niedziela, 7 grudnia 2014

ROBIN GIBB - 50 St. Catherine's Drive - (2014) -

ROBIN GIBB
"50 St. Catherine's Drive"
(WARNER MUSIC)
****1/2


Nie spodziewałem się wiele, pośmiertne albumy najczęściej bywają ciekawostkami, zawierającymi z reguły mniej znaczący repertuar, a wydawanymi już tylko dla najzagorzalszych fanów. Zdarzają się też i cuda, jak choćby pamiętny "Mystery Girl" - Roya Orbisona, opublikowany kilka tygodni po śmierci artysty. No tak, ale w tamtym przypadku artysta zdążył wszystko ukończyć sam, jedynie nie doczekał do światowej premiery - swego najsłynniejszego jak się wkrótce okazało multiplatynowego dzieła.
W przypadku "50 St. Catherine's Drive", także nie ma mowy o jakiś usilnych reminiscencyjnych wydobyciach, a o materiale stricte premierowym. Co prawda, ten tworzył się bardzo długo, bo aż od 2007 roku, ale jego powstająca mnogość, a także w parze podążająca ciężka choroba Robina (w konsekwencji której zmarł w 2012 r.), nie pozwoliły go ukończyć za jego życia. Tak więc, Peter John Vetesse, muzyczny partner, a i zarazem ceniony multiinstrumentalista (w przeszłości był także członkiem Jethro Tull - na albumach: "Under Wraps" oraz "Broadsword And The Beast"), musiał dopełnić wszystkiego w pojedynkę.
Na szczęście, zamiast przysłowiowego śmietnika, otrzymujemy całkiem premierowy materiał, a co ważne - pełnowartościowy.
Któż by się spodziewał, że panowie Peter i Robin, zdobędą aż taką nić porozumienia. Obaj w przeszłości miewali momenty zagubienia. Peter John Vetesse po tłustym okresie 80/90's, gdzie wspomagał choćby Foreigner czy Dido, później zupełnie zamilkł. Z kolei, Robin Gibb po słabiutkim albumie "Magnet", nie dawał zbyt wielu nadziei na przyszłość. Okazuje się, że tym razem nad Robinem i Peterem czuwała dobra muza, bowiem spłodzonych przez nich siedemnaście piosenek słucha się nad wyraz wyśmienicie. I jak się okazuje, do stworzenia udanej tej kolekcji, wcale nie potrzeba było wielkiego sztabu muzyków i niepotrzebnego nadwyrężania budżetu.
Najwięcej jest tutaj podniosłych ballad, czasem z lekka folkowych, a czasem wręcz hymnów.
Vetesse zagrał na wielu instrumentach, zadbał także o przestrzenność formy i atrakcyjność aranżacji.
Poza nielicznymi wyjątkami, całość repertuaru stworzył właśnie ów niecodzienny duet Robin Gibb - Peter John Vetesse. Jakże dziwnie się na to patrzy, kiedy nie ma choćby przy jednym z utworów imienia któregokolwiek z braci Gibb. Co niegdyś stało niemal na porządku dziennym. Choć może nie do końca, wszak piąta w kolejności albumowej piosenka, to "I Am The World", a to przecież nic innego jak przeróbka dawnego przeboju Bee Gees (z 1966 roku). Jednak i tę skomponował w swoim czasie także przecież "osamotniony" Robin Gibb.
Zapewne nawet najwięksi jego fani poczują zaskoczenie słuchając wielu zawartych tu pełnych żaru i namiętności ballad, w rodzaju: "Days Of Wine And Roses", "Instant Love", "Wherever You Go", "Sorry" czy choćby "Cherish". Gdyby większość z nich, przyodziać w szaty Bee Gees, powstałaby zapewne jedna z najwspanialszych płyt tego tercetu.
"50 St. Catherine's Drive" nie tylko jest kolekcją stonowanych piosenek (choć te rzeczywiście dominują), znajdziemy tu także rzeczy idealnie nadające się na taneczny parkiet, jak iście dyskotekową "Broken Wings" lub żywiołowe "Sanctuary", "One Way Love", bądź "Avalanche".
To bardzo melodyjny i siejący przebojowość album. Zaśpiewany przez wielkiego artystę, i szkoda, że już po raz ostatni. "50 St....." jest swego rodzaju listem z zaświatów.




Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP