wtorek, 11 lutego 2020

BLIND EGO - "Preaching To The Choir" - (2020) -









BLIND EGO
"Preaching To The Choir"
(GENTLE ART OF MUSIC)

***





Pragnienie pozyskania osobistej przestrzeni oraz ucieczka od podstawowych zajęć w RPWL dopomogło niegdyś Kallemu Wallnerowi - gitarzyście tej grupy - w utworzeniu alternatywnego Blind Ego. Muzyk potrzebował nowego pola manewru, narzucenia własnej intensywności, by po kres swych dni nie tkwić w zespole, któremu przypisuje się jednoznaczną rolę spadkobierców Pink Floyd.
Czwarty studio album - "Preaching To The Choir" - przynosi porcję muzyki na tyle niejednoznacznej, iż trudno podczepić jej wymiar pod konkretny dział. Pewne też, iż "Preaching To The Choir" nie ma zbyt wiele wspólnego ze wspomnianymi RPWL, a jeszcze bardziej z Pink Floyd czy całą neo-prog otoczką, ubitą z piany dokonań Marillion lub Camel - gdyby ktoś takiego grania tutaj się spodziewał. Nie oznacza jednak, że sympatycy przed chwilą wymienionych grup, nie docenią i nie przygarną wysiłku Blind Ego. Pomimo, iż gitary Kallego Wallnera oraz Juliana Kellnera, z zasady bywają ostrzejsze i brudniejsze, a ich atmosfera trafnie współgra z przybrudzonym głosem Scotta Balabana. Dlatego nie szukajmy na tej płycie choćby jednego czystego dźwięku. W swoim czasie niejaki John Mitchell (muzyk m.in. Areny czy It Bites) próbował podobnego prog rocka w skonstruowanym przez siebie The Urbane, lecz to już czasy zamierzchłe, a on sam szybko pojął, że takie granie tłumów nie przyciąga.
Otwierające płytę pięcio- i półminutowe "Massive" balansuje pomiędzy heavy metalem a niefiligranowym, wręcz szorstkim prog-rockiem. Ale da się też dostrzec szczątkowe sympatyzowanie z Tool, Dream Theater czy schyłkowymi Rush. Inna sprawa, że bez ambicji dorównywania ich maestrii. I już od tego momentu wiemy, czego spodziewać się na pozostałym terytorium albumu. Nie znajdziemy tu baśniowej aury, ani też wirtuozerskich manewrów, gdyż całość aspiruje ku prostszym i czytelniejszym formom. Tytułowe "Preaching To The Choir" również wydaje się tworem z tego samego ciasta. I dopiero wybrane na singiel "Burning Alive" afiszuje się nieco swobodniejszą, na pół/radiową melodią. Co nie oznacza, że i jej refren nie ma ochoty w przestrzeń wystrzelić. Takiej mniej więcej aktywności spodziewajmy się aż po finałowe, najdłuższe w zestawie, wielowątkowe, ośmio- i półminutowe "The Pulse". Zawarto tu całkiem interesującą elektroniczną pointę, na której tle Kalle Wallner czyni delikatne gitarowe fuzy, i jest to najbardziej melancholijny albumowy fragment. Przy czym dodam, iż osobiście bardziej przekonały mnie dwie inne, znacznie prostsze piosenki, co przebojowa "In Exile" oraz jej albumowa sąsiadka, dla odmiany nastrojowa "Heading For The Stars".
Album "Preaching To The Choir" niczego w nas nie odmieni. Nie wstrząśnie, nie zakołysze, nie przytłoczy, chyba też i nie rozweseli, choć można go posłuchać więcej niż raz. Szczególnie, gdy zapragniemy na moment odstawić pieszczotliwe gitarowe solówki, których nadmiar na wielu płytach neo-prog-konkurentów niejednokrotnie stanowi za kwintesencję uprawianego stylu.
Nie znajdziemy tu pór roku, tym bardziej kolorów na nadchodzącą wiosnę. Ta muzyka, choć może nie tak makabryczna, jak albumowa okładka, najlepiej jednak czuje się w barwach sepii.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"