"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek, z 5- na 6 września 2021 - godz. 22.00 - 2.00
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl
realizacja i prowadzenie: Andrzej Masłowski
Z treści jednego z otrzymanych wczoraj maili wynika, iż strasznie wkurzyłem pewnego Słuchacza. Ten w swej korespondencji już na samym wstępie zaatakował: "Odpuść sobie proszę komentarze nt. słuszności podziałów sanitarnych.
Przyczyniasz się w ten sposób do tworzenia kolejnych pionowych podziałów
społecznych, na których zarządzającym naszą rzeczywistością bardzo
zależy...". --- No cóż, po pierwsze, nie miałem takiego celu --- po drugie, jeśli jednak z mojej retoryki tyle właśnie wynika, widocznie tak myślę. Nie widzę zatem powodu, bym się oszczędzał i nie prawił tego, co w sercu gra. I nikt mi kneblować ust nie będzie. Skoro pomiędzy wiersze, w opisie wydarzenia koncertowego z Dopiewa, dostrzegłem owe podziały społeczne, oznacza to, że one są i nie widzę powodu niczego zatajać. Mamy w tym kraju elitę, która doskonale daje radę we wszelkiego rodzaju manipulacjach, wyciągając do informowania narodu sfabrykowane kwestie z tłustszego kontekstu, zręcznie zacierając wszystkie inne niewygodne - dlaczego i ja miałbym się wpisywać w taki krajobraz?. Poza tym, zdecydowanie należę do grona osób, których mocno wkurzają antyszczepionkowcy, ponieważ właśnie przez nich ospale wychodzimy z tego bagna. O ile wychodzimy. A tak na marginesie szkoda, że tego typu punktatorzy, odzywają się jedynie ofensywnie. Bo, gdyby przyszło im przypadkiem zarzucić jakimś pochlebstwem, posraliby się z utraty dumy. Siedzą zatem po cichutku, w ukryciu, w swojej przyczajonej norze, bacznie obserwując wroga i tylko wyczekując jego potknięcia, po czym do ataku. Odpisałem jegomościowi, iż ten należy do typowej polaczkowatości. Do grupy osób, którym nigdy z ust nie wyrwie się moc ciepłych życzeń, choćby z racji mego 27-lecia Nawiedzonego Studia, które od przed chwilą zakończonego sierpnia nadal obchodzę.
Ale zostawmy rozeźlonego pana i zajmijmy się minioną radiową niedzielą.
Odstawiający mnie pod domową bramę taksówkarz nie mógł się nadziwić, jak to możliwe, by po Iron Maiden zagrać Abbę, i żeby nikogo nie zemdliło, nie wyrządziło krzywdy. A ja przecież na samym wstępie programu obiecałem kogel mogel. Mam do takich miksów inklinacje i chyba zdążyliśmy przywyknąć. Nie twierdzę, iż jest to odwaga godna obrońców Monte Cassino lub bitwy pod Alamo, ale nigdy nie bałem się posłuchać King Crimson "Larks' Tongues In Aspic" po chwile zakończonej emisji "Actually" Pet Shop Boys. Konstatując, żadnych w tej materii zmian nie przewiduję, a na ewentualną mą poprawę nie ma co liczyć.
Trzy gorące nowości - Iron Maiden "Senjutsu", Ray Wilson "The Weight Of Man" oraz Nitrate "Renegade". Wszystkie udane. Zresztą, nieudanych u mnie nie usłyszycie. Takowe w N.S. nie obowiązują.
"Senjutsu" to Maideni z syntezą ciężkości, melodii oraz zawiłości, co objaśniło już ich poprzednie "The Book Of Souls". Kolejny zawiły album, daleki od nostalgii lat osiemdziesiątych, dlatego nie liczyłbym na kopie "Wasted Years", "Run To The Hills", "The Trooper" bądź "Flight Of Icarus". Teraz dominują (za wyjątkiem dwóch cztero-/pięciominutowców) maratonowe piosenki, którym zawsze daleko do mety. Panuje melodyczny dynamizm, trochę bitewny, trochę złowieszczy, a niekiedy zabarwiony klimatem Wschodu. Wszystko opatulone w bombastyczny heavy metal, lirycznie epicki, a z nut i stylu nierzadko progresywny. Ogólnie udana rzecz, a trochę się obawiałem. Czas zweryfikuje moją do tego sympatię. Za lat kilka okaże się, czy na hasło "Iron Maiden", z chęcią sięgnę po "Senjutsu", czy jednak automatycznie wyciągnę z półki odwiecznie wielbione "Seventh Son Of A Seventh Son" czy "The Number Of The Beast".
Refleksyjny na "The Weight Of Man" Ray Wilson wystawia na forum publiczne świadectwo swoich ostatnich życiowych doświadczeń, jak zawsze przekonująco się do wszystkiego dośpiewując. Nie brak tu krytyki, sarkazmu, a nawet gniewu. W "Mother Earth" mieszają się lęk ze strachem, z motywacją do jedności - wszak to wyzwoliła z nas pandemia, która wielu przemeblowała życie. Z kolejnego tematycznego kowidowca, "I, Like You" (tutaj nawet na dodatkowych klawiszach RPWL'owy Yogi Lang), bije społecznymi przemianami, z kolei poczciwe "Golden Slumbers" Beatlesów ("... złote sny wypełniają twoje oczy ..."), to doskonała coda. Za lufcik niedosytu staje tu brak, konsekwentnego przecież "Carry That Weight", co domyślnie dośpiewuje wbite w tytuł albumu: "weight".
Tak przy okazji, czy zdają sobie Szanowni Państwo sprawę, iż 1 września mieliśmy 24-rocznicę "Calling All Stations"? Nad wyraz udanego albumu Genesis - niepozbawionego też mniej entuzjastycznego odbioru - a i jedynego studyjnego formacji z głosem Raya Wilsona. Mam do niego słabość, podobnie jak w ogóle do tamtych czasów, kiedy w moim sporo młodszym sercu ta konkretna muzyka robiła niemało pozytywnego zamieszania. No, a chwilę później katowicki koncert. Pierwszy w dziejach Genesis w naszym kraju. A i jeszcze dorwanie na jednej z ulic centrum miasta Tony'ego Banksa oraz ustrzelenie z nim całą naszą ekipą fotki - na tle jakiegoś sklepu z olejami samochodowymi. Do tego wszystkiego jeszcze przeciekający but, który jak żywy uaktywnił się wraz z zapanowaną tamtego dnia breją z topniejącego śniegu.
Trzecia nowość, Nitrate "Renegade", to jednocześnie trzeci album Brytyjczyków, i tak się akurat składa, iż również z trzecim w dziejach grupy wokalistą. Zmieniają go co płytę. Najpierw porządził Joss Mennen (ten od m.in. fantastycznej Zinatry), później na moment osiadł mniej rozpoznawalny Philip Lindstrand (był basistą i jednym z gitarzystów na najlepszej płycie Find Me "Dark Angel"), a teraz dobry, acz dopiero dobry od niedawna znajomy - Alexander Strandell. Ten, który chwilę wcześniej pośpiewał u szwedzkich Crowne - wystrzałowy album "Kings In The North". Tak więc grupa brytyjska, z zawsze niebrytyjskimi śpiewakami. Świetna rzecz. AOR metal dla fanów dawnych Europe czy Bon Jovi, oparty na ejtisowych wzorcach, nad którego sprawnym przebiegiem łapska trzyma założyciel grupy Nick Hogg - w jednej osobie gitarzysta oraz instrumentalista klawiszowy. Będzie tego ciąg dalszy, ponieważ nie czuję satysfakcji z ledwie dwóch zapodanych kawałków. Wręcz przeciwnie, właśnie nabieram ochoty na jeszcze.
Cały czas dodrukowuję kolejne momenty ze świetnych albumów Cruzh oraz Night Ranger. Jak widać, witalnego rocka nie brakuje. Było nie było, dzięki niemu wciąż mamy trochę słońca.
Łagodzą weselsze okoliczności, tym razem szczególniej jakby uduchowieni The Killers. Ich lider, Brandon Flowers, odważnie podążył do mrocznych zakamarków swojej młodości, spędzonych w marginalnym na mapie Nephi. Wyciągnięte z kronik jego pamięci historie nie napawają przyjemną nostalgią, przez co bardzo blisko temu dziełu do genialnej Springsteen'owskiej "Nebraski" (bez żadnych jednak do niej bezpośrednich porównań). Tę także do studia przytaśtałem na tematyczną podpórkę, choć ostatecznie, zamiast Bossa, wybrałem jego dwie piosenki w wydaniu Johnny'ego Casha. Odległe interpretacyjnie, jednak równie ujmujące. Poza tym, "Nebraskę" ma w chałupie każdy, zaś "Johnny 99" już niekoniecznie.
W oczekiwaniu na nową Abbę (a i trochę ich awatarowe koncerty) pozwoliłem sobie na nutkę wspomnień, choć kompletnie przeoczyłem opowiedzenie zdarzenia, jakie wiąże się z moją siostrą Elą oraz powrotem z wakacji w Dzierżążnie naszą starą syrenką 104. Auto dzielnie służyło, włącznie do bombowych, a wciąż jeszcze na garnuszku rodziców wakacji w Borach Tucholskich, po których powrocie maszyna dosłownie się rozkraczyła. Ledwie wróciliśmy do Poznania, auto się rozsypało. Zupełnie niczym scena z czołówki jednego z Barejowskich filmów, gdzie po apsiku pasażera malucha, rwie go na strzępy. No więc, co do Dzierżążna... Siostrzyczka miała kaseciaka - Grundig z radiem (straszne badziewie, ale wówczas niejednego top marzeń) - ale do niego posiadała też kasetę Abby "Voulez-Vouz", którą precyzyjnie zarzynaliśmy, śpiewając na całe gardło każdą z dziesięciu piosenek. Dużo miłości okazywali rodzice wytrzymując te wszystkie nasze "artystyczne" wyziewy. Do dzisiaj słuchając "Chiquitity" bądź "Kisses Of Fire", stają mi przed oczyma kadry z tamtego do domu powrotu. Cudowne chwile, jakich upływający czas na szczęście nie zamazał.
Cieszę się z nadchodzącej Abby. Zupełnie, jakbym miał być tego piątym uczestnikiem. I jeśli chcecie, pomerdam ogonem. Wieść o powrocie najlepszego w dziejach muzyki pop kwartetu, podziałała na mnie odświętnie. To jak zasiąść w loży honorowej.
Teraz chwilka lizusostwa. Niesamowita frajda Panie wyspiarski Andrzeju, otrzymany od Pana w podarku Yusuf/Cat Stevens "Tea For The Tillerman²", rewelacyjny. Cóż za fantastyczne wersje piosenek na tej zremake'owanej płycie. A już "Wild World", z genialnym klarnetem, to coś, czego nie mogę się nasłuchać. Wczoraj piosenkę zapętliłem i słuchałem przez ponad godzinę - i nadal mi mało. Brawo Yusuf/Cat, brawo Andrzej z Zielonej Wyspy, brawo dla wielkiej muzyki, brawo Ty.
Jak widzicie, Nawiedzone przebiegało na bogato, bo przecież jeszcze skromne obchody 6-rocznicy albumu Riverside "Love, Fear And The Time Machine" (w mojej opinii najlepszy!), pokoncertowe reminiscencje z Dopiewa, kontynuacja rarytasów, bądź mniejszych oczywistości z obozu Marka Knopflera, także zachęta do dokonywanych właśnie winylowych reedycji kanadyjskiej Sagi, a i na domiar dobrego rocka, bombowy gitarzysta bośniackich Divlje Jagode, Sead Lipovača - ukrywający się pod przydomkiem Zele. Na jego pierwszym solo albumie "Magic Love", maestro niekiedy pierzasty - szczególnie w instrumentalach - choć dużo częściej słusznie zadziorny, co przynosi splendor jugosłowiańskiemu heavymetalowi.
Niedawne do krainy ciemni i głuszy odejście Rona Bushy'ego, mogłem opatulić tylko jednym utworem - "In-A-Gadda-Da-Vida". Siedemnaście obłędnych psychodelic'rockowych minut, z niekiedy kanonadowym perkusyjnym popisem Bushy'ego. Utworem, który na kompaktach, winylach oraz kasetach, zamieszkuje w ponad trzydziestu milionach domów.
Zaraz po zakończonej audycji, od słuchacza Radosława, otrzymałem messengera, w którym tak oto zapisane: "Rewelacyjne zakończenie audycji tym perkusyjnym akcentem i hołdem dla Bushy'ego! Myślę, że jedno z najlepszych zamknięć audycji w historii Nawiedzonego Studia, a na pewno odkąd słucham!!! Podjarałem się jak dzieciak, naprawdę..." - pisownia oryginalna. Dziękuję w imieniu Rona oraz własnym. Jak widać, miłą korespondencję też otrzymuję.
Do usłyszenia ...
P.S. Odeszli Tomasz Knapik oraz Jean-Paul Belmondo. Obaj w swoich dyscyplinach niedoścignieni.
P.S. 2. Deep Purple harują nad nowym studio albumem. Niech harują, oby z równie dobrym - co na "Whoosh" - skutkiem.
a.m.
NIGHT RANGER "ATBPO" (2021)
- Can't Afford A Hero
- Bring It All Home To Me
CRUZH "Tropical Thunder" (2021)
- Tropical Thunder
- Paralyzed
KRZYSZTOF CUGOWSKI "50/70 Moje Najważniejsze" (2020)
- Intro
- Sen O Dolinie - {Bill Withers cover}
- Młode Lwy
- Memu Miastu Na Do Widzenia
IRON MAIDEN "Senjutsu" (2021)
- Darkest Hour
- Hell On Earth
ABBA "Voulez-Vous" (1979)
- Chiquitita
ABBA "The Album" (1977)
- Move On
RAY WILSON "The Weight Of Man" (2021)
- Mother Earth
- I, Like You
- Golden Slumbers - {The Beatles cover}
SAGA "The Beginner's Guide To Throwing Shapes" (1989)
- Starting All Over
NITRATE "Renegade" (2021)
- Dangerzone
- Why Can't You Feel My Love
YUSUF / CAT STEVENS "Tea For The Tillerman²" (2020)
- Wild World
- Sad Lisa
- Father And Son
ZELE "Magic Love" (1993)
- She's Gone
- Life Story
- Maida
THE KILLERS "Pressure Machine" (2021)
- Pressure Machine
JOHNNY CASH "Johnny 99" (1983)
- Highway Patrolman - {Bruce Springsteen cover}
- Johnny 99 - {Bruce Springsteen cover}
THE NOTTING HILLBILLIES "Missing... Presumed Having A Good Time" (1990)
- Railroad Worksong
- Your Own Sweet Way
- Will You Miss Me?
DIRE STRAITS "Calling Elvis" (1991) MAXI CD
- Millionaire Blues - {nagranie spoza albumu "On Every Street"}
IRON BUTTERFLY "In-A-Gadda-Da-Vida" (1968)
- In-A-Gadda-Da-Vida
RIVERSIDE "Love, Fear And The Time Machine" (2015)
- Addicted
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę, godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub www.afera.com.pl
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"