Myślałem, że wyzdrowieje. Ufałem, że trzyma się dzielnie. Liczyłem ujrzeć go jeszcze na scenie, posłuchać nowych piosenek, które wydawało się, że przecież tworzy z taką lekkością.
A jeszcze nie dalej, jak w minioną środę, przyglądałem się przyklejonemu na ulicznym słupie - przy ul. Strzeleckiej - plakatowi, zachęcającemu do odwiedzin Budki Suflera najbliższego 1 marca w poznańskim klubie B17. Na tym nie koniec, dwa dni wcześniej, podczas podróży do Berlina, także nie ominął nas z Tomkiem Ziółkowskim temat Budki. Rozmawialiśmy o obecnym stanie grupy, a ja wyrażałem niezadowolenie z aktualnego tribute-bandowego kształtu, w czym konfliktował memu spojrzeniu obecny wokalista.
Smucił też fakt powstałego niedawno sporu na linii Lipko-Cugowski. Ale to już sprawa wygasła, nie mówmy o tym. Nie warto. Pomyślmy, jaką Romuald Lipko był piękną postacią polskiej muzyki. Wybitną na ziemi naszej, a i wobec wymiaru międzynarodowego. Choć może im dalej, tym mniej rozpoznawalną.
Właśnie zbieram piosenki na najbliższą niedzielę, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że kilku posłuchamy. Nachodzi mnie jednak taka refleksja, człowiek tworzył całe życie, a skończy się na oficjalnym pożegnaniu podczas jednej audycji. Później będą już tylko suplementy. Tyle warte życie. Wierzę jednak, że o Panu Romku zapomnieć się nie da. Bo nie sposób omijać jego twórczości, która wydaje się wryta w nasz narodowy kręgosłup. Pomimo, iż używanie terminu "narodowy", w ostatnich latach niejednokrotnie dźwiga wydźwięk pejoratywny.
Nie będę wypisywać tytułów najsłynniejszych piosenek czy przywoływać wykonawców, z którymi Pan Romek współpracował. Każdy z nas to wszystko wie, a jeśli nawet nie, od tego książkowe encyklopedie i spore regały płyt, zaś dla mniej wymagających spłycony internet. Pozwolę sobie jednak zaznaczyć, iż ceniłem jegomościa potężnie. Bo choć, zdecydowanie niewiele prezentuję w swych audycjach polskich wykonawców (zapewne świetnie czynią to inni), a jeszcze mniej wyróżniam ich na blogu, mam jednak w sercu bardzo wielu, przy czym Romuald Lipko to widok z góry najwyższej.
Pokochałem jego umiejętności wraz z zakupieniem w 1978 roku drugiej płyty Budki "Przechodniem Byłem Między Wami". Płytę dopadłem w osiedlowej księgarni na Boninie, na którym mieszkaliśmy z siostrą Elą oraz Rodzicami (tak, przez duże "R") do kwietnia 1980 roku. Do dzisiaj posiadam tamten egzemplarz. Bez przymusu wczułem się i jednocześnie polubiłem "Pieśń Niepokorną", choć z "Pożegnaniem z Cyganerią" problem doskwierał mi przez długie lata.
Wszyscy wówczas zapewniali o słabości tego albumu wobec debiutanckiego "Cienia Wielkiej Góry", którego za nic nie szło nigdzie zdobyć. Nakład wyczerpany, a i nawet na czarnym rynku prawie się nie pojawiał. A jeśli już, to w cenach płyt Black Sabbath czy Led Zeppelin. A jak pamiętamy, w tamtych czasach chyba każdy wolał jednak wydobyć taką kupę szmalu na produkt światowy niż na nasz, nawet najlepszy. Takie było myślenie i nie analizujmy teraz tego dogłębnie. Jakoś niewytłumaczalnie, często polskie było gorsze - i ja też w to wierzyłem. Choć dzisiaj to akurat fakt. Dlatego na zapoznanie się z debiutem przyszło trochę poczekać, zaś na otarcie łez nacieszyć singlem "Z Dalekich Wypraw", który w sklepach jakoś bywał, a jednocześnie stanowił za mini wyciąg do przywołanego LP-debiutu.
Jakoś tak na przełomie mej podstawówki a ekonomicznego liceum, wymienił się w Budce fotel wokalny. Odszedł Cugowski, przyszedł Czystaw, i zaczęło się nowe rozdanie. Niewinny czas Janka Borysewicza, który zanim na łonie Lady Pank w procenty się zaopatrzył, harował z Budką, że hej. Mamy go więc na przymusowo zrealizowanym olimpijskim tryptyku - obok równocześnie na życzenie komunistycznych władz sprokurowanych "dzieł" Skaldów oraz Breakoutów - albumie "Na Brzegu Światła". Wówczas płyta wydała mi się koszmarnie zła, czego konsekwencją lekko nadwyrężyła się w moich oczach wielkość Lipki, lecz po chwili nadeszła kapitalna "Ona Przyszła Prosto z Chmur" plus siłą rozpędu przebojowe "Za Ostatni Grosz". To ostatnie, przyozdobione okładką z papieru z odzysku i równie symbolicznym tytułem, co też adekwatnym projektem graficznym. Na tych dwóch długograjach wszystko już było na swoim miejscu, choć Romuald Czystaw postawił inne warunki śpiewania niż niemal operowy Krzysztof Cugowski. Moje pokolenie uwielbiało tę płytę. Mieli ją chyba wszyscy gramofoniarze, a kochał niemal cały naród. I tę płytę Budka miała w planach przypomnieć nadchodzącego 1 marca w klubie B17, suplementując jej krótki czasowy dystans piosenkami z "Ona Przyszła Prosto z Chmur", plus wybranymi przebojami. Byłby to piękny koncert, szczególnie dla tych, którzy pomimo splotu ostatnich nieprzychylnych zdarzeń, nie zwątpili w aktualny team, co mnie jednak się przydarzyło.
Romek Lipko, to nie tylko Pan Budkowy, bo i przecież spłodził cztery płyty z Urszulą, półtorej ze Zdzisławą Sośnicką, dwie albumowe piosenki z przeukochaną Anią Jantar, do tego także kilka mniej spopularyzowanych z nieodżałowaną Ireną Jarocką, a i sporo innych. Miałem nie wymieniać, a jednak trudno się powstrzymać. Musiałem, wszak boję się, że dla przeważającej siły narodu, w jego analfabetyzmie względem chłonności prawdziwej sztuki, pozostanie tylko przesadnie gloryfikowana "Jolka", której delikatnie mówiąc, nie cierpię. Ale to raczej zasługa pana śpiewającego, nie kompozytora.
Oto, co na Facebooku napisał Krzysztof Cugowski: "Odszedł Wielki - Kompozytor, Muzyk, Przyjaciel....
Żegnaj Romku...".
Budka Suflera, tak oto tuż po pierwszej w nocy, i też na Facebooku:
A jeszcze nie dalej, jak w minioną środę, przyglądałem się przyklejonemu na ulicznym słupie - przy ul. Strzeleckiej - plakatowi, zachęcającemu do odwiedzin Budki Suflera najbliższego 1 marca w poznańskim klubie B17. Na tym nie koniec, dwa dni wcześniej, podczas podróży do Berlina, także nie ominął nas z Tomkiem Ziółkowskim temat Budki. Rozmawialiśmy o obecnym stanie grupy, a ja wyrażałem niezadowolenie z aktualnego tribute-bandowego kształtu, w czym konfliktował memu spojrzeniu obecny wokalista.
Smucił też fakt powstałego niedawno sporu na linii Lipko-Cugowski. Ale to już sprawa wygasła, nie mówmy o tym. Nie warto. Pomyślmy, jaką Romuald Lipko był piękną postacią polskiej muzyki. Wybitną na ziemi naszej, a i wobec wymiaru międzynarodowego. Choć może im dalej, tym mniej rozpoznawalną.
Właśnie zbieram piosenki na najbliższą niedzielę, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że kilku posłuchamy. Nachodzi mnie jednak taka refleksja, człowiek tworzył całe życie, a skończy się na oficjalnym pożegnaniu podczas jednej audycji. Później będą już tylko suplementy. Tyle warte życie. Wierzę jednak, że o Panu Romku zapomnieć się nie da. Bo nie sposób omijać jego twórczości, która wydaje się wryta w nasz narodowy kręgosłup. Pomimo, iż używanie terminu "narodowy", w ostatnich latach niejednokrotnie dźwiga wydźwięk pejoratywny.
Nie będę wypisywać tytułów najsłynniejszych piosenek czy przywoływać wykonawców, z którymi Pan Romek współpracował. Każdy z nas to wszystko wie, a jeśli nawet nie, od tego książkowe encyklopedie i spore regały płyt, zaś dla mniej wymagających spłycony internet. Pozwolę sobie jednak zaznaczyć, iż ceniłem jegomościa potężnie. Bo choć, zdecydowanie niewiele prezentuję w swych audycjach polskich wykonawców (zapewne świetnie czynią to inni), a jeszcze mniej wyróżniam ich na blogu, mam jednak w sercu bardzo wielu, przy czym Romuald Lipko to widok z góry najwyższej.
Pokochałem jego umiejętności wraz z zakupieniem w 1978 roku drugiej płyty Budki "Przechodniem Byłem Między Wami". Płytę dopadłem w osiedlowej księgarni na Boninie, na którym mieszkaliśmy z siostrą Elą oraz Rodzicami (tak, przez duże "R") do kwietnia 1980 roku. Do dzisiaj posiadam tamten egzemplarz. Bez przymusu wczułem się i jednocześnie polubiłem "Pieśń Niepokorną", choć z "Pożegnaniem z Cyganerią" problem doskwierał mi przez długie lata.
Wszyscy wówczas zapewniali o słabości tego albumu wobec debiutanckiego "Cienia Wielkiej Góry", którego za nic nie szło nigdzie zdobyć. Nakład wyczerpany, a i nawet na czarnym rynku prawie się nie pojawiał. A jeśli już, to w cenach płyt Black Sabbath czy Led Zeppelin. A jak pamiętamy, w tamtych czasach chyba każdy wolał jednak wydobyć taką kupę szmalu na produkt światowy niż na nasz, nawet najlepszy. Takie było myślenie i nie analizujmy teraz tego dogłębnie. Jakoś niewytłumaczalnie, często polskie było gorsze - i ja też w to wierzyłem. Choć dzisiaj to akurat fakt. Dlatego na zapoznanie się z debiutem przyszło trochę poczekać, zaś na otarcie łez nacieszyć singlem "Z Dalekich Wypraw", który w sklepach jakoś bywał, a jednocześnie stanowił za mini wyciąg do przywołanego LP-debiutu.
Jakoś tak na przełomie mej podstawówki a ekonomicznego liceum, wymienił się w Budce fotel wokalny. Odszedł Cugowski, przyszedł Czystaw, i zaczęło się nowe rozdanie. Niewinny czas Janka Borysewicza, który zanim na łonie Lady Pank w procenty się zaopatrzył, harował z Budką, że hej. Mamy go więc na przymusowo zrealizowanym olimpijskim tryptyku - obok równocześnie na życzenie komunistycznych władz sprokurowanych "dzieł" Skaldów oraz Breakoutów - albumie "Na Brzegu Światła". Wówczas płyta wydała mi się koszmarnie zła, czego konsekwencją lekko nadwyrężyła się w moich oczach wielkość Lipki, lecz po chwili nadeszła kapitalna "Ona Przyszła Prosto z Chmur" plus siłą rozpędu przebojowe "Za Ostatni Grosz". To ostatnie, przyozdobione okładką z papieru z odzysku i równie symbolicznym tytułem, co też adekwatnym projektem graficznym. Na tych dwóch długograjach wszystko już było na swoim miejscu, choć Romuald Czystaw postawił inne warunki śpiewania niż niemal operowy Krzysztof Cugowski. Moje pokolenie uwielbiało tę płytę. Mieli ją chyba wszyscy gramofoniarze, a kochał niemal cały naród. I tę płytę Budka miała w planach przypomnieć nadchodzącego 1 marca w klubie B17, suplementując jej krótki czasowy dystans piosenkami z "Ona Przyszła Prosto z Chmur", plus wybranymi przebojami. Byłby to piękny koncert, szczególnie dla tych, którzy pomimo splotu ostatnich nieprzychylnych zdarzeń, nie zwątpili w aktualny team, co mnie jednak się przydarzyło.
Romek Lipko, to nie tylko Pan Budkowy, bo i przecież spłodził cztery płyty z Urszulą, półtorej ze Zdzisławą Sośnicką, dwie albumowe piosenki z przeukochaną Anią Jantar, do tego także kilka mniej spopularyzowanych z nieodżałowaną Ireną Jarocką, a i sporo innych. Miałem nie wymieniać, a jednak trudno się powstrzymać. Musiałem, wszak boję się, że dla przeważającej siły narodu, w jego analfabetyzmie względem chłonności prawdziwej sztuki, pozostanie tylko przesadnie gloryfikowana "Jolka", której delikatnie mówiąc, nie cierpię. Ale to raczej zasługa pana śpiewającego, nie kompozytora.
Oto, co na Facebooku napisał Krzysztof Cugowski: "Odszedł Wielki - Kompozytor, Muzyk, Przyjaciel....
Żegnaj Romku...".
Budka Suflera, tak oto tuż po pierwszej w nocy, i też na Facebooku:
"Romuald Lipko nie żyje.
Dnia 6 lutego koło północy, po przegranej walce z nowotworem, odszedł Romuald Lipko, jeden z najwybitniejszych kompozytorów polskiej muzyki rozrywkowej końca XX i początku XXI w., współtwórca i kreator zespołu Budka Suflera, autor wielu wielkich polskich przebojów.
Z ogromnym żalem i smutkiem zawiadamiają Rodzina i przyjaciele z zespołu Budka Suflera.".
A jeszcze przed chwilą wychwyciłem Urszulę: "Bardzo smutna wiadomość😢Dziś w nocy, odszedł wspaniały muzyk, kompozytor, przyjaciel 😢 Romuald Lipko".
Niedawno zmarł Jerzy Janiszewski, znany dziennikarz, a i Budkowy mentor plus zespołowy sympatyk. W ostatnim czasie Lublin przelewa sporo łez, choć dla reszty Polski też ich nie zabraknie.
Romku Lipko, dzięki Ci za wszystkie popełnione w niebiańskim tonie kompozytorskie "grzechy". Nawiedzone Studio zawsze będzie po Twojej stronie.
Będę sławić dobre imię Romka Lipko po grobową deskę nawet, gdy jakość muzyki sięgnie dna. A później już tylko kurz i pył.
A teraz pędź Kochaniutki do świata lepszego ...
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
Dnia 6 lutego koło północy, po przegranej walce z nowotworem, odszedł Romuald Lipko, jeden z najwybitniejszych kompozytorów polskiej muzyki rozrywkowej końca XX i początku XXI w., współtwórca i kreator zespołu Budka Suflera, autor wielu wielkich polskich przebojów.
Z ogromnym żalem i smutkiem zawiadamiają Rodzina i przyjaciele z zespołu Budka Suflera.".
A jeszcze przed chwilą wychwyciłem Urszulę: "Bardzo smutna wiadomość😢Dziś w nocy, odszedł wspaniały muzyk, kompozytor, przyjaciel 😢 Romuald Lipko".
Niedawno zmarł Jerzy Janiszewski, znany dziennikarz, a i Budkowy mentor plus zespołowy sympatyk. W ostatnim czasie Lublin przelewa sporo łez, choć dla reszty Polski też ich nie zabraknie.
Romku Lipko, dzięki Ci za wszystkie popełnione w niebiańskim tonie kompozytorskie "grzechy". Nawiedzone Studio zawsze będzie po Twojej stronie.
Będę sławić dobre imię Romka Lipko po grobową deskę nawet, gdy jakość muzyki sięgnie dna. A później już tylko kurz i pył.
A teraz pędź Kochaniutki do świata lepszego ...
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"