czwartek, 9 września 2021

z dolnej półki

Gol Damiana Szymańskiego zachwycający niczym kosmiczne sombrero, ale i równie pierwszorzędna asysta Lewego. Obsłużył on swego młodszego kolegę w iście monachijskim stylu. Tak też i jemu dogrywają w Bayernie. Oto równanie na sukces bez żadnych niewiadomych. Wystarczy raz a porządnie wykuć na blachę. Teraz jeszcze tylko jesienią nie wtopić z Albanią oraz Madziarami.

Odszedł Wiesław Gołas. Aktor w księgi rozdziale: widok z góry najwyższej. Z każdą taką stratą chwyta mnie coraz mocniejsze uświadomienie, odchodzą wielcy, w ich miejsce płotki.
Czterech Pancernych nigdy nie lubiłem, więc zamiast Czereśniaka, zapamiętam aktora, choćby z genialnego Kabaretu Dudek, Barejowskich "Żona dla Australijczyka", Alternatywy 4", "Poszukiwany, poszukiwana", "Nie ma róży bez ognia" czy "Brunet wieczorową porą", ale też paru innych, zazwyczaj lekkich w odbiorze filmików, typu "Dzięcioł" lub "Filip z konopi", bądź seriali "Droga" czy "Czterdziestolatek". Oczywiście było tego więcej, jednak dzisiaj stawiam na to, co memu ciału najbliższe.
Wiesław Gołas to ta sama półka znakomitości, co dla przykładu Krzysztof Kowalewski, Witold Pyrkosz, albo Bronisław Pawlik. Wymieniłem tych, których już nie ma, a których zawsze podaję za wzór. Po nich wszystkich pozostają zapisane w obiektywie niezapomniane kreacje, a i dobra pamięć.
Dzięki Panie Wiesławie. 

W miniony wtorek przed moimi domowymi oknami przykre zdarzenie. Na osiedlowym parkingu, w jednym z tam postawionych aut zmarł sąsiad z klatki obok. Niesamowita sprawa - wracaliśmy z Mundi do domu, przechodziliśmy obok feralnego fiacika, ja tylko niewinnie spojrzałem w jego kierunku, ponieważ przykuły mą uwagę zaświecone światła i brak warkotu silnika, lecz Mundi była bardziej spostrzegawcza, gdyż zauważyła siedzącego za kierownicą sąsiada, choć na myśl jej nie przyszło, że ten jest martwy. Jegomość wyglądał jakby czytał smsa. A on wsiadł, uruchomił światła, silnika nie zdążył. Umarł. Po prostu umarł. Kilka godzin później jakiś zaintrygowany przechodzień podjął próbę jego reanimacji, a wkrótce przybyli ratownicy medyczni, na wyciągniętego z auta człowieka zarzucili jedynie złocistą płachtę. Nic tam po nich. Nie było kogo ratować. A potem jeden wóz policyjny, po pewnym czasie drugi. Wreszcie po paru kwadransach dowieziono intymny wobec przykrego widoku parawan, no i jeszcze kilkugodzinne oczekiwanie na lekarza sądowego, który wykluczy ewentualny udział osób trzecich. A pomiędzy tym wszystkim, córka wraz z matką/a jego żoną, doglądały zdarzenia, trochę z domu, trochę z okolic zajścia, lecz najgorszy fakt, gdy bliska nam osoba strasznie długo i paskudnie uwłaczająco leży na ziemi pod swym domem, ponieważ w naszym Poznaniu jest tylko jeden od tego typu kwestii lekarz. Czyli taki spec medyk, dyspozycyjny na każdy w podobnej sprawie telefon. Żenujące i jeszcze bardziej smutne. 

Na inną okoliczność zostałem poproszony o kupno kartki kondolencyjnej. Taka stara forma wyrażania smutku, z racji czyjegoś zejścia - pospolicie funkcjonująca w czasach telegramów, telexów oraz listów tradycyjnych, takich kompilowanych z nieużytkowanych obecnie papeterii, a finalizowanych o kilkuzłotowej wartości znaczkiem oraz pocztowym stemplem. To zwyczaj uprawiany na długo przed dzisiejszymi electro-wiadomościami, lecz jak widać, wciąż żyją ludzie preferujący taką właśnie tradycyjną formę komunikacji. I co ciekawe, pomimo technologicznego postępu, nadal jest ona możliwa. I wiecie co Kochani, kupno kartki kondolencyjnej nie jest takie proste. Na moje zapytanie na poczcie, pani trochę się zakłopotała i nie wiedziała przez chwilę, co z sobą począć. Zanim oznajmiła, że w swojej placówce nie posiadają jednak czegoś nawet na tego wzór, dyskretnie, acz dostrzegalnie skontaktowała się wzrokiem z koleżankami, które bez wydanego dźwięku, równie czytelnie mimiką się wyraziły, na zasadzie: aleś chłopie wymyślił. Odwiedziłem więc z buta napotkany salonik prasowy, a nawet dział papierniczy pewnego znanego supermarketu (ostatecznie chyba jednak nie taki on super), i wszędzie tylko na wesoło, radośnie, balująco - kartki komunijne, rocznicowe, urodzinowe - od roczku poprzez osiemnastkę, aż do rautowego jesiennego schyłku, lecz na ostatnią drogą nic, i jeszcze raz nic. Dopiero w sympatycznej sieci "Świat Książki", jedna z odpowiednio dla tego resortu handlu obyta erudycyjnie sprzedawczyni, wskazała na jeden posiadany przez nich wzór. Fakt, też swą komercją osadzony gdzieś na "najdolniejszej" półce papierzysk, ale jednak. Jak widać, finisze nikogo nie obchodzą, wszak żyjemy w czasach młodości, glorii i chwały.

a.m.