WITHIN TEMPTATION - "Hydra" - (BMG) -
***1/2
Pamiętam czasy, gdy jeszcze niewiele komu znana grupa Within Temptation, mająca aspiracje bycia istotną rock-gotycką formacją, wydawała właśnie swój debiutancki album "Enter". Niewielka wytwórnia, niszowa muzyka, przez co bardzo trudna do zdobycia. Dzisiaj, o ironio - jeszcze trudniejsza, choć od tamtego momentu upłynęło kilkanaście lat, a Sharon Den Adel ze swoimi kompanami, zdążyli nagrać kilka bestsellerowych płyt, wychodząc z klubowego podziemia na wielkie koncertowe areny. Obecnie na ich nowe nagrania oczekuje się z takim samym napięciem co na dzieła największych sław w całej tej show businessowej machinie. I jak tu nie zgłupieć, bądź nie ulec pokusie liźnięcia jeszcze większego rozgłosu. Bo choć zapraszanie gości nie jest żadnym novum w przypadku tej grupy, to zauważyć należy, iż ci pozyskani na Hydrę, to już całkiem spory kaliber. I bynajmniej wcale nie mam na myśli niejakiego i nijakiego zarazem Piotra Roguckiego, albowiem na mojej limitowanej i międzynarodowej edycji, na szczęście go zabrakło. Dzięki czemu mam sporą szansę nigdy nie posłuchać jak ten knoci uroczy i finałowy kawałek "Whole World Is Watching".
Tutaj wykonany przy współudziale Dave'a Pirnera - tak tak, tego pana z zapomnianego z lekka Soul Asylum. Zespołu, który opanował tych nieco ponad dwadzieścia lat temu na moment stację MTV, wraz z teledyskiem do "Runaway Train". "Whole World Is Watching" jest na Hydrze jednym z tych utworów , którego zadaniem jest promowanie całego albumu. Ale to wcale nie jest najlepszy akcent całości, ponieważ akurat wszystkie "petardy" pojawiły się nieco wcześniej - w pierwszej części płyty.
O ile rozpoczynający całość "Let Us Burn" milutko album inicjuje, o tyle następne trzy kompozycje skazane są wręcz na sukces. Druga sprawa, czy fani zespołu oczekiwali właśnie tak komercyjnego oblicza Within Temptation?. Duety Sharon z Tarją Turunen do singlowego "Paradise (What About Us?") oraz z dosłownie kapitalnym Howardem Jonesem (ex-wokalistą Killswitch Engage) "Dangerous", jakoś jeszcze dobrze komponują się z otwartością Sharon na różne głosy i muzykę, to jednak ryzykownym wydaje się fakt powierzenia roli wokalnych raperowi Xzibitowi, co wydarzyło się w "And We Run". A jednak, o zgrozo, sam utwór wydaje się być bardzo udany (świetna melodia!), i nawet taki wróg rapu jak ja, nie jest w stanie odebrać mu jego zasług. Zresztą, blisko dekadę temu Alice Cooper poprosił tego samego gdekacza o "zaśpiewanie" w jego "Stand Up" na średniej płycie "Dirty Diamonds", i także suma sumarum wszystko wyszło całkiem nieźle. Oh, damned !!! Tak przy okazji, przecież nawet sama Sharon powiedziała niedawno, iż pragnie eksperymentować z wieloma głosami, z różnych gatunków muzyki, więc stąd chyba taka różnorodność. Co w zasadzie należy docenić, nawet jeśli niejedno z nas skrzywi się w efekcie finalnym. Może właśnie dlatego w singlowym "Dangerous", artystka śpiewa o ludziach żyjących na krawędzi. Na zasadzie, nie posmakujesz - nie zrozumiesz. Wreszcie, być może także sam albumowy tytuł "Hydra", również symbolizuje jej wielkość, gigantyczność, jak i ogólne wyzbycie strachu - jak u owego mitologicznego wielogłowego węża.
Zawiedzionymi mogą poczuć się łowcy ballad. Tych jest niestety jak na lekarstwo, a jeśli już , to jedynie takie ich nieco drapieżniejsze oblicze, jak w "Edge Of The World" czy "Dog Days", no i w tej finałowej , nieco bardziej słodkawej "Whole World Is Watching".
Niestety jest jedna rzecz na in minus, otóż całość jawi się nieco monotonnym charakterem i taką do bólu równą produkcją. Wszystko jest zbyt ładne, dopieszczone i grzeczne. Brakuje soli, pieprzu i chili. Nawet jeśli ostatecznie zdałem sobie sprawę, iż płyty słucha się z nieukrywaną przyjemnością.
Ubolewam trochę, że zabrakło jak w przypadku poprzedniego longplaya "The Unforgiving", bardziej wyrazistych przebojów , jak "Faster", czy czegoś w stylu mojego ulubionego "Iron". Żałuję ponadto, iż grupa nie serwuje już pełnych napięcia pieśni, jak niezniszczalne "Frozen", "All I Need" czy "Memories" - z którymi jakoś Sharon zawsze było bardziej do twarzy.
Cóż, na pewno "Hydra" jest płytą dobrą, a nawet w swoim gatunku i klasie wykonawczej - dobrą z dużym plusem. Jednak osobiście oczekiwałem nieco mniejszego przepychu formy i nie aż takiej "nadprodukcji".
A co na drugiej płycie? W sumie nic niesamowitego. Cztery pierwsze kompozycje , to covery jakie pojawiły się już wcześniej na ub.rocznej fan klubowej płycie "The Q Music Session". Są to piosenki z repertuaru: Imagine Dragons ("Radioactive"), Lany Del Ray (powszechnie znany "Summertime Sadness"), Passenger ("Let Her Go") oraz Enrique Iglesiasa ("Dirty Dancer"). Pozostałe cztery, to kompozycje wyciągnięte z podstawowego repertuaru Hydry, jednak podane w tak zwanych "ewolucyjnych" wersjach. A te należy potraktować już tylko w kategorii ciekawostek dla najbardziej zagorzałych fanów grupy. Pokazują zmiksowane w jedność różne fragmenty tworzenia się danego utworu.
Zachęcam do limitowanej wersji albumu, nie tylko z uwagi na poprawną wersję ostatniego utworu z płyty numer jeden, ale także dla samego wydawnictwa - pięknego digipacka z arcyobszerną książeczką - godnym przeciwnikiem dla konkurencyjnych dzisiaj wydawnictw winylowych.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
===============================
"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP"