środa, 2 grudnia 2020

LUNATIC SOUL "Through Shaded Woods" (2020)



 

 

LUNATIC SOUL
"Through Shaded Woods"
(MYSTIC)

****

 

 

Na poprzednim "Under The Fragmented Sky", w dużym stopniu było elektronicznie, teraz dla odmiany zrobiło się folkowo. A jednak to wciąż "lunatyczny" rock, w tym znajome w dorobku Lunatic Soul buszowanie po kręgach życia i śmierci, jakie lider Riverside - Mariusz Duda, stworzył na solowym gruncie już ładnych "parę" lat temu. To Artysta lubiący historie ludzi uwięzionych, czy to w czterech ścianach, czy też w sobie, tym samym jego najnowsze przedsięwzięcie nie ograbi nas choćby o kapkę z wytyczonego wcześniej szlaku.
"Through Shaded Woods" jest opowieścią o kimś, kto umiera, tym samym trafia do kręgów spoza życia, po czym jednak do tego życia powraca. A więc, odradza się. Jednak, gdy ponownie staje na niwie życia, popada w depresję. No i ten okładkowy las ma właśnie za zadanie symbolizować osobiste lęki i traumy naszego bohatera. Musi on przez ten las przejść, by dostąpić święta jasności.
"Through Shaded Woods" to coś, co stanowi za podróż, od swego mrocznego początku po pozytywne zakończenie, a jest nim widoczny na frontach okładki rytualny taniec duchów w lesie. Najprawdopodobniej radosny, pomimo okowów mroku.
Mariusz Duda, choć dawno już przylgnął do Warszawy, wywodzi się przecież z północno-wschodniego Węgorzewa, gdzie w młodości bywał otoczony jeziorami, tym samym wypełniającymi ich akwen żeglarzami, do tego jako bywalec pobliskich barów, nigdy nie unikał kontaktów z regionalizmem bądź nawet repertuarem pirackich pieśni, w tym także okolicznych folkowych imprez z udziałem zespołów pieśni i tańca. Wzmocniło to wszystko w nim folk-muzyczne oblicze płynące z tej niegórzystej części Polski. Dlatego też omawiana płyta zawiera akcenty folkowe, nie takie spodziewane w świecie, w stylu Dead Can Dance, Clannad, Mike'a Oldfielda czy nawet RealWorld'owego Petera Gabriela, ani też z południa naszego kraju, gdzie w muzyce nieodzowne skrzypce i góralskie chichoty. Rock-folk Mariusza Dudy wywodzi się z warmińsko-mazurskich jezior i lasów, jakże odległych od niepomiernie bardziej spopularyzowanych dotąd w świecie wzniesień skandynawskich czy brytyjskich.

Dużo pięknej muzyki na "Through Shaded Woods", pomimo iż na zegarowej tarczy nieprzekraczającej bariery czterdziestu minut. Otrzymujemy sześć wielobarwnych kompozycji, z zapewnieniem nieburzenia nastroju ewentualnymi niepowołanymi dźwiękami. Szczególnie udana druga część płyty. Nie sposób oderwać się od niesamowitego budowania napięcia w przecudownym "The Fountain", bądź pełnego kontrastów "Summoning Dance", ale też podszytego rytualną nutą "Oblivion". Te trzy nagrania okrywają mnie dumą, a jeszcze czwarta lokata albumu na rock-metalowej liście w Zjednoczonym Królestwie, to przecież kolejny sygnał, że Polak także potrafi. Dołożę słówko, bowiem warto również uważniej zaczepić ucha na subtelnie wciśniętym w tło "Navvie" akordeonie (bądź instrumencie zręcznie go imitującym) oraz na tytułowym "Through Shaded Woods". Ciekawie w jego drugiej fazie wypadł jakby uszkodzony wokal Mariusza Dudy - drżący, zniekształcony, trochę jak w ściągniętym ze strychu rozregulowanym magnetofonie, nietrzymającym sygnału z równie sfiksowanej kasety.
Pełna niespodzianek kolekcja rytmów i barw, czego dostarczycielem człowiek sympatyzujący po jednej linii z metalem, folkiem, elektroniką czy zwykłym piosenkowym popem. A więc kimś otwartym na muzykę, otwartym na życie, ludzi, emocje, doznania. A ktoś taki nie ma prawa zanudzić.

A.M.