REVOLUTION SAINTS
"Rise"
(FRONTIERS)
***
Ekipa dowodzona przez byłego - od lat czynnie śpiewającego - perkusistę Journey czy Bad English, a aktualnie równocześnie bębniącego w odmiennych stylistycznie The Dead Daisies, Deena Castronovo, zaliczyła świetny start (debiutancki album z 2015 roku palce lizać), po czym, z co dwuletnią systematycznością zaczęła obniżać loty. Znamy syndrom "dwójek", czyli boleści drugich albumów, które nie potrafią utrzymać potęgi wysokolotnych debiutów. Rewolucyjni Świętoszkowie też wpadli w te sidła. Choć przyznam, że na poprzednim "Light In The Dark" kilka kawałków wciąż broniło honoru grupy, stojąc na straży jej wysokich możliwości. I o umiejętnościach poszczególnych muzyków też nie ma co deliberować, wszak sami z nich perfekt wyjadacze (gitarzysta Doug Aldrich - dotąd m.in. w Dio czy Whitesnake, oraz basista Jack Blades - znany z Bad English, a przede wszystkim jeden z filarów Night Ranger), sprawa raczej rozbija się o zmęczenie materiału. Nie ma też mowy o odejściu od witalnego, pomimo iż nieco zmiękczonego hard rocka, wszak to też wydaje się niezagrożone. Po prostu skończyły się kompozycje, ciekawe pomysły, wywietrzały patenty na atrakcyjniejsze melodie. Na trzecim "Rise" wiele cierpi i nic nie potrafi przebić wyrosłego muru niemocy. Oby tylko niemocy chwilowej, bowiem wciąż w nich wierzę. Jednocześnie uspokajam, najprawdopodobniej mówimy o chwilowym kryzysie, nie o wiarołomstwie. Tak po prawdzie, broni się tutaj tylko jedna piosenka - "Talk To Me". Jedyna mająca potencjał i jakąś świeżość. Być może jej wyjątkowości przysłużyła się mało rozpoznawalna, acz temperamentna Luna Akire, której asystujący śpiew wobec Deena Castronovo dodał jakiegoś
swoistego uroku. Chce się tego posłuchać raz, drugi, trzeci... a i czwarty też nie zaszkodzi. Widzę nawet tę melodię w galerii najlepszych zdobyczy Castronovo ostatnich lat. A to już coś. Dobry z tego punkt zaczepiania, dający pewną nadzieję, a i niepozwalający odpuszczać słabiej na dzień dzisiejszy prezentującym się pozostałym nagromadzonym tu songom, spośród których na odrobinę uwagi zasługują jeszcze: "When The Heartache Has Gone", "Price We Pay" oraz "Coming Home". To jednak zbyt mało. Myślałem, że nawet gdy dopadnie ich niemoc, skrywają większe rezerwy bogactwa. Jest jeszcze niecodziennej urody ballada "Eyes Of A Child". Krótka, nieco minorowa, z pianinem, gitarą akustyczną, smyczkami i odpowiednio skrojonym pod wytworzoną atmosferę solennym śpiewem Deena - zdaje się, chyba naprawdę to jego głos. Występująca pod nr 5 piosenka "Closer", już tylko zwyczajnie dobra, a więcej w zakresie ballad na "Rise" nie napotkamy.
Albumowy tytuł "Rise" najprawdopodobniej odnosi się do otrzepania z kurzu problemów, jakich Castronovo narobił w ostatnim czasie na gruncie prywatnym. Teraz muzykowi potrzebne będzie jeszcze "rise again" - takie w zakresie atrakcyjności kolejnego repertuaru, na który liczę za około dwa lata. Tymczasem, nie kopmy opon z wściekłości, bo jak głosi klasyk: jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie.
P.S. Na plus wychodzi także ładna okładka.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"