Wymiana wrogich spojrzeń, omijanie każdego z osobna, zupełnie, jakby każdy przypominał gówno. Tak obecnie wygląda egzystencja nas wszystkich - gdziekolwiek. Nie tylko w pomieszczeniach zamkniętych, ale i na dworze, czy jak krakusy wolą, na polu.
Wyobraźmy sobie sytuację, że kichniemy komuś naprzeciwko, a ten ktoś za kilka dni zachoruje i jednocześnie zapamięta naszą twarz. Znienawidzi ją po grobową deskę, a nie weźmie pod uwagę opcji, że zaraził go chwilę wcześniej jego lubiany osiedlowy aptekarz. W chwili obecnej każdy scenariusz wydaje się możliwy. Paskudnie możliwy. Dlatego przyda nam się trochę empatii, a więc raczej ciepłych wymian spojrzeń, zamiast skomasowanej wrogości. Media nakręciły spiralę strachu. Po części słusznie, albowiem uświadomiły zagrożenie, jednak w pakiecie zapomniały dorzucić pierwiastka ciepła wobec nas wszystkich.
Wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Wszystkich nas obowiązują te same zasady i każdemu z osobna panująca zaraza zagląda z tym samym wdziękiem w oczy. I nie oczerniajmy tych, którzy nie chcą zostać w domu, bo jednak odpowiedzialnie wybierają spacery, takie z dala od ludzkich skupisk. Chodząc do spożywczaka, do apteki czy drogerii, a już tym bardziej do roboty, narażamy siebie i innych o wiele bardziej na ewentualne kłopoty. I nie łudźmy się, że jest inaczej. Nie jest więc tak, że idziemy po poranne ser, gazetę i bułki, po czym wracamy niewinnie do domu, następnie barykadujemy się, i od tego momentu żyjemy spokojnie. Bo oto właśnie pani kasjerka przed chwilą załapała owe paskudztwo, a wydając nam resztę z tych bułek, serka i gazety, przekazała nam je z równym wdziękiem, co przed chwilą podarowano jej. Tak funkcjonuje ten łańcuszek.
Jeden z moich znajomych jest absolutnie przekonany, że przebywając ze swoją pracownicą we własnym biurze, a po pracy spotykając się już tylko z najbliższymi (którzy przecież też spotykają się ze swymi najbliższymi), minimalizuje ryzyko niemal do zera. On nawet nie bierze pod uwagę, że jedna osoba jest tak samo niebezpieczna jak ewentualnych innych pięćset. Rzecz jasna, rachunek prawdopodobieństwa stwarza pewne okoliczności, jednak jeśli masz bracie pecha, schowaj sobie jego zasady w zad.
Wczoraj w magazynie "Rolling Stone" wyłapałem, iż klawiszowiec Bon Jovi, David Bryan, ma pozytywny wynik na koronawirusa. I właśnie go przechodzi, czując się coraz lepiej. Niech jego przypadek nie zachęca do zbagatelizowania sprawy, a jednak niech "zoptymizuje", że oto, jeśli nie mamy kontaktu z osobami starszymi lub zdrowotnie osłabionymi, a sami też cieszymy się zdrowiem jako takim, możemy nie czuć większych obaw. Wobec nich oraz nas samych.
Cytując Davida Bryana: “I’ve been sick for a week and feeling better each day. Please don’t be afraid!!! It’s the flu not the plague.” Tak więc, można mieć do tego też i takie podejście, choć oczywiście zdaje sobie sprawę, że w otaczającej pandemii strachu, trudno będzie przyjąć je przez większość z nas za dobrą monetę. Udostępniłem więc ten artykuł na moim Facebookowym profilu ponieważ lubię faceta, a jednocześnie, by pokazać sens niezamykania się na tylko jedno myślenie. Zachowajmy więc rozsądek, umiar i szacunek wobec tego skurwiałego wirusa, który pokomplikował życie nam wszystkim, a wielu innym odebrał.
Bardzo ryzykuję tym, co właśnie napisałem, albowiem istnieje możliwość, że nie wszyscy należycie odczytają me intencje.
Ktoś zapytał, czy się boję? Oczywiście. Oczywiście, że się boję. Ale nie o siebie, albowiem w moim przypadku, jako ciśnieniowcu i cukrzykowi, i tak niewiele przecież już pozostało, ja boję się o innych. O ludzi bliskich i najbliższych. O tych, których kocham i bez których mój świat byłby uboższy. Niekiedy wręcz trudny do zaakceptowania. Tak, tego boję się przede wszystkim.
Cierpię, ponieważ nie jestem typem domatora. Lubię kontakty towarzyskie, lubię spacery, lubię usiąść w KFC czy McDonaldzie, a także poszperać w którymś ze sklepów z kompaktami, a teraz jeszcze wypadałoby kupić nowe buty na wiosnę, jakąś kurtkę (i nie poprzez internet), a i niebawem odwiedzić fryzjera. Dużo potrzeb, a wariant jeden - siedź w domu.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
Wyobraźmy sobie sytuację, że kichniemy komuś naprzeciwko, a ten ktoś za kilka dni zachoruje i jednocześnie zapamięta naszą twarz. Znienawidzi ją po grobową deskę, a nie weźmie pod uwagę opcji, że zaraził go chwilę wcześniej jego lubiany osiedlowy aptekarz. W chwili obecnej każdy scenariusz wydaje się możliwy. Paskudnie możliwy. Dlatego przyda nam się trochę empatii, a więc raczej ciepłych wymian spojrzeń, zamiast skomasowanej wrogości. Media nakręciły spiralę strachu. Po części słusznie, albowiem uświadomiły zagrożenie, jednak w pakiecie zapomniały dorzucić pierwiastka ciepła wobec nas wszystkich.
Wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Wszystkich nas obowiązują te same zasady i każdemu z osobna panująca zaraza zagląda z tym samym wdziękiem w oczy. I nie oczerniajmy tych, którzy nie chcą zostać w domu, bo jednak odpowiedzialnie wybierają spacery, takie z dala od ludzkich skupisk. Chodząc do spożywczaka, do apteki czy drogerii, a już tym bardziej do roboty, narażamy siebie i innych o wiele bardziej na ewentualne kłopoty. I nie łudźmy się, że jest inaczej. Nie jest więc tak, że idziemy po poranne ser, gazetę i bułki, po czym wracamy niewinnie do domu, następnie barykadujemy się, i od tego momentu żyjemy spokojnie. Bo oto właśnie pani kasjerka przed chwilą załapała owe paskudztwo, a wydając nam resztę z tych bułek, serka i gazety, przekazała nam je z równym wdziękiem, co przed chwilą podarowano jej. Tak funkcjonuje ten łańcuszek.
Jeden z moich znajomych jest absolutnie przekonany, że przebywając ze swoją pracownicą we własnym biurze, a po pracy spotykając się już tylko z najbliższymi (którzy przecież też spotykają się ze swymi najbliższymi), minimalizuje ryzyko niemal do zera. On nawet nie bierze pod uwagę, że jedna osoba jest tak samo niebezpieczna jak ewentualnych innych pięćset. Rzecz jasna, rachunek prawdopodobieństwa stwarza pewne okoliczności, jednak jeśli masz bracie pecha, schowaj sobie jego zasady w zad.
Wczoraj w magazynie "Rolling Stone" wyłapałem, iż klawiszowiec Bon Jovi, David Bryan, ma pozytywny wynik na koronawirusa. I właśnie go przechodzi, czując się coraz lepiej. Niech jego przypadek nie zachęca do zbagatelizowania sprawy, a jednak niech "zoptymizuje", że oto, jeśli nie mamy kontaktu z osobami starszymi lub zdrowotnie osłabionymi, a sami też cieszymy się zdrowiem jako takim, możemy nie czuć większych obaw. Wobec nich oraz nas samych.
Cytując Davida Bryana: “I’ve been sick for a week and feeling better each day. Please don’t be afraid!!! It’s the flu not the plague.” Tak więc, można mieć do tego też i takie podejście, choć oczywiście zdaje sobie sprawę, że w otaczającej pandemii strachu, trudno będzie przyjąć je przez większość z nas za dobrą monetę. Udostępniłem więc ten artykuł na moim Facebookowym profilu ponieważ lubię faceta, a jednocześnie, by pokazać sens niezamykania się na tylko jedno myślenie. Zachowajmy więc rozsądek, umiar i szacunek wobec tego skurwiałego wirusa, który pokomplikował życie nam wszystkim, a wielu innym odebrał.
Bardzo ryzykuję tym, co właśnie napisałem, albowiem istnieje możliwość, że nie wszyscy należycie odczytają me intencje.
Ktoś zapytał, czy się boję? Oczywiście. Oczywiście, że się boję. Ale nie o siebie, albowiem w moim przypadku, jako ciśnieniowcu i cukrzykowi, i tak niewiele przecież już pozostało, ja boję się o innych. O ludzi bliskich i najbliższych. O tych, których kocham i bez których mój świat byłby uboższy. Niekiedy wręcz trudny do zaakceptowania. Tak, tego boję się przede wszystkim.
Cierpię, ponieważ nie jestem typem domatora. Lubię kontakty towarzyskie, lubię spacery, lubię usiąść w KFC czy McDonaldzie, a także poszperać w którymś ze sklepów z kompaktami, a teraz jeszcze wypadałoby kupić nowe buty na wiosnę, jakąś kurtkę (i nie poprzez internet), a i niebawem odwiedzić fryzjera. Dużo potrzeb, a wariant jeden - siedź w domu.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"