NICK CAVE
"Idiot Prayer: Nick Cave Alone At Alexandra Palace"
(BAD SEED LTD.)
****
Ten mroczny Australijczyk, jak mało kto potrafi wyśpiewać ból. I czyni to bez wspomagających fajerwerków, błysków fleszy czy laserów. Możemy tego właśnie doświadczyć uczestnicząc w odbiorze jego najnowszego, a jednocześnie pozbawionego publiczności koncertu, jaki odbył się w lipcu bieżącego roku w jednej z zamaszystych (choć nie największych przecież) komnat Alexandra Palace w Londynie. Najpierw "show" poprzez internetowe łącza dostąpili nabywcy specjalnych biletów, później rzecz przerzucono do kin, a na końcu drogi całość trafiła do powszechnego domowego użytku.
Ponad dwadzieścia kompozycji, i w zasadzie wyłączając rock'garażowy okres The Birthday Party, otrzymujemy pełen przekrój dokonań Nicka Cave'a (oczywiscie tego z The Bad Seeds), przemierzając od ejtisowego albumu "Your Funeral... My Trial" (utwory "Sad Waters" i "Stranger Than Kindness"), aż po najświeższe ubiegłoroczne "Ghosteen" ("Galleon Ship" czy "Waiting For You" - cóż za utwór - "twoja dusza jest moją kotwicą, ona nigdy nie prosi o zbawienie"), plus jeszcze premierowe "Euthanasia".
Jakże nowej jakości nabierają wszystkie znane dotąd piosenki ze śpiewnika tego diabolicznego odpowiednika Leonarda Cohena. A więc, i te wybuchowe, jak choćby zapisana relacja na linii ojciec i syn w "Papa Won't Leave You, Henry", bądź pełne napięcia "The Mercy Seat" - rzecz o facecie przeznaczonym na krzesło elektryczne. Jakże sugestywnie Cave próbuje za sprawą tego songu wymusić w nas miłosierdzie, jednocześnie zrywając z zasadą: oko za oko. Bo przecież, jeśli istnieje Jezus Chrystus, wątpliwe by wymagał od nas zemsty. Podobnie też jawią się nowe szaty piosenek, czy to z okresu "The Boatman's Call" ("Brompton Oratory", "(Are You) The One That I've Been Waiting For?", "Black Hair" bądź "Far From Me") czy w intencjonalnie nastrojowej płycie "The Good Son" (które tutaj reprezentuje "The Ship Song"). Ale też wszystkich pozostałych nagromadzonych tu nagrań, które konsekwentnie kontynuują pełną goryczy atmosferę ostatnich dwóch płytowych dokonań Cave'a ("Skeleton Tree" oraz "Ghosteen"), jaka zadomowiła się w nim po śmierci syna (Arthura) przed pięcioma laty.
Słuchając rozłożonego na dwie płyty "Idiot Prayer", zdałem sobie jednocześnie sprawę o mierności całego tego współczesnego rocka gotyckiego, któremu do przykucia uwagi nie starcza peleryn, świec i cmentarzysk, natomiast Cave'owi potrzeba jedynie pełnego zadumy, bądź niekiedy wznoszącego się po granice lamentu głosu, plus fortepianu. Instrumentu, z którego przez cały spektakl krwawi.
A.M.