wtorek, 3 sierpnia 2021

patriotycznym okiem

Dawno miałem napisać, ale coś nie było okazji. Ostatnio się narodziła, lecz na moim fm trochę nie wypada - to raz, a dwa - po takim wywodzie na pewno byśmy się już nigdy nie usłyszeli.

Lubimy pomniki. Lubimy, prawda? Nieważne - świętych czy poległych, byle tylko cierpiących. Z czcią napawamy polską dumę wygodnymi nam historycznie rocznicami wojen lub powstań (milczymy natomiast, gdy byliśmy lub okazujemy się łajdakami). Jednocześnie z pierzastą lekkością uzurpujemy sobie prawo do wszelakich męczeństw ponad inne narody. Jesteśmy w tym najlepsi. Brak nam tylko medali, ponieważ te przemiennie w Tokio zgarniają chinole, amerykańce i japońce. Reszta im tylko czyści buty. A, że w sporcie akurat niewiele znaczymy, w muzyce jeszcze gorzej, tak więc znaleźliśmy sobie trzeci sektor - martyrologię. W niej tkwimy w czubie tabeli. Nikt nam nie podskoczy. Zresztą, niech by tylko spróbował.
Ostatnio, co na Facebooku pojawia się jakaś dla mnie podpowiedź, z naprowadzeniem na: "polub tę stronę", to nic, tylko kolejne sztandary, szarfy, ołtarzyki, bądź kolumny maszerującego równym krokiem dobra, w opaskach Polski Walczącej. Coraz wyraźniejszego symbolu współczesnego Polaka, ale tego Polaka lepszego. Uwolnionego ze stref LGBT, przynależnego najbardziej zaszczytnym stadionowym trybunom, na których fryzury spoza penitencjarnego jeża grożą z falangi wpierdolem. Ale być tam to przywilej i zbyt wielu by chciało. Harują więc ziomkowie u tego na górze. Głównie o lepsze traktowanie, gdy na każdego z owych rycerzyków nadejdzie czas. Bo to przecież dobrzy ludzie. Oni nawet, jeśli coś spierdolą i znienawidzą, to w najbliższą niedzielę klękną i modlitwą przeproszą, a raz w miesiącu nawet przy konfesjonale dospowiadają. Naprawdę dobrzy ludzi. Tak dobrzy, że o ja pierniczę. Bóg, honor, ojczyzna - aż ciarki przechodzą. O kurczątko, byle tylko nikomu, z tych trzech podstaw naszej egzystencji, nigdy niczego nie zabrakło.
Kompletny Polak tylko z kompletem tego trójsłowia. Inny to pedał, zwyrol, komuch, złodziej, żyd. Ten ostatni to szczególny jebaniec, prawda? Michnik, ooo, to dobry przykład. Żeby tylko zdychał w męczarniach i smażył się w piekle. Ach, no i ten Tusk - niemiecka gnida. No gnida gnida, a jakże, przecież prawdziwy Polak jada tylko polskie kebaby. Zapamiętaj Masłowski, gnido ty jedna.
W takim więc kraju żyję. Żyję i nadal pragnę go kochać, ponieważ to jednak wciąż mój kraj i żaden inny go nie zastąpi. Mój kraj, moje wspomnienia, moje pozostawione w nim najlepsze lata, a to w żaden sposób niewycenialne. I jedno pewne, nie odbierze mi tego żaden lepszy ode mnie pisior czy konfederat. Mało tego, o zgrozo, nie dam też sobie wetknąć polskiego ładu, żadnej przyjaźni z Madziarami, tym bardziej z arcybiskubem Jędraszewskim. Wszystko to i wszystkich ich mogę co najwyżej wetknąć w dupę. I jeszcze jedno, codziennie zmywam ze swego ciała ten nasz odwieczny gen męczeństwa, jakże mile u moich rodaków doglądany okiem mości nam panującej władzy. Na szczęście każda władza też kiedyś się kończy. Przeminie, pójdzie w zapomnienie, albo pod trybunał. Nawet, jeśli zaraz zlikwidują złowrogie TVN, a później Wyborczą, by kolejnym krokiem, u każdego fryzjera, w pociągu czy bibliotece, zasrali nas Gościem Niedzielnym, Gazetą Polską oraz błyskotliwą trollowską prozą mistrza Rafała Ziemkiewicza lub Marcina Wolskiego. Nie wiem, który lepszy. Oboje w dziedzinie literackich psycholi szczytują.
Nie uda wam się. Nie macie szans, gluty jedne. Nikomu do tej pory nic podobnego u nas przeszło, nie dacie rady i wy. Bo wiecie co, pośród tych chujowych Polaków, nigdy nie brakowało też tych, którzy nie na pokaz, a w domyśle noszą orła tam, gdzie jego miejsce - w sercu. 

a.m.