BROTHER FIRETRIBE
"Feel The Burn"
(ODYSSEY)
****3/4
Koncertowe bezrobocie przyspieszyło ukończenie "Feel The Burn", które leniwym tempem tworzyło się od 2018 roku, a jego pierwsze symptomy Brother Firetribe zapisali w nutach tuż po zakończeniu trasy promującej poprzednie "Sunbound". I od razu uspokoję, niewiele się zmieniło, co akurat tej konkretnej sztuce wychodzi tylko na plus. Chociaż jedna zmiana jednak jest. A raczej, wymiana. Nastąpił personalny ubytek Nightwish'owego gitarzysty Emppu Vuorinena. Jego obowiązki związane z głównym chlebodawcą - Nightwish - nie pozwalały mu rwać serca w obu kierunkach, tak też przyszło zatrzymać się na gruncie deklaracji - i wygrali Nightwish. Ale Emppu zdążył jeszcze zagrać w dwóch utworach ("Bring On The Rain" oraz "Battleground"), zanim schedę po nim przejął Roope Riihijärvi. Niezły muzykant, a jednocześnie żaden gitarowy nowicjusz, pomimo iż do tej pory posiadaną profesją raczej zabawiał na wycieczkowych statkach oraz przeróżnych tym podobnych imprezach.
Kibicuję Finom od dawna, a nawet przed trzema laty miałem okazję zawitać na ich koncert. Kapitalny, choć dla przeciwwagi frekwencyjnie skompromitowany. Obecnie o występach grupy nawet nie ma co marzyć, zaś obejrzany niedawno ich występ online, raz - pozostawił we mnie tylko ogromny niedosyt, a dwa - utwierdził, że nic na siłę. Zanim nas nie "od-lockdown-ują", nie warto silić się na akustyczne sety w lokalizacjach pomiędzy wc a kuchnią. Nie da się bez publiczności oraz w pozbawionych przestrzeni i oddechu stosownych aren, w jakichkolwiek domowych warunkach zgotować show, po którym pręgi i pozyskane emocje nie opuszczałyby nas tygodniami. Dlatego, zanim nadejdzie odpowiedni koncertowy czas, chyba najlepiej wykorzystać ograniczenie wolności do realizowania nowych pomysłów.
Pekka Heino jak zawsze śpiewa do takich melodii, które rozumie, dlatego jest naturalny, dlatego chce się go słuchać. Jego misyjność opiera się na niesieniu głosowymi strunami piekielnie melodyjnych zwrotek i jeszcze dosadniejszych refrenów, bo i też facet dysponuje odpowiednio skrojonym głosem, którym włada z pierzastą lekkością. Zarówno w balladzie "Love Is A Beautiful Lie", bądź w wystrzałowych "Arianne" (cóż za stadionowy refren, cóż za albumowe ujęcie!) oraz "Bring On The Rain", jak też w wynegocjowanym na pierwszego cyfrowego singla, a i o dramaturgicznej konstrukcji "Night Drive", ale i w osadzonym w finale, konkretnie zwięzłym "Rock In The City". Ten ostatni stanowi za ukłon w stronę pewnego fińskiego rockowego, o identycznej nazwie festiwalu, a jednocześnie jest podarkiem dla jego organizatorów. Oj, jak dobrze mieć taki utwór-wizytówkę.
Brother Firetribe, w warstwie lirycznej, jak na r'n'rollowców przystało, zazwyczaj oferują koktajl przeróżnych odcieni relacji damsko-męskich, choć w takim skojarzeniowo z Vangelisem zatytułowanym "Chariots Of Fire" ("... rozpal ten rydwan w ogniu! ...), Pekka Heino wystawia chęć przełamywania utartych schematów, większą wiarę w siebie, a wszystko w imię miłości.
Skandynawowie (choć od lat niektórzy zapewniają, że Finlandia to żadna Skandynawia) na każdym kroku tej niewiele ponad 40-minutowej płyty rozsiewają izotopy tylko pozytywnej energii. Chce się tę muzykę wspólnie śpiewać, a wraz z jej rytmem pulsować. Chce się przy niej pocić i zarzucać grzywą. Nawet jeśli ten rytuał zastrzegli sobie przed laty fani Slayer.
Klawiszowo-gitarowy soft metal w wydaniu Brother Firetribe to taki nienadający się do filozoficznych dysput rock, który nie dźwiga wraz z sobą misji naprawiania tego świata, a mimo to paradoksalnie swym pozytywnym przekazem bardzo się ku temu przyczynia. I kompletnie nie mam pojęcia, czy "Feel The Burn" jest lepsze od "Sunbound", bądź jeszcze wcześniejszej "Diamond In The Firepit", a już tym bardziej od którejkolwiek z dwóch pozostałych. Czas pokaże, po którą za czas jakiś sięgać będę najchętniej. Bo i też tylko kwestią drobnych detali będzie można przechylić szalę na czyjąś korzyść.
Finowie posiedli smykałkę do chwytliwych melodii, pod których ciężarem ziemia drży. Grają też taki metal, na który wszelkie Annihilatory, Destructiony i GraveDiggery wargi wstrzemięźliwości względem obelg zacisną, a mnie "Feel The Burn" urzeka bezlitośnie i jakiejkolwiek możliwości amnestii.
Czuwa nad grupą kamerton, a jej twórczość ubiera mą duszę. I tak długo, dopóki Fajertrajbsi będą tak właśnie grać, nie zaprzestanę kupowania ich płyt.
P.S. Powinno być pięć gwiazdek, ale są tacy, co już się czepiają.