poniedziałek, 5 lipca 2021

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 4- na 5 lipca 2021 / Radio "Afera" - 98,6 FM Poznań








"NAWIEDZONE STUDIO
z niedzieli na poniedziałek, z 4- na 5 lipca 2021 - godz. 22.00 - 2.00
 
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl 


realizacja i
prowadzenie: Andrzej Masłowski

 

Euro 2020 + 1 w rozstrzygającej fazie. Już dawno odpadła cała grupa śmierci - nie ma więc Francuzów, Niemców oraz Portugalczyków, ponadto bye bye usłyszeli Belgowie, Chorwaci czy spodziewani autsajderzy, jak Czesi czy Ukraińcy. Na domiar piękna futbolu ostali się Włosi (cóż za mecz z Belgami!) - nawet jeśli przesadnie symulują, i tak ich kocham. Do tego, mało tym razem porywający, acz jednak jakoś przebrnąwszy przez wszystkie szczeble turnieju Hiszpanie, plus ambitni i zaskarbiający chyba wszystkich sympatie Duńczycy oraz zahartowani w boju i chcący tym razem jakby coś szczególniej udowodnić Anglicy. I tylko szkoda, że ta jakże smakowita potrawa rozchodzi się w jeszcze łapczywym tempie, a nam pozostały już tylko trzy mecze. W tym miejscu jednak ugryzę; od dawna nie pojmuję, dlaczego na Euro nie rozgrywa się meczu o brąz, z przydziału darując go obu przegranym półfinalistom. Przecież ten jeden mecz byłby takim mini tortem, a i granatnikiem dodatkowych emocji, plus rzecz jasna satysfakcją dla wyrywającego brąz triumfatora. Smuci, że tym razem mało przytomny, a w swej piłkarskiej historii pełen rezonu Pan Platini, nie wprowadził nuty rozsądku do tej jakże pięknej imprezy. W zamian rozrzucił ją po jedenastu mocno od siebie oddalonych stadionach, z m.in. kompletnie absurdalną miejscówką w Azerbejdżanie. Kraju bez piłkarskich tradycji, na wręcz azjatyckim zadupiu, w dodatku oferując zainstalowany w Baku sześćdziesięciotysięcznik, na którym choć obecnie może zasiąść połowa widzów, to ostatecznie dotarła połowa z możliwych. Na domiar azerskiej gościnności panuje tam upiorny dla środkowego Europejczyka klimat, z piekielnymi temperaturami oraz wilgotnością wyciskającą siódme poty. Takie decyzje sieją w mej wyobraźni nieczyste pole działania, z podejrzeniem o korupcyjne ruchy pod decydującym blatem.
Niesprawiedliwe, że oglądając całą tę imprezę ominie mnie jednak najważniejsze - finał. Ale cóż, nikt niczego nie obiecywał, za to ja niegdyś złożyłem przysięgę muzycznej misji i tego muszę się trzymać.
A co na pozafutbolowym moim poletku? Ano jak zawsze muzycznie, choć jakby ostatnio z paroma dodatkowymi zamartwieniami w tle. Moją Munduś w najbliższy czwartek oczekuje operacja, natomiast jednego z moich "very close personal friend" trapią poważne problemy z trzustką i w środę o wszystkim zawyrokuje rezonans. Dlatego tych trochę muzycznych radości jakże teraz potrzebnych.
Wakacyjne edycje Nawiedzonego Studia stoją gwarancją muzyki, na jaką nie znajduję czasu w pozostałych trzech czwartych roku. Zapewniam, pragnąłbym tego matematycznego ułamka jak najwięcej. Okazuje się, iż moi Słuchacze wcale nie reagują najentuzjastyczniej na nowości. Niemal grobowa cisza po emisji najnowszych koncertowych wydawnictw Kansas oraz Pink Floyd, ale też, ku memu zaskoczeniu, zero poklasku po dwóch znakomitych kawałkach Kenta Hilliego. Za to od razu wyrósł mym oczom przeciwny biegun, który nie pozwolił oderwać się od pochwał względem albumu Van-Zant "Van-Zant", przy czym LeRoux "So Fired Up" także doceniono. To dla mnie sukces. Cieszy, iż kontynuacja wykopalisk z mojej kolekcji, czyli albumy dotąd nieprezentowane, mają sens.
Szczypta starego rocka też chyba nikomu nie zaszkodziła. Zupełnie obecnie niemodne archeo progrockowe rytmy wciąż znajdują niemałą rzeszę sympatyków. Dlatego warto było do torby zapakować "dwójkę" zachodnich Berlińczyków z Birth Control (album "Operation") plus momentami niesamowitą płytę ex-tekściarza Cream, Pete'a Browna i jego odlotowych Piblokto. Prawdziwa gruba ryba na muzycznych wodach. No i jakże pomysłowa okładka, z tonącymi modelami Concorde'a oraz Mauretanii, którym towarzyszą jakieś pływające grzanki z fasolą. Gitarowo-perkusyjna sekcja, niekiedy podbarwiona saksofonem lub melotronem, a całość zagrana z pasją oraz z cudownie zachowanymi, acz dzisiaj już zgrzybiałymi melodiami, których nalotu i tak nie chce się zdzierać. Jednak, by nagrywać tego typu rzeczy, trzeba było mieć nie tylko fantazję, ale być w sprawę w pełni zaangażowanym. I ta płyta jest przykładem punktu wyjścia dla tych, którzy w muzyce postrzegają więcej, niż tylko zwyczajną chęć zysku. W zasadzie to samo można napisać o Birth Control. O zespole, którego wczesne płyty były absolutnie potężne. A już szczególnie zaprezentowane na moim nocnym paśmie, krautrockowe "Operation". No i ponownie ekstra okładka. Jakże trafnie nawiązująca do nazwy grupy - Birth Control - kontrola urodzeń, czyli sztuczne regulowanie poczęć ludzkich. Na okładce (autorstwa Heinza Doffleina, tego od m.in. Electric Sandwich czy Grobschnitt) robal pożerający niemowlęta, i w tym momencie należy zerknąć na okładkowy rewers, gdzie cały ten proces błogosławi ówczesny papież Paweł VI. Chociaż nie wiem, czy to aby na pewno on. Wszak te okulary kojarzą mi się bardziej z Piusem XII, jednym z najobrzydliwszych ludzi kościoła, któremu przyszło urzędować w czasie hitleryzmu, i który przyzwalał złu, jednocześnie okazywaną kolaboracją pieczętując się z tamtą ideologią. Zostawmy jednak tego pana, niech jego kości wykruszają się do wyblakłych o nim kart niepamięci. Najważniejsza muzyka, a działo się tutaj potężnie dużo. Prog rock o hardrockowej mocy, z sekcją gitarowo-perkusyjno-organową oraz kapitalnie i ze sporym przejęciem śpiewającym Bruno Frenzelem. To jedna z tych płyt starego rocka, bez której w każdej płytowej kolekcji łyso. Trzeba mieć i basta. Na jej poczet bez bólu można odpuścić np. jakiś siedemnasty koncertowy CD Deep Purple, bądź inny, zazwyczaj mało przydatny niskojakościowy bootleg, nawet jeśli dotyczy on najbardziej wielbionego wykonawcy. Właśnie takimi tytułami polecam wzbogacać płytotekę. A przecież jeszcze muszę w tym miejscu dorzucić, iż zapodane na samym wstępie audycji trzy numery Epitaph, to również classic'rockowe nuty, z ust formacji świętującej w ubiegłym roku pięćdziesięciolecie.
Musnęliśmy także o zawsze letnie Miami - wyrazem tego Peter Cetera (z Davidem Gilmourem na gitarze) oraz Jan Hammer. Również ogromną frajdą było "pocelebrowanie" trzydziestych rocznic dwóch genialnych płyt - Alice Cooper "Hey Stoopid" oraz Tom Petty And The Heartbreakers "Into The Great Wide Open". Słowami nie wyrażę, co dla mnie znaczą. Podobnie, jak nie zamierzam się z nikim licytować na ilość ich odtworzeń. W 1991 roku oba te albumy zamęczałem do białych rowków, a przecież wcześniejszego Alice'a Coopera "Trash" wciąż obstawiam w gronie życiówek, podobnie jak opublikowanego w 1989 roku Toma Petty'ego "Full Moon Fever". I strasznie mi głupio, że tej właśnie pozycji nie uczciłem lśniącą trzydziestką przed dwoma laty. Dajcie wiarę, wszyscy moi kompanii, koledzy, przyjaciele, ludzie obserwujący mą ówczesną fascynację Tomem Pettym, mogliby w tym właśnie miejscu na me zapewnienia zarzucić potwierdzeniem, co działo się z Nawiedzonym, kiedy nosiła nim ta konkretna muzyka.
I tak właśnie przebiegała cała audycja, pod znakiem moich dawnych i aktualnych fascynacji, a kiedy, gdzieś w okolicach drugiej pomyślałem, że na bank wszyscy śpicie, raptem ktoś, a potem ktoś drugi i trzeci zauważyliście, jak pięknie koją Caravan oraz równie karawanowy Jan Schelhaas. No i, jak do poduszki rokendroluje Colin Bass (tutaj suplementem względem ubiegłej niedzieli mój drugi mini hołd dla zmarłego ostatnio Wojtka Karolaka).
Teraz zorientowałem się, jak bardzo zagalopowałem, zupełnie nie wspominając o kolejnych odsłonach najnowszych płyt Bonfire oraz Quinna Sullivana. O nich jednak rozpisałem się co nieco w minionych tygodniach, a i prorokuję dalsze ich wystąpienia w nadchodzącym czasie.
Kiedy już po wszystkim nareszcie dotarłem do domu, gdzieś przed trzecią w nocy zajrzałem jeszcze do telefonu, bo wypada przecież odpisać na kilka ostatnich dobranocek, ale też kilku co ciekawskim dopisać nazwę Uriah Heep. Zespołu, który zakończył nasze spotkanie, notabene świetnie scoverowanym "Lifeline" (z oryginalnych objęć LeRoux).
Dużo muzyki, jak zawsze w moim przekonaniu tylko wspaniałej i jeszcze lepszej. I tylko w tyle głowy zawieszona złość, że znowu tak okrutnie na parę innych tematów zabrakło czasu.
Do usłyszenia ...


EPITAPH "Five Decades Of Classic Rock" (2020)
- What's Going On - {Taste cover}
- Albatross - {Fleetwood Mac cover}
- Love Child - {wersja z albumu "Long Ago Tomorrow" /2019/} - kompozycja jeszcze z czasów preDomain'owej grupy Kingdom

BONFIRE "Roots" (2021)
- Under Blue Skies

ALICE COOPER "Hey Stoopid" (1991) - 30-lecie albumu {premiera 2 lipca 1991}
- Hey Stoopid
- Dangerous Tonight
- Might As Well Be On Mars

KENT HILLI "The Rumble" (2021)
- The Rumble (Never Say Die)
- Don't Say It's Forever

VAN-ZANT "Van-Zant" (1985)
- 2+2 - {RPM cover}
- She's Out With A Gun
- I'm A Fighter - {kompozycja Jimi Jamison / Mandy Meyer}

LeROUX "So Fired Up" (1983)
- Turning Point
- Lifeline

TOM PETTY AND THE HEARTBREAKERS "Into The Great Wide Open" (1991) - 30-lecie albumu {premiera 2 lipca 1991}
- Learning To Fly
- All Or Nothin'
- Into The Great Wide Open
- Out In The Cold

QUINN SULLIVAN "Wide Awake" (2021)
- Strawberry Rain

KANSAS "Point Of Know Return - Live & Beyond" (2021)
- Point Of Know Return - {San Diego, California, 4 kwietnia 2019}
- Paradox - {Tucson, Arizona, 2 kwietnia 2019}
- Nobody's Home - {Knoxville, Tennessee, 22 lutego 2020}

JAN HAMMER "Escape From Television" (1987)
- Crockett's Theme

PETER CETERA "One More Story" (1988)
- You Never Listen To Me - {gościnnie na gitarze DAVID GILMOUR}

PINK FLOYD "Live At Knebworth 1990" (2021)
- The Great Gig In The Sky - {wokaliza CLARE TORRY}
- Money - {na saksofonie CANDY DULFER}

PETE BROWN & PIBLOKTO "Thousands On A Raft" (1970)
- Thousands On A Raft
- Station Song Platform Two

BIRTH CONTROL "Operation" (1971)
- Pandemonium
- Just Before The Sun Will Rise

JAN SCHELHAAS "Ghosts Of Eden" (2018)
- Die Tryin'

CARAVAN "Paradise Filter" (2013)
- The Paradise Filter

COLIN BASS "As Far As I Can See" (1998) - singiel
- Poznań Pie - {m.in. na gitarze ANDY LATIMER, na Hammondach WOJTEK KAROLAK}

URIAH HEEP "Raging Silence" (1989)
- Lifeline - {LeRoux cover}






















Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę, godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub www.afera.com.pl
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"