wtorek, 20 sierpnia 2019

IAN GILLAN with DON AIREY BAND and ORCHESTRA - "Contractual Obligation #2 - Live in in Warsaw" - (2019) -









IAN GILLAN with DON AIREY BAND and ORCHESTRA
"Contractual Obligation #2 - Live in in Warsaw"
(EDEL)

***1/2






Ilość koncertowych wydawnictw Deep Purple, bądź wszelakich projektów zbitych z muzyków związanych z tą grupą, może przyprawiać o zawrót głowy. Gdyby więc każdy wielbiciel tej zacnej grupy zadeklarował nabywanie kompletu sukcesywnie pojawiających się nowinek oraz w sukurs im dobijających historycznych wykopalisk, musiałby na ich rzecz zrezygnować ze słuchania czegokolwiek innego. I zapewne "Contractual ...", z powyższego powodu byłby kolejnym w mym żywocie albumem "purple-live" do odpuszczenia, gdyby nie drzemiąca z tyłu głowy chęć zarzucenia uchem na całkiem nieodległy występ mistrzunia Gillana w naszej Stolicy. Tym bardziej, że do jego wciąż dobrego głosu, wówczas dobiła jeszcze Orkiestra Akademii Beethoven'owskiej - pod batutą Stephena Bentleya-Kleina, a i Hammondowy wirtuoz, a jednocześnie "purpurowa" brać, w osobie Dona Aireya.
Opublikowany właśnie 2-płytowy album stanowi za rejestrację występu Gillana w warszawskiej Progresji, co miało miejsce w dniu 19 listopada 2016 roku.
Sporo tu przewidywalnego repertuaru, w którego ramy wbite nieśmiertelne "Demon's Eye", cover Joe Southa "Hush", "Perfect Strangers", "Lazy" - z m.in. wplecionym Mazurkiem Dąbrowskiego, "Strange Kind Of Woman", "Pictures Of Home", "When A Blind Man Cries", nieco nowsza "Anya" i orientalizujące "Rapture Of The Deep", plus jeszcze młodsze "Hell To Pay" czy jakże pasujące pod akademię zaproszonej tu orkiestry, oparte na IX Symfonii Beethovena, a wyjęte z dorobku Rainbow, "Difficult To Cure". Pomiędzy nimi buszują rzeczy mniej oczywiste, jak odmłodzony, choć świetny solowy kawałek grupy Gillan "No More Cane On The Brazos" jak też wskrzeszonych Ian Gillan And The Javelins, króciutki "You're Gonna Ruin Me Baby" - z gościnnym wokalnym wtrętem córki Iana, Grace Gillan.
Opinię podziwu wyrażam na podstawie świadomie zakupionego tylko materiału fonicznego, którym jestem przyjemnie zaskoczony. Jeśli zatem faktycznie żaden magik niczego w studio nie dokomponował, nie wkleił, nie przyciął i nie dośpiewał, to Gillan tamtego wieczoru autentico tkwił w absolutnie rześkiej kondycji. W ostatnich latach różnie bywało z jego dyspozycją, dlatego tym bardziej zapewniam, iż w owej zatroskanej kwestii tym razem w głosie Gillana rozciągały się niemal Pola Elizejskie. Podobnie nieźle szusował Don Airey, tradycyjnie tnąc wióry spod Hammond-klawiatury, zaś mająca nad wszystkim kontrolę orkiestra była tylko o błysk szprychy w cieniu nazwisk dwojga tu dowodzących. I choć nie trawię żadnych, zazwyczaj drętwych unplugged'tów, jak też miksowania rocka z nadętą atmosferą filharmonii, tak też wobec tej drugiej przypadłości, na szczęście dobrze wyważono tu menisk. Zarówno orkiestra, jak też okazjonalne żeńskie wokalizy, nie wznoszą się ponad przypisaną im asystencję. Jest dobra komunikacja, zaś Ian Gillan, który nawet jeśli nie jest już profesorem śpiewu, jak w czasach "Made In Japan", to przynajmniej aktualnego doktorstwa wciąż nikt mu nie odbierze.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"