BONFIRE
"Legends"
(AFM RECORDS)
*****
Ci niemieccy hard-rockersi poszli w bezczelną amerykańską komercję, a brakiem nowych wyzwań stanął im na drodze pomysł nagrania ławicy coverów. Poza tym, ich wciąż jeszcze w miarę nowy wokalista Alexx Stahl skrywa w sobie głos motorycznie jednostajny, który w porywach jest jedynie wyblakłą kopią Lou Gramma oraz Dave'a Bicklera. Na domiar wszystkiego, nad całością wtóruje przeciętna sekcja rytmiczna, a zawartość dziełka stanowią popłuczyny po Toto, Robin Beck i Deep Purple. Zapewne niejedne tego typu wynaturzenia usłyszycie od skórojadów obitych ćwiekami, dla których metal, to jedynie Metallica oraz Slayer. Dlatego chrzańcie te bzdury i niczym przelatujący nad drzewami gołąb spuśćcie na ich głosicieli całą nadwyżkę własnego bagażu.
"Legends" zawiera 32 przeróbki, na których skomasowanie potrzebne były dwie kompaktowe płyty. I choć Bonfire zafundowali nam już w tym roku album z premierowymi kawałkami, dobrej zabawy nigdy nie dość. Bo skoro udało się pozyskać nieco legend do wspólnego podczas koncertów świętowania (m.in. Joe Lynn Turner, Bobby Kimball, Phil Mogg, Geoff Tate, ...), idealnym tego następstwem było zrealizowanie odpowiedniego albumu. Choć akurat kolejność w tym przypadku była odwrotna. I powstała rzecz do takiego słuchania, że najlepiej tegoż walory scharakteryzowałby tekst kawałka "Party" Oddziału Zamkniętego: "... zróbmy więc prywatkę, jakiej nie przeżył nikt, niech sąsiedzi walą, walą, walą do drzwi, sztuczne ognie niech się palą, palą, a Ty, tańcz i wino pij, niech cały wiruje świat...". Albowiem, po raz kolejny dowiedziono, że przy żadnej muzyce nie ma takiego ukontentowania dla ciała i duszy, co stoi za przyczynkiem rocka.
Szefujący całemu omawianemu przedsięwzięciu gitarzysta Hans Ziller właśnie trafił w samo serce tarczy. Dobrał wyjątkowo efektowny repertuar i opracował go z własnymi zespołowymi kolegami na soczyście melodic/hard-rockową nutę, dając wszystkim tym zasłużonym szlagierom nowe życie. A przecież jego celem od początku do końca miała być tylko wspomniana już zabawa.
Nie ma tu więc żadnego zadzierania nosa, ani silenia się na jakiekolwiek nowatorstwo. Piosenki, choć uroczo utrzymane w stylistyce Bonfire, zostały wykonane - na szczęście! - w bliźniaczym tonie do swych pierwowzorów. I brawo, nikt z nas bowiem nie ulegnie zakłopotaniu czy ewentualnemu rozczarowaniu.
Nie oderwiecie się Mili Państwo od tego podmetalizowanego śpiewnika hitów Toto, Deep Purple, Survivor, UFO, Hardline, Queensrÿche, Rainbow, House Of Lords, czy nawet dla Bonfire rodzimych Puhdys (m.in. wzięte na ruszt genialne "Erinnerung") oraz Grave Digger. Zresztą "Rebellion" i "Heavy Metal Breakdown" - tych ostatnich, wykonane tak, że niewiele brakowało bym zaliczył zejście, gdy z wrażenia jedzona właśnie zupka zawitała do stacji "niemiecka dziurka".
Nowe wersje "Child In Time", "Eye Of The Tiger", "Stone Cold", "Africa", "Hold The Line", "Doctor Doctor", "I Surrender", "Man On The Silver Mountain" czy nawet Cohen'owskiego "Hallelujah", postawią na nogi niejednego truposzczaka. A dobrodziejstw w zestawie jest tak wiele, iż wyszczególnianie w poniższej recenzyjce pisanym słowem wszystkiego nosi podobny sens, co przewrotnie rzecz ujmując, zmuszanie alkoholika do uczestniczenia w trunkowej degustacji.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
==================================
Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"