dwa. Inna sprawa, że bywali pechowcy, którzy się zrealizowali, a i tak nigdy nie dostąpili albumu.
Exodus "The Most Beautiful Day" realizowało się w 1979 roku, jednak do handlu trafiło w 1980, natomiast "Supernova" w 1982.


Zapewne dla autora tytuł "... Cykl Obraca Się, Narodziny, Dzieciństwo Pełne Duszy,
Uśmiechów Niewinnych I Zdrady ..." wydał się zbyt skomplikowany,
więc zaproponował debiutowi naszych progrockowców self-title'owe "Abraxas".
A może po prostu uznał to za albumowe motto? Jeśli tak, to nawet słusznie.


Z Collage jest prawie dobrze. Prawie,
bowiem wydane pod polskojęzycznym tytułem "Zmiany",
najpierw pojawiły się na kasecie,
i nie w 1993 a 1994 roku, zaś na CD wydano je już pod anglosaskim "Changes"
w kolejnym, 1995 roku.
Aha, i jeszcze "Baśnie" - nie '89, a '90.
Zobaczcie, jak autor krótko, acz ładnie o grupie się sprecyzował.


SBB to tak albumowo płodna grupa (głównie ogromna ilość live'ów),
że chyba sami muzycy nie są świadomi dostarczonych wydawnictw
spod skrótu dla "Szukaj Burz Buduj",
czy jak kto woli "Silesian Blues Band". Obie wersje poprawne.


Znaleźli się nawet Quidam. Fajnie.
Do spisu dyskografii nie dobiły wydane jeszcze w 1998 "Sny Aniołów",
ale to pewnie kwestia niezałapania się premiery albumu
wraz z terminem oddania książki do druku.


Budka Suflera, jako Budka Suflere.
Eeee tam, czepiasz się Masłowski. Kto zechce, znajdzie.
W spisie albumowym tylko pierwsze trzy płyty, w dodatku bez dat,
no i w wyjątkowo skromnym opisie.
Coś czuję, że Jerry Lucky nie posłuchał tej naszej Budki,
a tylko tak machnął hasło, by było.
Z Budką, jak z Budką, zobaczcie, co zrobił z Budgie.


Skaldowie jak najbardziej zasłużenie. Nawet, jeśli typowego prog rocka, ekipa znana z piosenek o listonoszu i wiośnie, zaprezentowała głównie na "Krywaniu" i "Stworzeniu Świata ...". Wczesny psychodeliczny okres , jak i stare płyty z brzmieniem organów, też zasługują na uwagę progowego odbiorcy. Trudno mieć wonty o kolejne braki dat albumowych wydań, skoro na okładkach ich nie uświadczymy. Nieładnie byłoby też wysnuwać pretensje o brak miękkich znaków lub transmutację "ł" w "t". Z tym "ł" wszyscy mają problem. Niemcy na przykład niechlujnie napisane drukowane "Ł", odczytują jak "K".
Jakże urocze to "Wsystka".