niedziela, 1 sierpnia 2021

gęsia skórka

Słucham najnowszych Clan Of Xymox i coś nie potrafię wyszukać przynajmniej jednego AlbumMomentu, jakiegoś punktu zaczepienia, czegoś, co mną potrząśnie. Po równym torze jedzie Ronny Moorings. Jak by się bał przeskoczyć zwrotnicą. A może wreszcie znalazłby jakiś pokręcony szlak - bardziej zawiły, kręty, niepewny, mniej oczywisty. 
Całe to "Limbo" jakieś takie bezpieczne, asekuranckie i ogólnie nieszkodliwe. Taka witamina C. Niby ważna, a jednak zawsze bez smaku. Podobnie, jak niegazowana Nałęczowianka. Ta też jak najbardziej spełnia niesioną misyjność, wszak nawadnia, a jednak w smaku niezmiennie chujowa. Gdy się więc "Limbo" nareszcie skończyło, wzięło mnie na relaks, a potem długie ziewnięcie. Bo, choćbyśmy zaplanowali w pojedynkę i przy grzmotach niebios noc, przy dogasającej świecy oraz trzeszczących stropach i chyboczącym parkiecie, "Limbo" za nic nie postraszy, nie rozśmieszy i przy okazji nie wzmoże apetytu na jeszcze. Jedynie w Bolkowie zasieje postrach. No, ale tam zawsze obowiązkowa gęsia skórka.
Powiem Wam moi Drodzy, z przyzwyczajenia kupuję każdą nową płytę Clanów, a później i tak jedynie powracam do ich debiutu, "Medusy", a najchętniej do "Twist Of Shadows". Pierwszej w dorobku Niderlandczyków dokonanej bez przedrostka "Clan Of". I na tym, dla dobra nas wszystkich, w ogóle cała sprawa powinna się zakończyć.
Pomimo wszystko zabiorę "Limbo" na Rocha. Niech postraszy studio, a być może odtwarzacze ze strachu też się nie zająkną.


Igrzysk nie śledzę, ale zdaje się, o tym pisałem. Niemniej po cichu trochę kibicuję tym naszym harpunom.  Za wyjątkiem Klepackiej. Ale tej pani przecież i tak już nie ma. I tak po prawdzie, w przyzwoitości nigdy nie było. Jej osiągnięcia są równie peryferyjne, co zakodowany w tym pustym łbie brak empatii wobec ludzkich odmienności. Niech ją zatem maszt ściąga do jakiegokolwiek naturalnego ostrówka głupców.
Na razie Polacy dwa medale. Nie za dużo, przyznacie. Slogan "produkt polski" wije się raczej kiepską rekomendacją. Jedynie w najnowszej telewizyjnej kampanii niemieckiego Lidla zapewniają, że polskie to jednak najlepsze. Czyżby i Lidla dopadła obawa przed kolejnym spektakularnym nalotem agrounijnego walczaka Kołodziejczaka? - oj, wszak to jeszcze większa cholera niż Lepper. Sukcesywnie napiętnowane jego osobą Biedronki chętnie się z kimś podzielą. 
Gdybym trzymał się motta: "dobre, bo polskie", na bank miałbym najgorszą płytową kolekcję w całej Unii, a i rzecz jasna poza nią. Nasza polskość jednak coraz ostrzej w modzie, więc nie przeszkadzam.

Dzisiejsze nasze spotkanie, z bardzo jednak niepolskim graniem, musi nam wystarczyć na dwa tygodnie - za tydzień pauzuję. Niekiedy dobrze wszystko zostawić za sobą - i w nieznane.

Do usłyszenia o 22-giej na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
Przygotowałem kilka rajców, zapraszam!

a.m.