piątek, 14 lutego 2020

w rzeczywistości i jej oderwaniu

we wczorajszym obiektywie
Piękne w minioną środę pożegnanie Romualda Lipko. Łamiący głos Budkowego Tomka Zeliszewskiego wyrażał wieloletnią przyjaźń pomiędzy oboma muzykami. Inna sprawa, tyle warte twe życie, ile nad grobem łez.

Burke Shelley w środku

Smucą wieści z obozu Budgie. Pogorszył się stan zdrowia Burke'a Shelleya, i w zasadzie lider Papużek nadaje się pilnie pod nóż. Jednak nic z tego. Zlokalizowany u niego kolejny tętniak nie zrobił na basiście/wokaliście Budgie odpowiedniego wrażenia, skoro z obawy o ewentualne uszkodzenie kręgosłupa, a w konsekwencji inwalidztwo (wiem, dzisiaj mawiamy niepełnosprawność), odmówił operacji. Oto, co Burke odpowiedział lekarzom: „Lekarze poinformowali mnie, że mam kolejnego tętniaka. Krytycznego, tym razem w wyższej aorcie. Jest tam od ponad sześciu miesięcy. Powiedzieli, że muszą go operować natychmiast, lecz powiedziałem: nie. W przyszłym miesiącu obchodzić będę 70-urodziny, chcę więc żyć tym, co mi jeszcze pozostało, a nie zostać kaleką. Wierzę w Boga i nie martwię się o to, dokąd zmierzam. Pójdę, kiedy On zdecyduje mnie zabrać, a tymczasem będę kontynuować to, co chcę. Proste.".


Zmarł amerykański pianista jazzowy Lyle Mays. Muzyk obozu Pata Metheny'ego, którego lubię, jak też samego Maysa, który fantastycznie zagrał na wielu płytach Pata. Wystarczy wspomnieć kompozycję "San Lorenzo" - z pierwszego LP Metheny'ego "Pat Metheny Group" (1978). Chyba nie ma osoby w okolicach mego rocznika, która nie kojarzyłaby tego 10-minutowego tematu. W latach osiemdziesiątych jego początek wykorzystano do zajawki "Wieczoru Płytowego" - audycji nadawanej w II programie PR, w każdą niedzielę o 21.20. Czyste piractwo, ale wówczas prawo zezwalało na emitowanie całych płyt. Piękne pianino Maysa było swego rodzaju wizytówką niedzielnych wieczorów, i tak też kojarzy mi się ten utwór do teraz. Ale, w ogóle płyta wspaniała. Mamy jeszcze na niej, m.in. "Phase Dance" - utwór wizytówka ekipy Pat Metheny Group, który grupa latami grywała na swych koncertach, jak też hołd za życia złożony basiście Weather Report, Jaco Pastoriusowi. A to za sprawą odpowiednio zatytułowanego, 5,5-minutowego "Jaco". Przypomnę, Jaco Pastoriusa pobito na śmierć w 1987 roku, a stało się to po jednym z występów, kiedy muzyk postanowił dokończyć dzień w jednym z klubów, w którym wdał się w bójkę, i oberwał tak, że pomimo długiego szpitalnego leczenia, zmarł. Jaco był zawadiaką, zaczepnikiem, choć na scenie grał z wyczuciem, elegancko i nastrojowo.
Lyle'a Maysa usłyszymy na wielu płytach Pata, lecz ja szczególnym sentymentem darzę "Secret Story" (1992). Słuchałem jej niegdyś codziennie, i to przez wiele tygodni. Lyle zagrał tu w dwóch nagraniach - "Facing West" oraz "Sunlight". Czyste piękno. Kto do tej pory nie miał okazji, polecam nadrobić. Płyta nieustannie w handlu dostępna, a nawet przed laty ukazała się kolejna jej edycja, wzbogacona o kilka nagrań. Ja cały czas jednak pielęgnuję tę pierwszą - i niech tak zostanie. 
Ogromna strata dla muzyki. Kolejne paskudne choróbsko silniejsze od kruchego ludzkiego organizmu. 

Z wieści radośniejszych... Swoje 70-tki ukończyli Steve Hackett oraz Peter Gabriel. Ex-Genesis'owy Stefek w minioną środę, zaś jego dawny zespołowy kolega Piotr, dzień później. Obu Panom Nawiedzone Studio życzy piękniejszej rzeczywistości od skrywanych marzeń. 

Wczoraj 50-tkę świętował albumowy debiut Black Sabbath "Black Sabbath". Minionej niedzieli posłuchaliśmy z niego "Evil Woman", ale niewykluczone, że nie uniknę poprawin.

Na koniec, transkrypcja niesamowitej Oscarowej mowy Joaquina Phoenixa, którą najlepiej posłuchać wraz z kilkoma wplecionymi filmikami: „ ... myślę, że zostaliśmy za bardzo oderwani od świata przyrody i patrzymy na niego jedynie z własnej perspektywy - żyjąc w przekonaniu, że jesteśmy w centrum wszechświata. Wchodzimy do świata przyrody i plądrujemy go bez względu na jego zasady oraz dostępne zasoby. Czujemy się uprawnieni do sztucznego zapłodnienia krowy, a gdy ta urodzi młode, kradniemy je, chociaż jej cierpienia i bólu nie da się nie zauważyć. Następnie zabieramy mleko, które jest przeznaczone dla jej cielęcia i wlewamy je do naszej kawy oraz płatków... i myślę, że boimy się coś w sobie zmienić, bo wydaje nam się, że musimy coś poświęcić, z czegoś zrezygnować... ”.

Patrząc na ten świat, a najczęściej na najbardziej interesujące mnie polskie podwórko, wiele dostrzegam, choć coraz mniej pisuję. Dlaczego? Bo mnie też zawsze jakaś wesz zaatakuje. Ale powiem Wam Kochani, nie wolno milczeć. Nie wolno dawać przyzwolenia złu - jakiemukolwiek. Na znęcanie się nad zwierzętami, na panoszący hejt, na wszechobecną agresję, często o nuklearnej sile rażenia. Jakim prawem uzurpujemy sobie kierowanie losem zwierząt? Nie ma na to zgody. Mojej. Nie ma też zgody na niszczenie demokracji oraz coraz agresywniejszą dewastację sądów. Musimy iść dalej niż nienadążające za przyzwoitością mózgi Joachima, Zbigniewa, Mariusza czy Adriana. I nie uśmiechajmy się równie żałośnie, co Mateusz, jak też nie dłubmy w nosie środkowym palcem, co Joanna, której natura pryszcza z przeznaczeniem na zad kapryśnie wybrukowała na jej twarzy. Pamiętajmy zarazem, zło zawsze do nas wróci.
Mówcie, skandujcie, buntujcie się. Nie dajcie sobie zamknąć ust. Najgorsze te wszystkie milczki. Ich obojętność czyni jeszcze więcej szkód, ponieważ po cichu dają przyzwolenie złu. Szanuję nieobojętność. Świadczy ona o tym, że mamy jajca. Tchórze jedynie dokładają cegieł kapitałowi zła. 


wczorajsza jubilatka



Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"