czwartek, 18 sierpnia 2022

substance

Na wczoraj przypadło 35 lat dla "Substance". Pierwszej kompilacji New Order. Od razu dwupłytowej, pomimo iż sprawa dotyczy ledwie sześciu lat działalności. Ale składanka to niezwyczajna, zdecydowanie nieoczywista. Otrzymujemy zestaw stron 'A' wszystkich do tamtej pory wydanych maxi singli - to te zebrane na pierwszej płycie - a także ich stron 'B', w co obfitowała druga płyta. Do tego jeszcze jakieś remiksy, nowe wersje oraz nowość, numer "True Faith". Sporo zachęt w jednym miejscu, trzeba mieć.
Całość zaczyna się tam, gdzie skończyli Joy Division, po czym pomału docieramy do zdefiniowania sceny klubowej lat osiemdziesiątych. I wcale nie tylko "Blue Monday".
U nas w Tonpressie ktoś najwyraźniej cenił Bernarda Sumnera oraz jego kompanię, stąd aż dwa licencyjne, regularne longplaye: "Low-Life" i "Brotherhood", do tego ta oto kompilacja, plus jeszcze singiel "Blue Monday" - na trzydzieści trzy i jedną trzecią obrotów na minutę. Wiadomo, wydany na Wyspach maxi singlowy 45 RPM odpowiednik, śmigał jak ta lala, jednak nasza siódemka, choć nie na parkiety, a do domowego użytku, też chyba niczego sobie. Do dzisiaj zachowałem dwa egzemplarze - oba w idealnym stanie! Zdjęcia w kolejnym wpisie - o ile nie zapomnę, bo dzisiaj wieczorem Kolejorz gra.
Uwielbiam New Order. Im wcześniejsi, tym lepsi. Najbardziej album "Low-Life", niemniej "Substance 1987" również polecam każdemu. Od tego zestawu najlepiej rozpocząć z nimi przygodę. To tu tkwi esencja, fenomen, piękno grupy i spointowana jej wysoka jakość. Czasy, kiedy za puls basu Petera Hooka gotów byłem zatańczyć na rurze. Zachwyt wypływał z każdej szczeliny szarpanych przez niego strun. Facet świadomie stawał się atencyjny, przez co talentem przyciągał uwagę słuchaczy mego pokolenia do tego stopnia, iż w chwilach osłupienia można było usłyszeć upadek szpilki w sąsiednim pokoju. I to wszystko tutaj jest. Klasa kompozytorska i wykonawcza całej NewOrder'owej brygady.

a.m.