BLUE ÖYSTER CULT
"The Symbol Remains"
(FRONTIERS)
*****
Na początku epoki 70's Blue Öyster Cult mieli stanowić za amerykańską odpowiedź na Black Sabbath. Aura okultyzmu, zjawisk paranormalnych, mroku i jeszcze kilku tym podobnych kwestii, bardzo obie formacje do siebie zbliżyły, choć muzycznie było inaczej. Poza tym, Bi Ou Si mieli przemiennie czworo wokalistów, a Sabbs jedynie Ozzy'ego. A mimo to pionierzy amerykańskiego heavy metalu zainspirowali wielu entuzjastów, nie tylko głośnego grania, ale też niejednych psychodelików czy progrockowców, zasiadając na królewskim tronie, z którego do teraz nie dali się zepchnąć.
"The Symbol Remains" - tytułem nawiązujące do frazy ze starszego numeru Bi Ou Si "Shadow Of California" - ukazało się po 19 latach od bardzo fajnej i mocno niedocenionej płyty "Curse Of The Hidden Mirror". Album zawiera 14 premierowych kompozycji, zupełnie nieczujących najmniejszej skruchy wobec czerpania z tego, co już było, plotąc jednocześnie całkiem świeże wianki i z dumą podążając przed siebie. Bo i też kompletnie nie słychać, że tym panom przybyło o dwie dekady siwych włosów. Nowa płyta rozwala entuzjazmem, napawa świeżością, a przy tym jest uroczo staromodna. Mało tego, połowa jej "gorszej" części fantastyczna, a druga na poczet mojej odpowiedzialności genialna. W czubie wiwatującej stawki "Tainted Blood", "Nightmare Epiphany", "The Machine", "Florida Man", "Secret Road" - cóż za gitarowe dialogi!, "The Return Of St. Cecilia", "Train True (Lennie's Song)" plus nastrojowe i brzmiące niczym czterdziestoletni klasyk "Fight". Jest jeszcze trzymające w napięciu, posępne i spowolnione "The Alchemist", gdzie Eric Bloom chwilami śpiewa, jakby szyją zawisł na drążku. A przecież, wysunięty ku albumowej promocji "That Was Me" (tutaj w gościnie w chórku niedawny muzyk pierwszego szeregu Albert Bouchard) czy "Box In My Head", zdają się niemal o kapkę nie ustępować. Tak przy okazji, "Box In My Head" uświadamia, iż nasz umysł to zagadkowe i jednocześnie fascynujące miejsce. No właśnie, teksty. Bi Ou Si mają przestronne pole widzenia, a swym metaforycznym myśleniem bywa, że wyrażają się mrocznie, wampirycznie, z nutką od zawsze skrywanej magii, ale również epizodycznie zahaczając o świat nowoczesnych technologii. I wszystko to wzajemnie sobie nie przeszkadza.
Rewelacyjny album, choć szkoda, że z nędzną okładką.
A.M.