Nowy film braci Sekielskich - "Zabawa w chowanego" - nie wnosi niczego nowego, o czym już nie wiemy, ale zobaczyć należy. To kontynuacja niedawnego "Tylko nie mów nikomu", tyle, że tym razem niemal cały przebieg wije się wokół pokrzywdzonych, mecenasów oraz dziennikarzy śledczych. Brak w nim kościelnych autorytetów, albowiem poproszony jeden z nich, odmawia.
Film pojawia się w dobrym momencie, kiedy nie odciągają naszej uwagi żadne prezydenckie wybory, ani też dawno wyjaśniony temat panoszącego się koronawirusa, a na dodatek jesteśmy na świeżo po śmierci jednego z negatywnych bohaterów "Tylko nie mów nikomu", który ciekaw jestem, co teraz powie swemu Panu Bogu.
Z nieukrywanym przygnębieniem oglądam te wszystkie kościelne brudy. Burzą one mój młodzieńczy świat, kiedy księży uważałem za uosobienie cnót, za bezmiar przyzwoitości, podobnie jak stojące na równi w mym przekonaniu uczciwe pełnienie misyjności każdego lekarza, policjanta czy strażaka. A dzisiaj zgadzam się ze słowami ks. Isakowicza-Zaleskiego, że Watykan to tak naprawdę siedlisko mafii lawendowej. W dużym stopniu paskudna instytucja, skrywająca w swych szeregach niemałą armię zwyczajnych ciepluchów. A są to przecież kapłani, którym zwykli śmiertelnicy niejednokrotnie powierzają, nie tylko swoje grzechy czy prozaiczne problemy, ale nierzadko sprawy życiowej wagi. Tu jednak przystanę i uczciwie dodam, Sekielscy nie atakują Kościoła, oni tylko atakują panoszącą się w nim szarańczę. A wszystko, o czym nas informują, dzieje się naprawdę. Choć wiem, że niektórzy nigdy nie zechcą dostrzec tego problemu. Ich ślepa fascynacja, niekiedy religijny fanatyzm, nie pozwalają dopuścić myśli, że w świątobliwych murach kościelnych, najczęściej otoczonych artystycznym przepychem, o kulturowym dziedzictwie, tyle się wokół łajdaczy.
Zawsze oburzała mnie ta klerykalna jednolita retoryka, jak też zasada: ręka rękę myje, plus bijąca frontem zniewieściałość, a do tego przy każdym problemie, ta o "miłym tonie" watykańska spychologia w odkładaniu wszystkiego w czasie. Dostrzegam tego całe mnóstwo także i w tym dokumencie, pomimo iż nie o to się tutaj sprawa rozbija. Cuchnie taką grzybiczną stęchlizną i nie sposób pozbyć się tego zapachu. Bulwersuje też przyspawane do tego towarzystwa takie odwieczne umywanie rąk, każdorazowe zamiatanie problemów pod dywan, no i to przenoszenie obciążonych moralnie księży w bezpieczne dla nich miejsca, by tam mogli już sobie spokojnie pełnić dalszą posługę. Ale najbardziej irytuje, że tych duchownych nie martwi los samych ofiar, a jedynie dalszy los rozpracowanego w przestępstwie kleru.
Podobno w przyszłym roku Panowie Sekielscy przewidują premierę filmu o Janie Pawle II. O tym, co wiedział, czego nie, co tuszował, a na co nie chciał otwierać oczu. Po części obawiam się tego dokumentu, bo choć nie jestem członkiem żadnego kościoła, a tym bardziej nie czczę jakiegokolwiek kultu jednostki, to jednak przez lata byłem z naszego Papieża dumny.
Obejrzałem też interesujący francuski dokument "Największe kłamstwa w historii", jaki ostatnio wyemitowała stacja Planete+. Znakomicie w godzinnym skrócie opowiedziana historia jednego z największych finansowych krętaczy, jakim Bernard Madoff. Facet przez dwie dekady prowadził niesamowitą piramidę finansową, w której okiwał kilkanaście tysięcy osób na całym świecie (w tym również w Polsce, ale i także takiego Stevena Spielberga), i to na dobrych kilkadziesiąt miliardów dolarów. Ostatecznie dołożono mu 150 lat paki, ale i tam nieźle się urządził. Po drodze utracił dwoje synów, którzy wcale nie byli dla niego ponad łapczywie chomikowane pieniądze.
Film pokazuje strukturę działalności utworzonej przez niego inwestycyjnej machiny, a raczej jej wieloletnią niepodważalność. Gość wykazywał zyski nawet w najgorszych recesyjnych czasach, kiedy niemożliwym było nie wtopić, a z drugiej strony, był kapitalnie zabezpieczony od strony prawnej i teoretycznie nieskazitelnej nagromadzonej dokumentacji. Nawet pewien matematyczny geniusz, który zawziął się na wystawienie Madoffa, nie miał na niego sposobu przez circa dziesięć lat. Niby sprawa Madoffa powszechnie wydaje się znana, niczym Afera Wall Street, a jednak drobne szczegóły dodają całej tej historii odpowiedniej pikanterii. Polecam Szanownym Państwu obejrzenie tego dokumentu, o ile Planete+ przewiduje jego repetę.
Zresztą, z tej samej serii obejrzałem również głośną sprawę Billa Clintona z Moniką Levinsky. Tutaj także nieźle pokazano całą rozgrywkę związanej z nimi seksafery, od niewinnej zawodowej praktyki Pani Levinsky w Białym Domu, poprzez dziennikarskie rozpracowywanie tematu oraz krzywoprzysięstwo Clintona, aż po upadek jego rządu. Dopiero teraz w pełni pojąłem, co i jak, i co z czego wynikało. Dotąd informacyjne strzępy przedstawiały zazwyczaj bohaterkę skandalu w krzywym zwierciadle, która z perfidii wylądowała w ramionach niepohamowanego seksualnie przywódcy, natomiast w filmie klarownie wyjaśniono nakładanie się na siebie poszczególnych warstw. I to także polecam. Serio, dużo to lepsze od marnowania czasu na przeróżne amerykańskie sensacyjki lub wyimaginowane baśniowe bzdurki.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
Film pojawia się w dobrym momencie, kiedy nie odciągają naszej uwagi żadne prezydenckie wybory, ani też dawno wyjaśniony temat panoszącego się koronawirusa, a na dodatek jesteśmy na świeżo po śmierci jednego z negatywnych bohaterów "Tylko nie mów nikomu", który ciekaw jestem, co teraz powie swemu Panu Bogu.
Z nieukrywanym przygnębieniem oglądam te wszystkie kościelne brudy. Burzą one mój młodzieńczy świat, kiedy księży uważałem za uosobienie cnót, za bezmiar przyzwoitości, podobnie jak stojące na równi w mym przekonaniu uczciwe pełnienie misyjności każdego lekarza, policjanta czy strażaka. A dzisiaj zgadzam się ze słowami ks. Isakowicza-Zaleskiego, że Watykan to tak naprawdę siedlisko mafii lawendowej. W dużym stopniu paskudna instytucja, skrywająca w swych szeregach niemałą armię zwyczajnych ciepluchów. A są to przecież kapłani, którym zwykli śmiertelnicy niejednokrotnie powierzają, nie tylko swoje grzechy czy prozaiczne problemy, ale nierzadko sprawy życiowej wagi. Tu jednak przystanę i uczciwie dodam, Sekielscy nie atakują Kościoła, oni tylko atakują panoszącą się w nim szarańczę. A wszystko, o czym nas informują, dzieje się naprawdę. Choć wiem, że niektórzy nigdy nie zechcą dostrzec tego problemu. Ich ślepa fascynacja, niekiedy religijny fanatyzm, nie pozwalają dopuścić myśli, że w świątobliwych murach kościelnych, najczęściej otoczonych artystycznym przepychem, o kulturowym dziedzictwie, tyle się wokół łajdaczy.
Zawsze oburzała mnie ta klerykalna jednolita retoryka, jak też zasada: ręka rękę myje, plus bijąca frontem zniewieściałość, a do tego przy każdym problemie, ta o "miłym tonie" watykańska spychologia w odkładaniu wszystkiego w czasie. Dostrzegam tego całe mnóstwo także i w tym dokumencie, pomimo iż nie o to się tutaj sprawa rozbija. Cuchnie taką grzybiczną stęchlizną i nie sposób pozbyć się tego zapachu. Bulwersuje też przyspawane do tego towarzystwa takie odwieczne umywanie rąk, każdorazowe zamiatanie problemów pod dywan, no i to przenoszenie obciążonych moralnie księży w bezpieczne dla nich miejsca, by tam mogli już sobie spokojnie pełnić dalszą posługę. Ale najbardziej irytuje, że tych duchownych nie martwi los samych ofiar, a jedynie dalszy los rozpracowanego w przestępstwie kleru.
Podobno w przyszłym roku Panowie Sekielscy przewidują premierę filmu o Janie Pawle II. O tym, co wiedział, czego nie, co tuszował, a na co nie chciał otwierać oczu. Po części obawiam się tego dokumentu, bo choć nie jestem członkiem żadnego kościoła, a tym bardziej nie czczę jakiegokolwiek kultu jednostki, to jednak przez lata byłem z naszego Papieża dumny.
Obejrzałem też interesujący francuski dokument "Największe kłamstwa w historii", jaki ostatnio wyemitowała stacja Planete+. Znakomicie w godzinnym skrócie opowiedziana historia jednego z największych finansowych krętaczy, jakim Bernard Madoff. Facet przez dwie dekady prowadził niesamowitą piramidę finansową, w której okiwał kilkanaście tysięcy osób na całym świecie (w tym również w Polsce, ale i także takiego Stevena Spielberga), i to na dobrych kilkadziesiąt miliardów dolarów. Ostatecznie dołożono mu 150 lat paki, ale i tam nieźle się urządził. Po drodze utracił dwoje synów, którzy wcale nie byli dla niego ponad łapczywie chomikowane pieniądze.
Film pokazuje strukturę działalności utworzonej przez niego inwestycyjnej machiny, a raczej jej wieloletnią niepodważalność. Gość wykazywał zyski nawet w najgorszych recesyjnych czasach, kiedy niemożliwym było nie wtopić, a z drugiej strony, był kapitalnie zabezpieczony od strony prawnej i teoretycznie nieskazitelnej nagromadzonej dokumentacji. Nawet pewien matematyczny geniusz, który zawziął się na wystawienie Madoffa, nie miał na niego sposobu przez circa dziesięć lat. Niby sprawa Madoffa powszechnie wydaje się znana, niczym Afera Wall Street, a jednak drobne szczegóły dodają całej tej historii odpowiedniej pikanterii. Polecam Szanownym Państwu obejrzenie tego dokumentu, o ile Planete+ przewiduje jego repetę.
Zresztą, z tej samej serii obejrzałem również głośną sprawę Billa Clintona z Moniką Levinsky. Tutaj także nieźle pokazano całą rozgrywkę związanej z nimi seksafery, od niewinnej zawodowej praktyki Pani Levinsky w Białym Domu, poprzez dziennikarskie rozpracowywanie tematu oraz krzywoprzysięstwo Clintona, aż po upadek jego rządu. Dopiero teraz w pełni pojąłem, co i jak, i co z czego wynikało. Dotąd informacyjne strzępy przedstawiały zazwyczaj bohaterkę skandalu w krzywym zwierciadle, która z perfidii wylądowała w ramionach niepohamowanego seksualnie przywódcy, natomiast w filmie klarownie wyjaśniono nakładanie się na siebie poszczególnych warstw. I to także polecam. Serio, dużo to lepsze od marnowania czasu na przeróżne amerykańskie sensacyjki lub wyimaginowane baśniowe bzdurki.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"