czwartek, 7 maja 2020

nie żyje FLORIAN SCHNEIDER (7 IV 1947 - 30 IV 2020)

Dopiero wczoraj obwieszczono śmierć Floriana Schneidera - z czym zresztą tu się spieszyć?. Obok Ralfa Hüttera, jednego z dwóch założycieli Kraftwerk i jednocześnie jednego z najistotniejszych trybów w całej tej machinie (vide Die Mensch-Maschine). Jednocześnie wizerunkowo najbardziej rozpoznawalnej postaci grupy.
Od dzieciaka trzymam w zamrażarce mej pamięci jego charakterystyczną twarz, z zapadniętymi oczyma i wysuniętym czołem, takim trochę na Rudolfa Hessa - oczywiście tego słynniejszego Hessa, z obu nazistowskich Rudolfów. Jego sylwetka jest dla mnie industrialna, jak automatyczna muzyka, której przewodził.
W swoim fachu absolutny szczególarz, który nawet w wyborze ostatecznego instrumentu przechodził epokowe katorgi, najpierw docierając się w graniu na flecie, później na skrzypcach, nawet na gitarze, zanim ostateczny wybór padł na szeroko pojętą elektronikę.
Muszę przy tej okazji wtrącić, zawsze ogromne wrażenie robiły na mnie sylwetki wszystkich członków Kraftwerk. Szczególnie, gdy ustawiali się profilem, jak Marks, Engels i Lenin. Ich chłodny, zdehumanizowany wygląd, utkany w postaciach z wyżelowanymi i zaczesanymi na tył fryzurami, w idealnie sprasowanych koszulach oraz proletariackich krawatach, mroził krew w żyłach, a jednocześnie uruchamiał tryby przynależnych im procesorów. Ludzie roboty, wizje nadchodzącej zagłady. Zawsze miewałem takiego przyjemnego pietra, gdy jako nastolatek zostawałem z tą muzyką sam na sam. Utwory, typu: "The Robots", "Metropolis", "Trans Europe Express" czy nawet super przebojowe "The Model", silnie oddziaływały na mą wyobraźnię. I bez znaczenia, czy tyczyło to międzynarodowych wersji - melorecytowanych po angielsku, czy wykonywanych w twardszym niemieckim oryginale.
Na dawnych Wawrzynkowych giełdach trudno było załapać się na idealne używane egzemplarze ich płyt. Ludzie je katowali, ponieważ ta nieziemska twórczość fascynowała nawet zwolenników Led Zeppelin czy lżejszych Bee Gees. Zresztą, nikt nie miał wówczas problemu z chłonięciem wszystkiego co dobre. Panowała wszech-otwartość na muzykę, bez wnikliwego dzielenia na gatunki, podgatunki, rzeczy dobre bądź gardzące. Pod tym względem lata 70/80-te, nawet w klaustrofobicznej Polsce, dyktowały otwartość na sztukę. I ja jestem tego dzieckiem. Dlatego, pomimo preferowania w audycjach rocka, uwielbiam antyczną elektronikę, a Kraftwerk uważam za Mozartów automatycznych brzmień.
Floriana Schneidera nie było już w Kraftwerk od kilkunastu lat, a podobno nie koncertował z dawnymi kolegami jeszcze dłużej. Dlatego też, w 2013 roku nie mieliśmy go na poznańskim koncercie w Starej Gazowni. Wówczas przewodził jedyny stary druh, Ralf Hütter. Oczywiście nie sam, a w asyście wizerunkowo dokompletowanych kompanów. Ten niemal sensacyjny show odbył się w najbardziej stosownym dla tej muzyki miejscu, w dodatku w atmosferze 3D - zachowałem pamiątkowe okulary. Zabrał mnie na niego Qba Kjurczyński, za co dozgonna ma wdzięczność.
Koniecznie muszę zaznaczyć, że David Bowie będący pod wrażeniem Kraftwerk, a konkretnie Floriana Schneidera, skomponował instrumentalne "V-2 Schneider". Usłyszymy je na LP "Heroes". A więc, na jednej z płyt osławionej berlińskiej trylogii Artysty. Ponadto, grupa OMD scoverowała Kraftwerk'owy numer "Neon Light", co stało się na albumie "Sugar Tax". Choć nie do końca był to typowy cover, albowiem Andy McClusky posłużył się wycinkami z oryginalnej ścieżki. A przecież nie trzeba spoglądać tak odlegle. Otóż, metalowi spadkobiercy
Kraftwerk, czyli grupa Rammstein, niejednokrotnie uwidaczniała fascynacje swoimi starszymi braćmi. Na ostatnim ubiegłorocznym albumie zamieścili m.in. świetny numer "Radio", który ewidentnie bił pod twórczość Floriana Schneidera i spółki. W podkładzie pojawiły się sugestywne syntezatory, ponadto dla całości przylegał marszowy rytm, i aż chciało się wyskandować: i'm a robot man! Piosenka powracała myślami do czasów NRD, gdzie tamtejsi obywatele często z narażeniem zdrowia, reputacji, a niekiedy życia, potajemnie nadsłuchiwali zachodnich rozgłośni. Zgrabnej partii syntezatorów dostarczył tu Rammstein'owy Christian Lorenz. Ale to nie ten Lorenz od orzeszków i paluszków, gdyby czasem kogoś zafrapowało.
Przeczytałem, że Florian Schneider zmarł po krótkiej chorobie nowotworowej, zaledwie trzy tygodnie po swoich 73-urodzinach.
Kling Klang Flori !








Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"